Świat lepszy dzięki wam! Homilia na Mszę Świętą z okazji Jubileuszy małżeńskich. Katowice, katedra, niedziela 18 maja 2025 r.
Ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, (...)
I Miasto Święte (...) ujrzałem (...)
przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. (...)
Pierwsze rzeczy przeminęły. (...)
„Oto czynię wszystko nowe”.
Ten uroczysty ton Apokalipsy bardzo pasuje do dzisiejszej uroczystości. Tym bardziej pasuje, że jest o miłości małżonków. Jest o miłości Boga i Jego Ludu, choć bazuje na obrazie Was wszystkich, którzy siedzicie w tych katedralnych ławkach: każdej pary małżeńskiej z osobna.
Jesteśmy – moi drodzy – przyzwyczajeni do małżeńskich jubileuszy, prawda? Co chwilę ktoś ma albo 25 albo 50 lat małżeństwa, w kościołach śpiewa się Te Deum, proboszcz składa życzenia, rodzina idzie na obiad, wręcza kwiaty, składa życzenia... To przyzwyczajenie sprawia, że – owszem – cieszymy się jako jubilaci, ale nie wydaje nam się, żeby działo się coś niezwykłego, wielkiego, takiego do zapamiętania i do opowiedzenia całemu światu... A jakże jest inaczej...
Umiłowani w Chrystusie, Siostry i Bracia, drodzy małżonkowie – jubilaci...
To, że tu jesteście po tylu latach, to znak nie tylko Waszej – ludzkiej – miłości, ale i znak miłości Bożej. W dzisiejszym drugim czytaniu usłyszeliście fragment, który przed chwilą zacytowałem na początek mojej homilii. To fragment Apokalipsy świętego Jana Apostoła. Bardzo piękny i bardzo symboliczny, tym bardziej, że spina w całość Pismo Święte. To właściwie końcówka Biblii. Na jej początku pierwsi Rodzice, Adam i Ewa, wraz z sykiem węża usłyszeli pokusę: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział – nie jedzcie?”. To była pokusa utraty zaufania do Boga. Niestety, ulegli jej. Wiemy, co się stało dalej. Cała historia potoczyła się tak, jak ją wspominamy zwłaszcza w okresie wielkanocnym. Pan Bóg formował swój Lud, potem Słowo stało się Ciałem pośrodku tego Ludu, potem Kościół kształtował siebie pod wpływem Ducha Świętego i tak się dzieje do dzisiaj, a w końcu to Objawienie świętego Jana ukazuje jak na końcu czasów Wspólnota ta staje się Miastem Świętym, Jeruzalem nowym, przystrojonym w klejnoty cnót dla swojego Męża. Cała ta opowieść jest jedną wielką opowieścią o... wierności. Bóg nie przestał być wierny, pomimo tego, że ludzie na skutek utraty zaufania wierni być przestali. Zauważcie, że właściwie ta dzisiejsza Liturgia Słowa też jest o wierności...
Najpierw triumf wierności w Dziejach Apostolskich: Paweł i Barnaba wrócili (...), umacniając dusze uczniów, zachęcając do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego. Apostołowie osiągnęli dzięki temu radość zwycięstwa: „Odpłynęli do Antiochii, gdzie za łaską Bożą zostali przeznaczeni do dzieła, które wykonali. Kiedy przybyli i zebrali miejscowy Kościół, opowiedzieli, jak wiele Bóg przez nich zdziałał i jak otworzył poganom podwoje wiary”.
Następnie ten fragment z Apokalipsy, w którym dochodzi do ponownego zjednoczenia Oblubienicy – Kościoła – z Oblubieńcem, Bogiem. A w końcu ta Ewangelia. Zauważyliście, że rozpoczyna się od słów: „Po wyjściu Judasza z wieczernika”?
Bracia i Siostry, drodzy zebrani wokół naszych dzisiejszych Jubilatów, drogie Rodziny i najbliżsi, osoby konsekrowane, prezbiterzy!
Jezus, jak zapewne zauważyliście, objawia przykazanie miłości dopiero po tym, jak zdrajca opuścił wieczernik. Tak zaczyna się ten dzisiejszy fragment. I można by się dziwić redaktorom lekcjonarza, dlaczego właściwie tak to ustawili. Przecież wydaje się, że jedno z drugim nie ma absolutnie nic wspólnego. No właśnie... wydaje się. Dzisiejszemu światu też się wydaje, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Że zdrada to jest jakiś jednorazowy wybryk, nic wielkiego, objaw słabości ludzkiej. No cóż – jest nim faktycznie.Ale przy tym jest ona zawsze zaprzeczeniem miłości. Tak samo, jak wierność jest jej potwierdzeniem. Dlatego wy jesteście dzisiaj tutaj jako świadectwo dane miłości. Świadectwo autentyczne. Prawdziwe. Niezwykle ważne!
Chciałbym dzisiaj spojrzeć w oczy każdego i każdej z Was z osobna, kochani Jubilaci, i powiedzieć tak całkiem od serca: dziękuję. Bo jesteście dla tego współczesnego świata świadectwem. Świadectwem wierności na wzór wierności Pana Boga: wierności „pomimo wszystko”, a nie „łatwej” wierności.
Wierność to w pewnym sensie najcichsza forma miłości, taka, która nie krzyczy i nie epatuje poświęceniem. Dlatego najczęściej uważamy, że najwierniejsza jest miłość matki wobec dziecka. Ale i wasza, kochani jubilaci, taka była, jest i będzie!
Drodzy małżonkowie!
Miłość, by przetrwać, nie potrzebuje zbyt wielu słów. Potrzebuje gestów. Potrzebuje obecności. Potrzebuje wierności – tej subtelnej, niewidocznej dla oka czystości intencji, która mówi więcej niż wszystkie wyznania razem wzięte. I wy o tym doskonale wiecie.
Wierność to nie tylko fizyczna wyłączność – to przede wszystkim lojalność serca. To akt codziennego wyboru: wybieram ciebie, nawet gdy nikt nie patrzy. W świecie, w którym wszystko jest chwilowe, wierność staje się cudem – najcichszą, ale i najpotężniejszą formą miłości. I wy o tym doskonale wiecie. Świat, dzięki wam, może się tego dowiedzieć i w końcu w to uwierzyć.
Miłość to nie tylko patrzenie na siebie nawzajem, lecz patrzenie razem w tym samym kierunku, napisał francuski pisarz, autor „Twierdzy” i „Małego Księcia” - Antoine de Saint-Exupéry. I wy również o tym dobrze wiecie, bo przecież niejeden raz trzeba było sobie w życiu powiedzieć – w jakim kierunku spoglądają moje oczy i jak patrzę na przyszłość, czy zawsze tak, jak ten, któremu ślubowałam, ta, której ślubowałem?
Być wiernym to znaczy pielęgnować ogień, który nie zgaśnie z pierwszym podmuchem wiatru. To znaczy wybrać jedną duszę – nie dlatego, że nie ma innych, ale dlatego, że ta jedna staje się twoim domem. I wy to również doskonale wiecie. Dom mógł być wybudowany gdziekolwiek, ale można go było opuścić, przeprowadzić się. Nie można było jednak opuścić współmałżonka, bo przecież tam, gdzie on, tam, gdzie ona, tam był twój najprawdziwszy dom!
Wierność jest jak korzenie drzewa – niewidoczne, a jednak to one trzymają całość przy życiu. Mała Teresa, która w rzeczywistości była wielką małą Teresą, wybaczcie ten osobisty ton, chodzi oczywiście o świętą Tereskę od Dzieciątka Jezus, powtórzyła kiedyś za Panem Jezusem: Wierność w małych rzeczach prowadzi do wierności w wielkich. I co tu dużo mówić: ona akurat wiedziała to dobrze. Dzisiaj jest jedną z najpopularniejszych świętych w Kościele rzymskokatolickim.
I o tym również doskonale wiecie, że codzienności nie buduje się ze spektakularnych gestów i wielkich uniesień, raczej z małych i drobnych rzeczy, które pozwalają żyć... Miłość wystawiana jest na próby nie w chwilach uniesienia, lecz w cichym trwaniu – w dniach zwykłych, w porankach bez słów, w zmęczeniu codziennością.
Po wyjściu Judasza z wieczernika... Jezus objawił przykazanie miłości. Dopiero wtedy. Bo miłość i zdrada nie mają ze sobą nic wspólnego. Mówiąc „zdrada” mam na myśli oczywiście bardzo różne sposoby odwrócenia się od miłości. Judasz zdradził Jezusa i wiemy o tym wszyscy. Uległ pokusie, jak tamci w raju, Adam i Ewa, nasi praojcowie...
Wierność nie jest brakiem pokus – jest siłą, by od nich odwrócić wzrok. Jest wiernością nie tylko wobec osoby, ale wobec obietnicy, którą się złożyło – nawet jeśli wypowiedziano ją jedynie oczami.
Gdy człowiek jest wierny, mówi tym: „Wybieram cię – nie dlatego, że muszę. Wybieram cię, bo jesteś moim światem, nawet gdy świat krzyczy, że mogę mieć więcej.” Wierność jest aktem odwagi w epoce tymczasowości. Jest ciszą, która potrafi mówić. I mówi rzeczywiście. Co mówi? Powtarza: „Jestem. Zostaję. Nie odchodzę”. I wiecie co? To jest właśnie realizacja tego, o czym mówi Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie”.
Dziękuję wam, że tu jesteście. Dziękuję wam za waszą wierność i za waszą miłość. Bo to dzięki niej i ja, i każdy, kto was spotyka, możemy stać się lepsi... Ten świat może stać się lepszy... dzięki wam.