Dagmara żyła tylko osiem dni. Plan był inny – miała być długo w szpitalu, ale później wrócić do domu.
Ciąża Beaty przebiegała spokojnie. – Była zagrożona, ale wydawało nam się, że jak już dojdzie do porodu, będzie super. Myśmy już zaplanowali wszystko. Mieliśmy ją wołać Dagusia. Jak się urodziła, w ogóle nie wiedzieliśmy, że jest problem. Szybko zapadła decyzja o tym, że trzeba ją przetransportować na leczenie do Zabrza. Tam zaraz przyszedł kryzys: jej serduszko przestało bić, miała wylew do płuc – Beata ociera łzy płynące po policzku. – Dowiedzieliśmy się wtedy, że stan jest krytyczny. Postanowiliśmy z mężem, że chcemy ją ochrzcić, chociaż bałam się tego. Czułam, że to dla niej przyzwolenie, że może umrzeć – milknie na chwilę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł