Błogosławiony wujek

Rozmowa z Wandą Gawrońską, siostrzenicą bł. Piotra Frassatiego.

Gdzie Pani mieszka? Sądząc po doskonałej polszczyźnie to pewnie w Polsce?

Mieszkam we Włoszech w Rzymie. Tak idealnie to nie mówię po polsku. Czasami brakuje mi słów i wciąż muszę się pytać jak coś powiedzieć. Od dziecka mówiliśmy w domu po polsku potem przeszliśmy na włoski. Zawsze mieliśmy kontakty z Polską. Potem wiele lat pracowałam w ośrodku dla Polaków w Rzymie. Często przyjeżdżam do Polski. Mama od razu nauczyła się po polsku i bardzo dobrze mówiła. Przed II wojną światową była bardzo często w Polsce choć mieszkaliśmy w Turcji a potem w Austrii, bo ojciec był dyplomatą. W Polsce mieszkaliśmy od 1938 r. na Wołyniu.

A w czasie wojny gdzie?

Po wybuchu wojny wyjechaliśmy do Włoch. Mama często przyjeżdżała podczas wojny do Polski. Pomagała Armii Krajowej. Jako włoska obywatelka dostała od Mussoliniego paszport dyplomatyczny dzięki czemu mogła swobodnie przemieszczać się w okupowanej Europie i wykorzystała to kilkukrotnie przywożąc pieniądze dla Armii Krajowej. Pomogła także pani Sikorskiej wyjechać z okupowanej Polski. Mama pomogła także w zwolnieniu 120 profesorów UJ z KL Sachsenhausen.

Czytałem, że zostali zwolnieni po wyraźnej interwencji Mussoliniego….

Nie jest to wyraźnie nigdzie napisane ale to dzięki pomocy mamy. Ona najpierw interweniowała u Mussoliniego prosząc o pomoc a on dopiero potem dalej. Dominikanin o. Bocheński był jednym z tych profesorów UJ, których Niemcy nie złapali. Gdy był we Włoszech spotkał się z mamą w tym czasie gdy uwolniono ich z Sachsenhausen. Następnego dnia mama miała spotkać się z Mussolinim. Bocheński powiedział wtedy, że trzeba coś mu dać w podziękowaniu za uwolnienie profesorów. Mama wyszukała w swojej bibliotece piękne wydanie jednego z dzieł Wyspiańskiego, a Bocheński wpisał dedykację i  podziękowania dla Mussoliniego. Mama na drugi dzień tę książkę  wręczyła mu osobiście.

Potem w czasie wojny polscy żołnierze zdobywali Predappio gdzie był rodzinny dom Mussoliniego. Tam w gruzach ze zdziwieniem znaleźli polską książkę. Trafiła ona do Muzeum Andersa w Londynie. Gdy mama się o tym dowiedziała powiedziała stanowczo, że to przecież jej własność. Jednak w międzyczasie książka gdzieś się zgubiła. Gdy był ingres kardynała Dziwisza siedziałam obok rektora UJ, który upewniwszy się że nazywam się Gawrońska powiedział, że mają książkę mojej mamy. Po wielu perypetiach trafiła do Krakowa.

Jaka jest duchowa więź między Panią a bł. Piotrem Jerzym Frassatim?

Choć nigdy się nie spotkaliśmy, bo zmarł 6 miesięcy po ślubie mojej matki, to bardzo go kocham.

Dlaczego?

Bo jest wspaniały. Bardzo dobrze go poznałam dzięki mamie, która po wojnie napisała dużo książek i świadectw o swoim bracie.

Proces beatyfikacyjny wujka to długa i skomplikowana historia…

Rozpoczął się zaraz po śmierci wujka i szybko nabrał tempa. W 1941 roku nagle został wstrzymany z powodu plotek. Według niektórych Piotr Jerzy Frassati nie był dobrym przykładem dla ludzi bo był antyfaszystą, bo wywodził się z bogatej rodziny, bo chodził w góry razem z dziewczynami….. Pod ich wpływem wstrzymano proces. Wtedy moja mama zaangażowała się w tę sprawę mówiąc: „Nie mogę dopuścić do tego żeby zwyciężył fałsz o moim bracie”. Przez 2 lata zbierała świadectwa o bracie od ludzi, którzy go pamiętali. Napisała do Piusa XII czy można by było zbadać te nowe świadectwa o wujku.  Pius XII zgodził się i zaczęło się wszystko od początku….

….i tak trwało ponad 40 lat!

Tak. Zbadano te nowe świadectwa ale nie przedstawiono ich dalej. W końcu mama poszła także do Pawła VI aby zapytać na jakim etapie jest proces beatyfikacyjny brata. Paweł VI gdy był młodym księdzem napisał piękny tekst o Piotrze Jerzym Frassatim, bo bardzo kochał tę postać. Dlatego w 1978 r. rozpoczął proces po raz kolejny.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..