Homilia abp. Józefa Kupnego wygłoszona podczas Pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców do Piekar Śląskich - 25 maja 2025 r.
Drodzy bracia w biskupim posługiwaniu, na czele z biskupem Markiem i jego biskupami pomocniczymi oraz arcybiskupem seniorem Wiktorem,
Drodzy i bliscy memu sercu, obecni na tej uroczystej liturgii biskupi goście z Opola, Gliwic, Bielska Białej, drodzy kapłani, wszystkie osoby życia konsekrowanego, klerycy,
Dostojni goście, przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, umiłowani pielgrzymi nadziei!
Dzisiejsza pielgrzymka mężczyzn w obchodzonym w całym kościele Roku Jubileuszowym zbiega się z obchodami stulecia powstania diecezji katowickiej. Po plebiscycie i trzecim powstaniu śląskim część Górnego Śląska została wyłączona do II Rzeczypospolitej. Ten akt polityczny pozwolił Stolicy Apostolskiej utworzyć najpierw, w 1922 roku, administraturę apostolską, a trzy lata później, w 1925 roku, diecezję katowicką. Administratorem, a od 1925 roku pierwszym biskupem śląskim, został pochodzący z Mysłowic ksiądz August Hlond, który przez Piusa XI w 1926 roku wyniesiony został na stolicę prymasowska w Gnieźnie. Jego następcą na stolicy biskupiej został Arkadiusz Lisiecki, a po jego śmierci w 1930 roku Kościołem na Górnym Śląsku kierował biskup Stanisław Adamski wielki społecznik zaangażowany m.in. w odrodzonej Polsce w tworzenie silnej partii chadeckiej oraz Akcji Katolickiej.
Od roku 1967 diecezją katowicką kierował bp Herbert Bednorz, na pewno przez wielu z was pamiętany. Ze względu na swoje olbrzymie zaangażowanie w obronę praw ludzi pracy nazwany biskupem robotników. A z kolei w 1985 roku biskupem katowickim został Damian Zimoń, a po nim obecny tu arcybiskup Wiktor Skworc. Ich duszpasterskie posługiwanie cechowało zaangażowanie w sprawy społeczne i rozwijanie społecznego nauczania Kościoła. Byli głosem świata pracy i rzecznikami spraw ludzi pracy; obrońcami ich praw i godności. Potrafiliście to docenić wyrażając oklaskami swoje poparcie dla ich duszpasterskich wystąpień i homilii, niejednokrotnie to słyszałem kiedy tu byłem; tak dziękowaliście im za ich społeczne nauczanie. Szczególnym wyrazem troski o ludzi pracy był list pasterski arcybiskupa Zimonia zatytułowany „Kościół katolicki na Śląsku wobec bezrobocia” z 19 marca 2001 roku, w którym pasterz archidiecezji katowickiej apelował do władz państwowych, przedsiębiorców, do duszpasterzy, wspólnot parafialnych i zakonnych o bardziej zdecydowane zaangażowanie w likwidowaniu przyczyn i skutków bezrobocia. Na uwagę zasługuje także troska arcybiskupa Damiana, a potem arcybiskupa Wiktora Skworca, o rodziny, co przy współpracy z ówczesną prezydent Zabrza Małgorzatę Mańkę-Szulik i świętej pamięci Krystynę Bochenek, pełniącą wówczas funkcję wicemarszałka Senatu, a potem przy wsparciu Śląskich samorządów, zaowocowała organizowaniem metropolitalnego święta rodziny. W tym roku odbywa się już 18. edycja tego święta promującego wartość rodziny. Wielkie uznanie należy się wszystkim organizatorom i uczestnikom tego trwającego do 15 czerwca wydarzenia. Bardzo serdecznie im podziękujmy. W całym tym stuleciu pasterze Kościoła na Śląsku mieli wsparcie swoich biskupów pomocniczych, pochodzących i wyrosłych z wiary i tradycji górnośląskiej ziemi.
Moi kochani bracia,
dzisiaj w stulecie diecezji a potem archidiecezji katowickiej, musiałem przypomnieć nazwiska tych wybitnych pasterzy, bo to oni kształtowali tożsamość Kościoła na Górnym Śląsku, jego oblicze. To dzięki ich posłudze pasterskiej archidiecezja katowicka zawdzięcza dzisiejszy kształt, a my z tego dziedzictwa do dziś czerpiemy inspiracje. Oczywiście nie były to lata spokojnego duszpasterzowania i nie były to lata spokojne dla wiernych prześladowanych przez władze komunistyczne. Pomimo restrykcji, ograniczania wolności religijnej, terroru ideologicznego, nasi dziadkowie, ojcowie i matki pozostali wierni Chrystusowi. To właśnie wierni Kościoła na Górnym Śląsku w 1952 roku, w czasach stalinowskich, wystąpili w obronie szkolnej katechezy. I w tamtych czasach zebrano ponad 70 tys. podpisów, tylko z jednej diecezji. Wspaniali ludzie! Ceną za obronę katechezy w szkole było wygnanie biskupów: Adamskiego, Bednorza i Bieńka. Wrócili do diecezji, podobnie jak prymas Wyszyński, po odwilży w listopadzie 1956 roku.
Wspaniałą kartę w historii Kościoła na Górnym Śląsku zapisał biskup Herbert Bednorz, który między innymi zmagał się o prawa ludzi wierzących do budowania nowych kościołów, walczył o prawo ludzi pracy do odpoczynku. Chyba wszyscy znamy to zawołanie: „niedziela jest Boża i nasza”. Biskup Herbert krytykował również system czterobrygadowy na kopalniach stawiający pracę przed człowiekiem. Tutaj, w Piekarach Śląskich, w obecności Matki sprawiedliwości i miłości społecznej miał swoją społeczną ambony, gdzie domagał się nie tylko dostępu Kościoła do mediów, papieru na wydawnictwa katolickie, poszanowanie naturalnego środowiska lecz także powierzania kierowniczych stanowisk na każdym szczeblu drabiny społecznej, według kompetencji, a nie według partyjnego klucza.
Drodzy pątnicy,
Kościół na Górnym Śląsku w najbardziej ciemnych i trudnych czasach naszej powojennej historii był miejscem azylu dla zagrożonych. W tej przestrzeni duchowej, jaką stwarzał wierni karmili się wolnością, do której wyswobodził nas Chrystus, i solidarnością. Tym się karmili. W niej znajdowali azyl ludzie kultury i rozbrzmiewało wolne słowo. Kiedy w czasie stanu wojennego społeczeństwo z powodu braku żywności stanęło na progu humanitarnej katastrofy Kościół jak dobra matka rozdzielał dary dzielił się tym wszystkim co przez Caritas ofiarowały Kościoły z Europy zachodniej. A wśród darów było tysiące ton mleka w proszku, odżywek dla niemowląt i lekarstw. W stanie wojennym, przy wsparciu Kościoła, prawnicy pomagali wyrzuconym z pracy odzyskiwać pracownicze prawa. To pod skrzydłami pasterzy tej diecezji działał Biskupi Komitet Pomocy Więźniom i Internowanym oraz ich rodzinom. We wspólnocie Kościoła, tego Kościoła, pomoc znajdowali związkowcy, robotnicy, samorządowcy i wszyscy, którzy potrzebowali umocnienia w zmaganiach o miłość i sprawiedliwość społeczną.
Piekary były i są miejscem intensywnej modlitwy i kultu, miejscem intensywnie przeżywanej wiary rozumiał to kard. Hlond, dlatego w orędziu z 1925 roku, to było przed koronacją obrazu Matki Bożej Piekarskiej, napisał: „ludu Śląski ktokolwiek dochodzi przyczyn twej głębokiej wiary musi pójść do Piekar. Bez nich nie można ani twej duszy zrozumieć ani twego życia religijnego ogarnąć. Tylko ten je zupełnie pojmie kto cię widział przed cudownym obrazem i przejrzał związek między nim a tobą”.
Bracia kochani,
Piekary od dziesiątków lat są stolicą katolicyzmu społecznego na Śląsku. Na tym wzgórzu przez wiele lat wygłaszał homilie kard. Karol Wojtyła, późniejszy papież, św. Jan Paweł II. On uczył nas moralności, społecznej odpowiedzialności i wierności Bogu. Tu głoszona była Ewangelia pracy. Tu do dziś doświadczamy społecznej siły wiary. Otuleni płaszczem Matki sprawiedliwości i miłości społecznej wspominamy rok 1925, kiedy to jej cudowny wizerunek został ukoronowany. Właśnie w tym roku obchodzimy stulecie koronacji obrazu Matki Boskiej Piekarskiej, a nasze pielgrzymowanie daje nam okazję do wyrażenia Matce Bożej naszej bliskości i oddania, do powierzenia jej codziennych trosk i przyjęcia jej matczynych wskazań. A te streszczają się w słowach wypowiedzianych w Kanie Galilejskiej: „zróbcie wszystko cokolwiek mój syn wam powie”. I biorąc sobie te słowa naszej Matki do serca mamy odwagę prosić: „weź w opiekę cały Śląsk abyśmy nigdy nie poddawali się zwątpieniu i rozpaczy; abyśmy w godziwych i zdrowych warunkach żyć mogli. Przybliż swojego syna tym, którzy w niego nie wierzą. Bądź siłą słabych i odwagą cierpiących. Daj nadzieję tym, których życie znaczone jest krzyżem choroby i samotności. Matko uproś, Matko ubłagaj, Matko, przyczyń się za nami.
Jako następca kard. Bolesława Kominka na stolicy biskupiej we Wrocławiu nie mogę nie wspomnieć, że w tym roku świętujemy także sześćdziesiątą rocznicę orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich wysłanego w ostatnich dniach Soboru Watykańskiego II, którego autorem był właśnie kard. Kominek, syn tej ziemi. Padły tam niezwykle ważne słowa: „wyciągamy do was, siedzących tu na ławach kończącego się soboru nasze ręce oraz udzielamy przebaczenia i prosimy o przebaczenie”. Odpowiedź biskupów niemieckich nadeszła kilkanaście dni później. Napisali: „z braterskim szacunkiem przyjmujemy podane nam ręce. Niech Bóg pokoju sprawi, za wstawiennictwem królowej i pokoju, że zły duch nienawiści już nigdy nie rozdzieli naszych rąk”. O tym trzeba wspominać, o tym musiałem powiedzieć, bo przesłanie zawarte w orędziu jest inspiracją do poszukiwania pojednania we współczesnych czasach, do pojednania między zwaśnionymi państwami i narodami, toczącymi się na naszych oczach wojnami, ale również wewnątrz państw. Polska, nasza ojczyzna, potrzebuje pojednania. Nie możemy z tym czekać do kolejnych wyborów prezydenckich, parlamentarnych. To pojednanie jest konieczne już dzisiaj. Dzisiaj musimy umieć podać sobie dłonie, musimy się pojednać.
Wszyscy pragniemy życia w pokoju, a możemy go osiągnąć starając się o pokój wewnętrzny, pokój serca. O takim pokoju mówi dzisiejsza Ewangelia: „pokój zostawiam wam, pokój mój wam daje. Nie tak jak daje świat ja wam daję”. Jezus nie mówi tutaj o pokoju zewnętrznym polegającym na braku wojen i konfliktów. Mówi o pokoju wewnętrznym, pokoju serca, pokoju z sobą i z Bogiem. Wiemy o tym ponieważ zaraz dalej dodaje: „niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka”. To jest pokój podstawowy bez którego nie ma żadnego innego pokoju. Pokój w znaczeniu biblijnym oznacza także pomyślność, odpoczynek, bezpieczeństwo, powodzenie, chwałę. Pismo Święte mówi wręcz o pokoju Bożym, o Bogu pokoju. Pokój oznacza więc nie tylko to co Bóg daje, ale również to, czym Bóg jest – On jest Pokojem. To wszystko uzmysławia nam, że pokoju serca, którego pragniemy nie można nigdy otrzymać całkowicie i trwale bez Boga lub poza Nim. W odczytanym dzisiaj fragmencie Ewangelii Jezus daje do zrozumienia co sprzeciwia się temu pokojowi: zamęt wewnętrzny nieład, lęk, „niech się nie tworzy serce wasze”. Ale możemy zapytać jak uśmierzyć różne obawy napięcia nerwowość, które niemal każdego z nas dręczą i nie pozwalają cieszyć i odrobiną spokoju. Wiemy, że niektórzy z nas są z temperamentu bardziej niż inni podatni na te stany. Bo jeśli jest jakieś niebezpieczeństwo – wyolbrzymiają je. Jeżeli natrafią na trudność mnożą ją przez sto. Właściwie wszystko staje się powodem do niepokoju. Jezus nie obiecuje cudownego środka na wspomniane bolączki. W pewnej mierze są one częścią naszej ludzkiej natury, skoro jesteśmy narażeni na zagrożenia nas przekraczające. Ale pamiętajmy, że lekarstwem czy środkiem zaradczym jest tutaj ufność w Bogu. Ufność Bogu! „Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie” – mówi Chrystus. Miejmy serce przepełnione pokojem Bożym, który przewyższa wszelki umysł, a wtedy będziemy mogli być znakiem nadziei dla naszych bliźnich i całego świata, ale tylko wtedy kiedy by nasze serce będzie przepojone pokojem Bożym.
Jesteśmy pielgrzymami nadziei to znaczy ludźmi mocnymi nadzieją chodzi o tę nadzieję, o której mówi Święty Paweł w Liście do Rzymian, że „zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”. Dlatego apostoł zachęca: „weselcie się nadzieją, w ucisku bądźcie cierpliwi, w modlitwie wytrwali.
