Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Marynarz i biskup

Pływał z polskim węglem i cementem do Afryki. Z Indii wracał z rudą żelaza. Tylko po to, żeby na środku morza nie umrzeć z nudów, zajął się sztuką. Dzisiaj jego rzeźby stoją w wielu kościołach.

Wystawę rzeźby byłego marynarza Andrzeja Borgieła można oglądać do 14 kwietnia w Muzeum Archidiecezjalnym w Katowicach. Nazwał ją „Miłosierdzie” i zadedykował przyjacielowi: biskupowi Czesławowi Dominowi w 20. rocznicę jego śmierci. Z Czechowic na ocean Andrzej wybrał w młodości nietypową ścieżkę edukacji jak na synka z Czechowic-Dziedzic: skończył Szkołę Morską w Szczecinie. Od 1969 r. pływał po świecie potężnymi masowcami, wypełnionymi na przykład polskim cementem, który trzeba było rozładować w Maroku albo w Egipcie. Do Ghany płynął kiedyś z węglem. – Inna rzecz, że wtedy w Ghanie z naszego węgla robili podsypkę pod tory kolejowe... W tym państwie widziałem też na nabrzeżu pługi śnieżne z darów ze Związku Radzieckiego... Typowa gospodarka socjalistyczna – wspomina. Przy powrocie do Polski jego statek bywał wypełniony np. fosforytami i apatytami z Maroka (to minerały wykorzystywane do produkcji nawozów sztucznych) czy rudą żelaza z Indii. Latem pływał też po rudę do szwedzkiego Luleå nad Bałtykiem, a zimą, gdy Zatokę Botnicką skuwał lód, po ten sam ładunek kierował się do znacznie odleglejszego Narviku w Norwegii, gdzie morze nie zamarza. Brzmi to bardzo ciekawie, jednak na dłuższą metę, kiedy tygodniami wokół nie widać nic oprócz wody, bywa monotonnie...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy