Z Marsylii do Kamienia. Osiadł w Rybniku dla pewnej ślicznej dziewczyny. I choć pochodzi z laickiej Francji, widać, że jest żarliwiej wierzący niż często letni Polacy-katolicy.
Laurent Nal, Francuz z Rybnika-Kamienia, do 1996 r. mieszkał w Marsylii. – Tam było ciepło, miło. Ale Grażyna chciała być w Polsce, a ja chciałem być blisko niej – mówi. – Nie wybrałem Polska, wybrałem Grażyna. Ale teraz bardzo dobrze się w Polsce czuję. Ludzie są bardzo otwarci na mnie, miło mnie przyjmują – tłumaczy, robiąc jeszcze niewielkie błędy po polsku. Dzieci Nalów wolą mówić po polsku niż po francusku. Wnoszą też do rodziny przyniesione z podwórka „ausdruki”, śląskie powiedzonka. W rozmowie z nami Laurent użył nawet śląskiego słowa „rzykomy” (bo każdego wieczoru z żoną i trójką starszych synów odmawiają Różaniec w salonie swojego domu). – A nasi najmłodsi – Filip i Laura – biegają wtedy wokół nas, czasami przeszkadzają, ale to jest fajne – śmieje się. Niedawno Laurent powiedział przyjaciołom, że skoro tak długo mieszka w Rybniku, to już też jest Ślązakiem. – Wiesz, Laurenty, nie obraź się, ale z hanysem łączy cię tylko tyle, że też jesteś ssakiem – odpalił jeden z nich, wywołując u Laurenta bardzo długą salwę śmiechu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.