Abp Galbas: Dajcie się nająć Gospodarzowi Winnicy!

Lata lecą, Gospodarz Winnicy się zbliża. Chciałbym zarobić mojego denara. Oczywiście, jak mówi dzisiejsza Ewangelia, to księża powinni wyjść z tą propozycją. Ale jeśli nie wychodzą, bądźcie pierwsi, dajcie się nająć! - mówił abp Adrian Galbas podczas pielgrzymki mężczyzn "Oblężenie".

Pełny tekst homilii abp. Adriana Galbasa, wygłoszonej podczas pielgrzymki mężczyzn na Jasną Górę, 23 września 2023 roku:


Przychodzimy do Maryi, tu, na Jasną Górę jako mężczyźni, po pomoc i obronę. My słabi, potrzebujący wzmocnienia. Jesteśmy pewni, że Ona wzmocni nas w wierze, pomoże walczyć w sobie samych z głupotą, pustosłowiem, z bezużytecznym wierzeniem we wszystko co mówią ci, którzy często nie mają nic do powiedzenia, ale także z nieskromnością, wulgarnością, egoizmem i krótkowzrocznością. Że pomoże nam właściwie korzystać z wolności, to znaczy korzystać z niej w taki sposób, byśmy wolności nie rozumieli tylko jako braku ograniczeń, bo to by była wolność zwierzęcia, zgodnie z którą pies spuszczony z łańcucha może postępować tak, jak każą mu jego prymitywne skłonności, ale by nasza wolność, to była wolność człowieka, która oznacza umiejętność panowania nad sobą we wszystkim. Nie polega ona na tym, że się robi, co się chce, ale, że się robi to, o czym dobrze ukształtowane sumienie powie, że się robić powinno, nawet jeśli tak robi mniejszość. „Większość” często kieruje się modą, namiętnościami, ideologią albo grupowym interesem. Chrześcijanin nie wstydzi się być w mniejszości. To mu nie przeszkadza, bo on idzie za podpowiedzią swojego prawego sumienia, kształtowanego w szkole Chrystusa i Maryi oraz formowanego w oparciu o zdrową naukę Kościoła.

Drodzy Bracia i Siostry,
naszej pielgrzymce towarzyszą dwa hasła. Pierwsze pochodzi z ewangelii - „uczyńcie wszystko, cokolwiek Syn mój wam powie” (por. J 2,5).
To zdanie, które na stale towarzyszy pielgrzymkom mężczyzn na Jasna Górę. Wiemy kiedy Maryja mówi te słowa, w jakim kontekście. Jest to jedyne zdanie w całym Piśmie św., które Ona mówi do uczniów. W ogóle to Maryja za dużo nie mówi, przynajmniej niewiele zostało zapisane, a zapisane zostało to, co nam jest potrzebne. Dwa zdania do anioła w czasie zwiastowania, kilka do Elżbiety, które są cytatami ze Starego Testamentu w modlitwie Magnificat, jedno zdanie do dwunastoletniego Chrystusa, odnalezionego w świątyni i jedno do Chrystusa w Kanie. No i do tego dochodzi właśnie to zdanie, które tu  szczególnie nam towarzyszy. Zróbcie, zrób wszystko, cokolwiek powie.

Po tym zdaniu Maryja już milknie. Rozpoczyna się publiczna działalność Chrystusa. On zaczyna mówić. Ona mówić nie musi. Milczy. Licząc jednak na to, że z tym zdaniem, z ostatnim, zrobimy to, co tamci słudzy na weselu w Kanie: wypełnimy je najlepiej jak umiemy. „Napełnili stągwie aż po brzegi” - powiedział Chrystus. I oni to uczynili. Chrystus jeszcze nie dokonał żadnego cudu; nikogo jeszcze nie wskrzesił, nikogo nie uzdrowił, nikogo nie nakarmił. Jest dla nich kimś całkiem obcym. A jednak są posłuszni temu co im powie: napełnili stągwie wodą aż po brzegi. Zrobili tak ze względu na Jej prośbę.

Łatwo jest wkładać w usta Maryi słowa, których Ona nigdy nie powiedziała. Ileż tego jest w naszych modlitwach. Być może Maryja, słuchając tych naszych płomiennych modlitw, nieco się im dziwi, bo Jej przecież chodzi nie o słowa, które mówimy, tylko o Słowo, które pełnimy. O Słowo Chrystusa.

Maryja prosi: zróbcie „wszystko”. Łatwo jest zrobić coś, cokolwiek z tego, co mówi nam Pan. Łatwo jest wyjąć sobie z Pisma św. zdania, które nam pasują, które nam leżą i za którymi chętnie pójdziemy. Jak z bochna chleba, wybieramy smakowite rodzynki albo śliwki, zależy z czym jest chleb. Ale zrobić wszystko, wziąć wszystko! To jest zadanie o wiele trudniejsze niż szwedzkie oblężenie Jasnej Góry. Tamto wymagało sprytu i taktyki oraz zgody na zabijanie innych. To wymaga walki wewnętrznej: cierpliwości, pokory i zawierzenia oraz zgody na uśmiercenie siebie samego, aż do chwili, gdy powiem „teraz już nie żyję ja, lecz żyję we Mnie Chrystus” (Ga 2,20) .

Zróbcie wszystko, to znaczy - w całe życie wprowadźcie całą Ewangelię! Oczywiście to jest proces, droga. Będą na niej zwolnienia i upadki, zniechęcenia i rozczarowania, pokusy, by przestać, bo będzie się wydawała fałszywa i bez celu. To normalne. Przypuszczam, że tak macie. Ja tak mam!

Dlaczego jest tak trudno zrobić wszystko co Jezus mówi? Z dwóch powodów. Powód pierwszy, że Ewangelia wydaje się często nielogiczna (oczywiście zakładając, że logiczne jest to, co proponuje nasza głowa i nasz świat). Dla nas, logicznych ludzi tego czasu, to poważny problem. Czy sługom w Kanie było łatwiej? Może trochę! Nalewanie wody do kamiennych stągwi. 480 litrów. Oni nieźle się musieli namachać. Głupia praca, nielogiczna, ale bez niej nie byłoby wina. Takie jest Słowo Boże, takie jest często Boże prowadzenie: wydaje się, powtarzam: wydaje się nielogiczne. Ale na tym właśnie polega zaufanie, że choć nie wiem i nie rozumiem wszystkiego, wykonuję to, ponieważ tak mówi Chrystus. To, co mówi Chrystus brzmi nielogicznie z perspektywy logiki tego świata, ale dla mnie jest ważne, że mówi to Chrystus. Inni, będą mi wmawiali, że nie warto, że to nic nie da. Często są to jednak ludzie, którzy zaakceptowali już brak wina w swoim życiu. 

A powód drugi, dla którego nie robimy wszystkiego co nam Chrystus mówi? Bo Ewangelia wydaje się nam niemożliwa do wykonania. To coś innego niż nielogiczna. To pułapka jeszcze gorsza i jeszcze pospolitsza. Uważajmy na nią! Gdy Pan powiedział sługom „napełnijcie stągwie wodą”, to wiedział, że choć to trudne i choć wydaje się to nielogiczne, jest to dla nich możliwe do wykonania. Przecież nie powiedział im: kupcie wino, albo zróbcie wino, wyczarujcie wino, bo to byłoby dla nich niemożliwe. Jezus powiedział: „napełnijcie stągwie wodą”, bo wiedział, że to potrafią zrobić. Tak samo jest z nami! Jeśli Jezus mówi: „miłujcie nieprzyjaciół waszych”, to znaczy, że to jest możliwe, kiedy mówi „przebaczajcie siedemdziesiąt siedem razy”, czyli zawsze, to znaczy, że to jest możliwe, kiedy mówi: „módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”, to znaczy, że to jest możliwe, kiedy mówi: „kto chce iść za Mną niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”, to znaczy że to jest możliwe, kiedy mówi, cokolwiek mówi, to znaczy że to jest możliwe. 

Tu nie chodzi tylko o nas! Tu chodzi też o współweselników, o ludzi, którzy są na tym samym weselu, co my! Tu chodzi o waszych krewnych, zwłaszcza o wasze dzieci. Nawet jeśli tego nie powiedzą wprost, twoje zaufanie okazane Słowu Bożemu, twoja codzienna walka o wierność, twoje zmaganie się ze sobą, twoje pragnienie, czasem realizowane z tyloma napotkanymi po drodze przeszkodami, ale jednak realizowane, pragnienie by „być jakimś”, jest najlepszym świadectwem dla twoich dzieci. Nie ma nic ważniejszego, co możesz dla nich zrobić jako ojciec!

Maryja ma prawo tak do nas mówić „Uczyńcie wszystko”, ponieważ sama czyni wszystko, co słyszy. Wypełnia Słowo Boże z absolutną wiernością. Słucha je i wciela je w życie. „Przez całe Jej życie - czytamy w katechizmie - aż do ostatniej próby, gdy Jezus, Jej Syn, umierał na krzyżu, nie zachwiała się wiara Maryi. Maryja nie przestała wierzyć w wypełnienie się słowa Bożego” (KKK, 149). Dlatego pobożność maryjna nie jest tkliwa, słodka i perełkowa. Ona jest twarda, konkretna. I jest bardzo dla mężczyzn. Dla facetów. Dla twardych facetów. Twardych, to nie znaczy dla chamów, brutali i typów wulgarnych. Nie dla katów i nie dla duchowych kastratów. Jest dla mężczyzn twardych, czyli takich, którzy mają jasne zasady, którzy nie boją się stanąć do walki, duchowej i wewnętrznej. „Walcz, a Bóg da zwycięstwo” - mówiła św. Joanna d’Arc.

Wybitny przykład kogoś takiego mamy w św. Józefie. To mężczyzna u Maryi. Mężczyzna z Maryją. On jest dla nas pierwszym po Maryi wzorem i przykładem tego, że aby wypełnić Słowo Boże nie trzeba dużo mówić. Wiara Józefa jest małomówna, właściwie bezsłowna, ale pełna wewnętrznej spójności. On był zawsze taki sam. W litanii wzywamy go jako „przeczystego”. „Józefie przeczysty – módl się za nami”. Ta przeczystość dotyczy jego ciała, ale w nie mniejszym stopniu także jego serca, jego intencji, zamiarów, postaw. Józef był człowiekiem, który nie miał podwójnego oblicza, w którym nie było drugiego dna, był kimś całkowicie koherentnym, jednoznacznym i prawdziwym. 

Jest też dla nas pierwszym po Maryi wzorem i przykładem wiary konsekwentnej. Józef nie odpadł. Tam, gdzie ewangelia mówi o Józefie prawie zawsze mówi o nocy: noc jego zwiastowania, noc narodzenia Chrystusa, noc gdy ma uciekać do Egiptu, noc, gdy ma wracać. Noc, gdy ma iść do Galilei, nie do Judei. Ta noc nie oznacza tylko pory po zachodzie słońca, ale to stan duszy Józefa, jego wewnętrzna walka. Gdy z jednej strony jest Słowo Boga, wzywające do rzeczy tak wielkich, a z drugiej tak słabe ludzkie możliwości i tak dużo na zewnątrz rzeczy, ludzi i spraw, całkowicie przeciwnych temu Słowu.

W jednym z moich ulubionych hymnów brewiarzowych modlimy się:
„Pomiędzy nami idziesz, Panie 
Po kamienistej drodze życia
I słuchasz słów zrodzonych z lęku
Przed jutrem pełnym tajemnicy…”

Józef bardzo doświadczył owej „kamienistej drogi życia”, nieobce mu były lęki „przed jutrem pełnym tajemnicy”, czyż można się więc dziwić, że jest on tak kochany w Kościele, że jest tak wielkim wsparciem dla nas ludzi wiary, błąkających się w najrozmaitszych mrokach, idących po nieraz bardzo ostrych kamieniach swojego życia, raniących o nie stopy i serca. Czy można się dziwić, że Józef jest dziś tak potrzebny nam, którzy doświadczamy rozmaitego nieszczęścia, straty, biedy, upadków, długotrwałego milczenia Boga. Właśnie Józef mówi: „mimo to”! Mimo to rozraduj się w Panu, idź za Nim, nie daj się, nie odchodź od Boga. To nic, że nie wszystko rozumiesz, w końcu: „nie ten najlepiej służy, kto rozumie”!

Drodzy Bracia i Siostry,
w tym roku nasze pielgrzymowanie odbywa się pod hasłem „Mężczyzna w Kościele”. Wiele już o tym słyszeliście w minionym tygodniu i dzisiaj. Kościół jest w nas od momentu chrztu. Pytanie tylko czy ja jestem w Kościele i jak jestem? Jaka ta obecność jest? Bierna, czy zaangażowana, aktywna, czy pasywna, jakaś czy nijaka?  Czy w ciągu minionych lat mojego życia coraz bardziej wchodzę do Kościoła, czy coraz bardziej z niego wychodzę. Czy coraz bardziej mogę powiedzieć, że to jest mój Kościół, czy tylko, że to jest Kościół, albo, że to jest ich Kościół. Kościół księży, Kościół duchownych, albo Kościół dam! I co to w ogóle znaczy „w Kościele”? Kim dla mnie jest Kościół? Jak go rozumiem, jak go potrzebuję i jak go buduję?

Pierwsze zaangażowanie w Kościół musi zawsze polegać na tym – o czym mówiliśmy – czyli na codziennej wierności. Na słuchaniu Słowa i na wypełnieniu go najlepiej jak umiemy. Na wzór Maryi i Józefa. W ten sposób najbardziej przyczynisz się do wzrostu Kościoła, do jego umocnienia. Najpierw tego Kościoła Domowego, najbliższego ciału, Kościoła w szczególe, a potem Kościoła w ogóle! Pierwsza jest wierność. Wierność codzienna, pokorna, stabilna i małomówna. 

„Szukajcie Pana – powiedział nam przed chwilą Izajasz (…). Niechaj bezbożny porzuci swa drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje” (Iz 55,6-7). To jest początek. Codzienne i pokorne zwracanie swojego życia w Jego stronę. Tak, by moje drogi, były zgodne z Jego drogami, a moje myśli i pragnienia z pragnieniami Jego Serca, aż będę mógł powiedzieć za św. Pawłem, być może dopiero w chwili śmierci: „dla mnie bowiem żyć, to Chrystus” (Flp 1, 21).

O to trzeba się codziennie modlić. „Każdego dnia – mówi dzisiejszy Psalmista – będę błogosławił Ciebie i na wieki wysławiał twoje Imię (…). Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają” (por. Ps 145). Każdego dnia! Nie od wielkiego święta i nie od wielkiego dzwonu. Gdy Boga nie wzywam, wówczas wydaje mi się, że On jest daleko. Jeśli się nie modlę, sam, świadomie oddalam się od Jego łaski i miłosierdzia. On jest blisko, ale ja się oddalam.

Szczególnie was zachęcam do jak najczęstszej obecności na Mszy św. Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego mówi dosadnie: „Jezus Chrystus jest obecny w Eucharystii w sposób wyjątkowy i nieporównywalny. Jest w niej obecny prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie: z Ciałem i Krwią, z duszą i Bóstwem. Jest w niej też obecny w sposób sakramentalny, to jest pod postaciami eucharystycznymi chleba i wina, cały Chrystus, Bóg i człowiek” (nr 282). Piękne słowa. Chrystus jest obecny na Mszy w sposób wyjątkowy, rzeczywisty, prawdziwy i z niczym nieporównywalny. Gdy zbliżam się do ołtarza, zbliżam się do Chrystusa! Gdy oddalam się od ołtarza, oddalam się od Niego.

Zachęcam was też do jak najczęstszej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. Bez wielkich słów. Pięknie powiedział kiedyś papież Benedykt XVI, że: „wpatrując się podczas adoracji w konsekrowaną Hostię, stykamy się z darem miłości Bożej, stykamy się z męką i krzyżem Jezusa, jak również z jego zmartwychwstaniem. Gdy patrzymy na niego w adoracji, Pan pociąga nas ku sobie, w głąb swej tajemnicy, by nas przemienić, tak jak przemienia chleb i wino”. Stykajmy się z Chrystusem jak najczęściej.

Drodzy Bracia i Siostry,
nie wiem, czy możecie powiedzieć o sobie, ja mogę, słuchając dzisiejszej Ewangelii, że tyle namarnowałem chwil w swoim życiu. Tyle stałem bezczynny. Mam prawie 56 lat. Nie wiem, która to jest godzina mojego dnia. Na pewno jestem grubo za połową. Tyle można było zrobić więcej, można było być o tyle doskonalszym, o tyle bardziej świętym, a ja to przegapiłem. I to jest moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Ale Chrystus mówi mi dzisiaj i jestem pewien, że mówi to każdemu z nas: idź i pracuj w winnicy. Wejdź do Kościoła jeszcze bardziej. Współpracuj ze Mną, z moją łaską. Teraz!

Wejście do Kościoła oznacza też podjęcie konkretnej posługi w Kościele, takiej, do jakiej czujemy się w danej chwili wezwani. Tyle jest możliwości zaangażowania świeckich, także świeckich mężczyzn. Na ewangelicznej przypowieści, którą dzisiaj słyszeliśmy św. Jan Paweł II zbudował adhortację Christifideles laici, o apostolstwie świeckich. Ten dokument ma już 35 lat, a nic nie stracił ze swojej aktualności. I papież mówi tam, że do wielu katolików nie dotarło prawdziwie wezwanie Soboru Watykańskiego II, do przyjrzenia się swemu powołaniu i do zaangażowania się w życie Kościoła. Do wielu nie docierają apele papieży i biskupów w tej sprawie. Wielu stoi bezczynnie, jakby na rynku. 

Bardzo zachęcam do zaangażowania się w Kościół. Najlepiej zacząć od swojej parafii. Pójść do proboszcza i powiedzieć: chciałbym być bardziej w Kościele. Chciałbym się bardziej zaangażować. Mam takie możliwości, takie umiejętności, tyle a tyle czasu. Jestem gotowy. Lata lecą, Gospodarz Winnicy się zbliża. Chciałbym zarobić mojego denara. Oczywiście, jak mówi dzisiejsza ewangelia, to księża powinni wyjść z tą propozycją. Ale jeśli nie wychodzą, bądźcie pierwsi, dajcie się nająć! 

Cieszę się też, że powstaje tyle rozmaitych duszpasterstw przeznaczonych dla mężczyzn. To też jest sposób zaangażowania się w Kościół. Jeszcze kilkanaście lat temu mówiono, że Kościół katolicki jest bardzo żeńsko-katolicki, że facet w Kościele się nudzi. Dziś to się bardzo zmieniło. Jak grzyby po deszczu wyrastają dobre propozycje formacyjne adresowane dla mężczyzn. Super, że tak jest. Niech się rozwijają.

Na koniec zwróćmy się do św. Józefa, Opiekuna Kościoła, słowami pięknej modlitwy z Listu Patris Corde
„Witaj, opiekunie Odkupiciela,
i oblubieńcze Marii Dziewicy.
Tobie Bóg powierzył swojego Syna;
tobie zaufała Maryja;
z tobą Chrystus stał się człowiekiem.
O święty Józefie, okaż się ojcem także i nam,
i prowadź nas na drodze życia.
Wyjednaj nam łaskę, miłosierdzie i odwagę,
i broń nas od wszelkiego zła. Amen”.

+ Adrian J. Galbas

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..