Kochani bracia,
musimy być bogatą nadzieją, aby w sposób wiarygodny dawać świadectwo wiary i miłości. Świat potrzebuje dziś tego świadectwa bardziej niż kiedykolwiek pamiętajmy, że chrześcijańska nadzieja nie jest zaprzeczeniem cierpienia i śmierci, ale jest celebracją miłości Chrystusa zmartwychwstałego, który jest zawsze z nami nawet gdy zdaje się być daleko. Jest dla nas światłem nadziei w naszej nieraz ciemnej nocy. Dlatego nadzieja chrześcijańska nie uwodzi i nie rozczarowuje. Opiera się bowiem na pewności, że nic nas nie może odłączyć od miłości Boga. Tymczasem dziś widzimy wyraźny deficyt nadziei w ludzkich sercach. Brakuje owoców Ducha Świętego w naszym życiu, czyli: miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności i opanowania (por Ga 5,22-23). Brakuje tego kochani! Gdzie się to podziało?
Grzeszymy przeciw cnocie nadziei złymi tęsknotami, przygnębieniem, smutkiem, agresją, instrumentalnym traktowaniem bliźniego i wykorzystywaniem słabszego. Wtedy grzeszymy przeciw cnocie nadziei, nie dajemy tym ludziom nadziei. Grzeszą przeciw tej nadziei celebryci, chwalący się w mediach społecznościowych licznymi związkami, propagujący wolne związki, życie bez brania odpowiedzialności za żony i dzieci. Oni także grzeszą przeciw cnocie nadziei, nie są nadzieją. Do tego dochodzi trudność w rozeznawaniu prawdy. Często zaprawdę przyjmujemy nieprawdę i półprawdę, dajemy się zwieść „fake newsom”, bezkrytycznie przyjmujemy opinię zamieszczane w prasie i podawane w telewizji. To wszystko zabija nadzieję, przygnębia, a czasami wpędza w depresję i nie pozwala nam żyć radością że Bóg jest między nami.
Panienka piekarska, Śląska Gospodyni pragnie, byśmy osiągając pokój wewnętrzny byli dla innych znakiem nadziei. Kiedy jesteśmy znakiem nadziei? Młodzi mężczyźni są znakiem nadziei dla swych narzeczonych kiedy je szanują, chronią, zapewniają poczucie bezpieczeństwa, poważnie traktują ich uczucia, ich miłość i plany związane z założeniem rodziny. Mężowie są znakiem nadziei dla swoich żon wtedy, kiedy je prawdziwie kochają, szanują ich godność, szanują ich kobiecość, kiedy są ich wsparciem; są nadzieją kiedy pomagają im w obowiązkach i wspierają w całym procesie wychowania dzieci; kiedy w chwilach kryzysu, które są w jakiś sposób nieuniknione, szukają wspólnego rozwiązania i zawsze gotowi są do pojednania. Wiem, że to trudne wyzwanie, trudny program, ale gdzie szukać nadziei poza Chrystusem i jego Matką jeśli nie w otwartości i sercu małżonka. Gdzie szukać tej nadziei?
Ojcowie są nadzieją dla swoich dzieci wtedy kiedy mają dla nich czas na rozmowę, troszczą się o ich rozwój duchowy, intelektualny, zapewniają utrzymanie, zaspokojenie wielorakich potrzeb. Czy to coś takiego nadzwyczajnego? A popatrzcie, kochani ojcowie możecie być takim znakiem nadziei. Kiedy nie jesteście znakiem nadziei? Kiedy macie problem z alkoholem, kiedy wracacie pod wpływem alkoholu, kiedy się awanturujecie, kiedy żona się boi, kiedy dzieci się boją i kiedy nie chcesz się leczyć, nie chcesz poddać się terapii – to jakim jesteś znakiem nadziei? Właśnie jest odwrotnie, jesteś znakiem lęku. Dziadkowie też mogą być znakiem nadziei dla swoich wnuków wtedy, kiedy swoim świadectwem życia ukazują im piękno życia wiarą i miłością, piękno życia według wartości ewangelicznych. Do tego trzeba dodać, że wszyscy robotnicy, ludzie ciężkiej pracy, każdej pracy, są znakiem nadziei dla górnośląskiej ziemi, dla jej mieszkańców, dla całej naszej ojczyzny. Ludzie, którzy pracują i budują dobrobyt naszej ojczyzny są znakiem nadziei dla naszej ojczyzny. Kościół jest znakiem nadziei, zwłaszcza w czasach odchodzenia od religijnego i etycznego wychowania dzieci, młodzieży oraz wartości ewangelicznych, które od zarania dziejów kształtowały kolejne pokolenia Polaków. Również Maryja jest znakiem nadziei. I to wzgórze piekarskie, które upodobała sobie Maryja, i na które zaprasza swoje dzieci jest znakiem nadziei od stuleci. Takim znakiem było, dlatego wierni wraz ze swymi kapłanami na to święte miejsce pielgrzymowali i pielgrzymują do dzisiaj. Za jej wstawiennictwem prośmy Chrystusa światło nadziei by wspierał nas pielgrzymów nadziei na drodze do szczęśliwej wieczności. Amen.