Homilia abp. Adriana Galbasa SAC wygłoszona z okazji święta patronalnego katedry Chrystusa Króla. Katowice, 24 listopada 2024 roku.
Siostry i Bracia,
liturgicznie dzisiejsza uroczystość jest bardzo młoda. Nie ma nawet stu lat. Ustanowił ją papież Pius XI w 1925 roku, gdy nasilało się znaczenie ateistycznych i bezbożnych ruchów politycznych i gdy w czasie rewolucji meksykańskiej, wyraźnie wymierzonej w Kościół katolicki, młodzi chłopcy ginęli tylko dlatego, że ośmielili się nieść sztandary z napisem „Viva Christo Rey”. „Niech żyje Chrystus Król!”. Właśnie wtedy papież wprowadził to święto, by poprzez liturgię powiedzieć to samo: niech żyje Chrystus Król. Niech będzie uwielbiony w Kościele i w świecie.
Ale to nie jest okrzyk polityczny! To święto nie jest polityczne i ono nie ma na celu intronizacji Chrystusa na króla tego czy innego kawałka ziemi, bo „Pańska jest ziemia i wszystko, co na niej żyje” (Ps. 24,1) – powie Psalmista. Chrystus jest Królem Wszechświata. „On jest Władcą królów ziemi. Tym, który nas miłuje i tym, który przez swoją krew uwolnił nas od naszych grzechów (…). Alfa i Omega (…). Bóg, który jest, który był i który przychodzi. Wszechmogący” (Ap 1,5-8) – słyszeliśmy przed chwilą od św. Jana.
Ilekroć w czasie ziemskiego życia Chrystusa chciano Go ogłosić królem, On uciekał! Gdy po rozmnożeniu chleba i rybek, lud zamarzył sobie, by Ten, co to zrobił był królem bo może by nie musieli wtedy pracować, mieli, by już tak zawsze: chleb i rybki za darmo, wówczas – jak powie św. Jan – Chrystus „udał się samotnie na górę” (J 6,15), by tam się modlić! Albo gdy Piłat – co słyszeliśmy przed chwilą (por. J 18,33-37) będzie pytał nachalnie: „Czy Ty jesteś królem?”(J 18,33), myśląc oczywiście o ziemskim panowaniu Chrystusa, Ten odpowie: „Moje nie jest z tego świata!” (J 18,36). A gdy Apostołowie na Górze Oliwnej tuż przed wstąpieniem Chrystusa do nieba zadadzą Mu ostatnie pytanie: „Czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” (Dz 1,6), wspominając sławę wielkich królów, jak choćby Dawida, Chrystus odpowie krótko: „nie wasza to rzecz” (Dz 1,7)! To nie jest wasza sprawa i wasza troska. Tu nie o to chodzi!
Chrystus chce od nas czegoś więcej! Chce pierwszeństwa. Zanim zrealizuje się wielka wizja zapisana w Księdze Daniela, o której słyszeliśmy przed chwilą, gdy Chrystusowi wreszcie będą służyły wszystkie ludy, języki i narody, a Jego panowanie będzie wieczne i powszechne (por. Dn 7,13-14), dziś Chrystus chce takiego panowania we mnie! Już dziś – parafrazując słowa usłyszanego przed chwilą Psalmu – we mnie chce oblec się w majestat, wdziać potęgę i nią się przepasać. We mnie chce swój tron umocnić na wieki i to po wszystkie dni (por. Ps 93,1-5).
„On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie” – powie św. Paweł w Liście do Kolosan (por. Kol 1,17).
Czy tak jest? Właśnie we mnie? Czy we mnie Chrystus jest przed wszystkim? Czy we mnie jest pierwszy!
Przed chwilą śpiewaliśmy uroczysty hymn Gloria: „Tylko tyś jest Panem, tylko tyś najwyższy Jezu Chryste”, ale jeśli Chrystus nie jest we mnie przed wszystkim, jeśli jest coś lub ktoś, kto mi Go w życiu zasłania, komu moje życie jest podporządkowane, to ten ktoś, lub to coś jest moim królem i w rzeczywistości Gloria śpiewam temu komuś lub czemuś innemu!
Rzecz, sprawa, relacja, osoba. Ja. To trzeba zbadać. Każdy w sobie samym! Nie chodzi o to, by wytykać palcami jeden drugiego, by robić innym rachunek sumienia. Nie! Każdy sobie: Czy Chrystus jest we mnie przed wszystkim? A jeśli nie, to kto, lub co pozbawia Go pierwszeństwa we mnie?
Właśnie w świetle tego pytania przepatrzmy ważne sprawy decyzje, słowa, zaangażowania, zdarzenia, które są częścią naszej historii. Czy kiedykolwiek, gdy Chrystus był przed wszystkim, popełniliśmy błąd? Czy cokolwiek, co zrobiliśmy, dając Jemu pierwszeństwo; idąc za Jego słowem, za wskazaniem Ewangelii, czy cokolwiek z tego przyniosło nieszczęście, czy okazało się trwałą porażką, albo rzeczywistym dramatem?
Opowiadają jak to jeden z najwspanialszych świętych młodego Kościoła, biskup Smyrny – Polikarp, uczeń św. Jana Apostoła, został przyprowadzony przez namiestników Cezara i ci prosili go, by powiedział tylko jedno zdanie: „Cezar, Kyrios!”. Cezar jest panem. ”Powiedz tak – mówili, a będziesz wolny”. A na to św. Polikarp: ”Nie, wtedy dopiero będę w niewoli. Straszniejszej niż wasza. Ja nie mogę tak powiedzieć, bo moim Panem jest Jezus Chrystus. I na ile pozwalało mu jego starcze gardło wykrzyknął: „Christos-Kyrios!”. Chrystus jest Panem! I został spalony na stosie. Na pozór więc przegrał. Na pozór. Bo my, po dwudziestu wiekach o nim mówimy, my się od niego uczymy, my go kochamy. Tego spopielonego starca. On dzisiaj żyje, bardziej niż ktokolwiek z nas. Imion tych, którzy go wtedy spalili, nie pamiętamy!
Niestety, bywa i tak, i to jest sytuacja bardzo niebezpieczna i zła, gdy pierwszy w naszym życiu staje się grzech. Gdy to grzech jest w nas przed wszystkim, gdy w takiej czy innej postaci łasi się nie tylko do naszych stóp i do wrót naszych domów, jak kiedyś u Kaina (por. Rdz 4,7), ale gdy łasi się do naszych serc.
„Wszechmogący wieczny Boże (…) – modliliśmy się przed chwilą – spraw aby całe stworzenie wyswobodzone z niewoli grzechu Tobie służyło i bez końca Ciebie chwaliło…”.
Chrystus – jak sam o sobie powiedział – ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów (por, Mt 9,6). To jest władza, której nie ma żaden ludzki przywódca i największy ziemski król. To jest władza Zbawiciela! Sanhedryn krzyczał do umierającego Chrystusa: „niechże teraz siebie wybawi” (Łk 23,35), tak samo żołnierze: „wybaw sam siebie” (Łk 23,37), ale On nie chciał wybawić samego siebie. Gdyby chciał z łatwością zeskoczyłby z krzyża, „słudzy moi biliby się o Mnie” (J 18,36), powie do Piłata. On chciał zbawić nas! I w ten sposób, z wysokości krzyża, okazać największą swoją potęgę.
Trzeba tylko Chrystusowi na to pozwolić. Jak ów dobry łotr (por. Łk 23,39-43), jak go ładnie nazywamy, choć przecież „dobry” i „łotr”, to raczej przeciwieństwa. Ewangelia mówi o nim złoczyńca (por. Łk 23,39), a my – mówimy: dobry. Musiał narobić w życiu wiele zła, za bzdury nie skazywano na śmierć. Czemu więc jest dobry? Bo pozwolił Chrystusowi, by Go zbawił, bo dostrzegł – w tym ociekającym krwią mężczyźnie obok siebie – Króla i poddał się Jego panowaniu. Wiedział jakim on sam jest człowiekiem, wiedział, że złym, niczego nie udawał: „My przecież sprawiedliwie odbieramy słuszną karę za nasze uczynki” (Łk 23,41), ale zaufał Chrystusowi: „Jezu wspomnij na Mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23,42). Tak niewiele chciał tylko jedno wspomnienie. Chciał, by Ten, który jest taki dobry, Ten, który niczego złego nie uczynił, Ten, który jest czysty i bez grzechu, który jest Królem i ma swoje królestwo, by Ten jedynie na niego wspomniał, gdy już do tego królestwa przyjdzie!
A Jezus Król zapanował nad jego grzechem i nad całym złem tego człowieka, w jednej chwili go kanonizował. Dał mu więcej niż tamten chciał. Chciał jednego wspomnienia, otrzymał wielkie zapewnienie, że jeszcze dziś będzie z Królem w królestwie. To jest królewska hojność, to jest królewska wielkoduszność, to jest królewskie miłosierdzie. „Jestem Królem miłosierdzia”, usłyszy św. Faustyna! A św. Ambroży powie: „łaska przewyższyła prośbę. Pan zawsze więcej daje niż to, o co się Go prosi”.
Bracia i Siostry,
skoro tak mógł ten złoczyńca, tak mogę i ja. Poddać się władzy Jezusa i nie pozwolić, by to grzech zapanował nade mną.
Spośród grzechów trzy chcą panować najbardziej. Na nich uważajmy, bo to rodzice wszystkich innych grzechów. Mówi nam o nich św. Jan Apostoł: żądza oczu, żądza ciała i pycha (por. 1 J 2,16). Chcieli zapanować nad samym Chrystusem.
„Powiedz tym kamieniom, żeby stały się chlebem” (Mt 4,3). Żądza oczu. Ale przecież tu jest tyle kamieni. Po co mi tyle chleba. Za dużo! To jest właśnie istota tego grzechu. Że chcę za dużo. Więcej niż potrzebuję. Ale po co? Żeby mieć! Łudzę się, że to da mi wartość. Nie chodzi o to, że bogactwo jest czymś złym, że pieniądz jest grzeszny. Nie! Problemem jest żądza pieniądza, która może opanować i bogatych i biednych. Dopóki ty rządzisz twoim pieniądzem, wszystko jest w porządku. Wszystko zaczyna być w nie w porządku, gdy to pieniądz zaczyna rządzić tobą. Dopóki pieniądz służy twojemu życiu – wszystko jest w porządku. Wszystko zaczyna być nie w porządku, gdy pieniądz podporządkowuje sobie Twoje życie. Problem w tym, że ten moment, w którym pieniądz tak się rozrasta w naszym życiu, że ze sługi staje się Panem, a z Pana zrobi sługę, bardzo łatwo jest przegapić. Jakże często mówimy przecież: „muszę to mieć”. Kto musi? Królowie się decydują, postanawiają, rozeznają, chcą. Kto musi?
Tyle o tym mówi papież Franciszek, ale ilu go słucha i traktuje poważnie?
A potem jest żądza ciała. „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień” (Mt 4,6). No dalej: skocz! Nie szkodzi, że wysoko. Przylecą aniołki i cię podchwycą i będzie fajnie, przyjemnie, będzie wielka rozkosz i wielka uciecha. Skocz!
I znów nie chodzi o to, że przyjemność jest problemem. Święty Tomasz z Akwinu powie, że przyjemność to pierwsze lekarstwo na smutek życia, który tak często nas dopada. Przyjemnie jest być z ludźmi, którzy mają swoją przyjemność, o której mogą opowiadać godzinami. Ale problemem jest, gdy przyjemność zaczyna dominować. Gdy idzie w poprzek przyjętym zobowiązaniom, danemu słowu, otrzymanemu powołaniu. Gdy jest przed wszystkim! Gdy jest ubóstwiona, gdy stoi w miejscu, w którym jej nie wolno stać! Jak w filmie „Niemoralna propozycja”.
A potem jest pycha. Pycha tego życia. „Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon” (Mt 5,8-9). Pycha, objawiająca się w posiadaniu władzy nad innymi, nie tylko władzy politycznej. Pycha, której znakiem jest jakaś niebezpieczna krótkowzroczność; że to wszystko musi się zamknąć tu i teraz, tylko w tym świecie i tylko w tym życiu. Pycha, która nie pozwala zobaczyć drugiego. Tak, jak człowiek, który przegląda się w lustrze i widzi tylko siebie samego. Wystarczyłoby żeby zdarł tę powłokę srebra, a z lustra zrobiłaby się szyba, przez którą mógłby ujrzeć świat i innych. Ale pycha na to nigdy nie pozwoli; przeciwnie będzie nas karmiła samymi sobą, zachęcała do pisania samochwalczych CV i wmawiała, że nasza godność nie jest sama z siebie; z tego, że jesteśmy ludźmi, dziećmi Bożymi, ale, że musimy (znów: „musimy”!) tę wartość nieustannie zdobywać i wciąż potwierdzać w tyleż bezwzględnej, co wyniszczającej rywalizacji. Pycha, „choć z nieba spycha”, przeżywa dzisiaj swoje złote dni. „Jak możecie wierzyć powie Chrystus do Żydów – skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga” (J 5,44).
Ci trzej są najbardziej groźni. Żądza oczu, żądza ciała i pycha. Czasem atakują razem, czasem na przemian. W różnych przebraniach i doskonale dostosowanych do nas metamorfozach próbują zawładnąć naszym życiem.
Ratunek jest w nieustannym czuwaniu nad sobą, w stałej intronizacji Chrystusa w sobie, w otwieraniu się na Jego Słowo, które nas zawsze doprowadzi do prawdy (por. J 16,13).
Jego więc słuchajmy, Jemu ufajmy. Chrystusowi Królowi. Jego władzy się poddawajmy. Dzień po dniu, coraz bardziej i coraz mocniej. Niech najpierw w nas samych powiększa się Jego królestwo: „królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”. Niech nasze życie będzie coraz bardziej poddane Ewangelii. „Przyjdź królestwo twoje” – modlimy się codziennie! Tak, niech Jego królestwo przyjdzie do nas i do tego świata, który codziennie osobiście tworzymy: do świata naszych relacji, naszych odpowiedzialności, do świata, w którym realizujemy otrzymane od Boga powołanie. Niech On w nas i wokół nas będzie przed wszystkim, przede wszystkim niech będzie przed naszym grzechem!
Taki jest sens i pierwszy cel jubileuszu, który właśnie zaczynamy, co przypomniał nam Ojciec święty w specjalnym Liście, skierowanym do naszej archidiecezji. Dziękujemy Bogu za sto minionych lat, spoglądamy wstecz z podziwem, radością i wdzięcznością.
Od wspominania chcemy nasz jubileusz zacząć, lecz na wspominaniu nie chcemy skończyć. Chcemy popatrzeć też w przyszłość, zobaczyć co musimy zmodyfikować, poprawić, przestawić, by diecezja przeżywała także jubileusz dwustulecia swojego istnienia i następne.
Ale i to nie wszystko. Także i to nie jest najważniejsze. Jubileusz jest dla nas przede wszystkim zachętą, by teraz, dzisiaj, tutaj, obrać Chrystusa, po raz pierwszy lub po raz kolejny, za Pana swojego życia, swoich spraw i planów. Pierwszym bowiem celem jubileuszu, tak lokalnego, jak i powszechnego, jest osobiste nawrócenie, jeszcze mocniejsze zwrócenie się do Króla.
Jak napisał papież Franciszek w najnowszej encyklice „Dilexit nos”, kontemplując Chrystusa „dającego siebie aż do końca zostajemy pocieszeni. Ból, który odczuwamy w sercach ustępuje miejsca całkowitemu zaufaniu, a na koniec pozostaje wdzięczność, czułość, pokój, pozostaje Jego miłość, królująca w naszym życiu (…). Nasze zaś cierpienie, łączy się z cierpieniem Chrystusa na krzyżu” (DN,161).
Oczywiście, planując jubileuszowe obchody, nie mogliśmy przypuszczać, że w diecezji, po krótkim czasie, nastąpi zmiana Biskupa. Wierzymy, że takie są Boże plany, które wszyscy przyjmujemy z pokorą i nadzieją, że nie tylko nie przeszkodzi to naszemu przeżywaniu jubileuszu, ale – paradoksalnie – jeszcze go pogłębi, wzbudzając w nas tym większą ufność w Boga, który jest Panem tak naszych osobistych dziejów, jak i dziejów naszej archidiecezji, Kościoła i świata.
„Nasze plany i nadzieje, śpiewamy w popularnej pieśni kościelnej, coś niweczy raz po raz, tylko Boże miłosierdzie nie zawiedzie nigdy nas. Jezu ufam Tobie, od dziecięcych lat. Jezu ufam Tobie, choćby wątpił świat”.
Siostry i Bracia,
jesteśmy dumni z tej pięknej katedry, wzniesionej w środku miasta ku czci Chrystusa Króla z tym jasnym przesłaniem, które daje każdemu, kto na nią patrzy, a tym bardziej, kto do niej wchodzi: „Soli Deo honor et gloria”, jedynie Bogu cześć i chwała. Chciałbym, aby każdy diecezjanin odwiedził przynajmniej raz w tym jubileuszowym roku to ważne i tak wspaniałe miejsce, matkę wszystkich kościołów w diecezji. By tu się pomodlił, zyskując specjalny, jubileuszowy, odpust ofiarowany przez Papieża.
Dziś robimy to my. Wznosimy swoje głowy, by spojrzeć na wspaniałą rzeźbę Chrystusa Króla, górującą w tej świątyni i wołamy jak ten dobry złoczyńca: „Jezu Chryste, wspomnij na Mnie. Jesteś już w swoim Królestwie, wspomnij więc na Mnie, by Twoje Królestwo było we mnie. Byś Ty we mnie był przed wszystkim! Wspomnij na mnie! Amen.
+ Adrian J. Galbas SAC