Dziedzictwo

Homilia abp. Adriana Galbasa SAC wygłoszona podczas Dnia Dziedzictwa Polskiego w Nowym Jorku, Brooklynie, 20 października 2024 roku.

Siostry i Bracia,
bardzo się cieszę, że mogę uczestniczyć dziś w Dniu Dziedzictwa Polskiego. Wielokrotnie słyszałem o tym wydarzeniu. Dziś mam okazję tu być. Dziękuję.

Dziękuję Księdzu Biskupowi Robertowi Brenanowi i jego biskupom współpracownikom za zaproszenie i obecność.

Pierwszym co mnie dziś zatrzymuje to samo słowo „dziedzictwo”. Dziedzictwo, czyli co? Czym ono właściwie jest?

Najprościej mówiąc: jest tym, co dziedziczę, co dostałem w spadku od moich poprzedników i czym mam dysponować tak, by mnie samego to rozwinęło i – jeśli jestem mądry – bym mógł to przekazać następnym pokoleniom. Głupek roztrwania dziedzictwo. Niszczy je, marnotrawi i psuje.

Stosunkowo najłatwiej jest nam zachować dziedzictwo materialne, czyli zadbać o miejsca, które mają szczególną wartość artystyczną, historyczną, kulturową, czy przyrodniczą.

Jak pewnie doskonale wiecie od 1972 roku istnieje coś takiego jak Lista Światowego Dziedzictwa Unesco. Należą do niej, to stan na rok 2024, tysiąc dwieście dwadzieścia trzy obiekty w stu sześćdziesięciu ośmiu krajach, które podpisały tę konwencję.

W Polsce takich obiektów jest siedemnaście, np. obóz koncentracyjny w Auschwitz, zabytkowe centrum Krakowa, czy kopalnia soli w Wieliczce.

W USA obiektów jest dwadzieścia osiem. Najbliższy stąd to Statua Wolności, a także słynne amerykańskie parki narodowe, np. park Wielkiego Kanionu, czy jaskini mamuciej, albo słynny filadelfijski Independence Hall.

Ale istnieje także dziedzictwo niematerialne. Należą do niego zwyczaje, folklor, język, dzieła literackie, artystyczne, czy muzyczne. Przede wszystkim jednak dziedzictwo niematerialne to wartości, czyli coś, czego nie widać bezpośrednio, ale co wyraża się w sposobie zachowania drugiego człowieka, co wpływa na niego, bardziej niż miejsca, co kształtowało poprzednie pokolenia. To są wartości estetyczne, społeczne, duchowe, to także wartości religijne.

Dziedziczyć mogę także cechy. Ktoś powie: „ty, to wykapana matka”, albo: „cały ojciec”. Sami mówimy: „odziedziczyłem to po rodzicach. Mam to po nich”.
Dziedziczymy umiejętności. „Robisz pierogi tak wyśmienite jak twoja matka” – powie ktoś, albo: „śpiewasz, jak twój ojciec”.

Pierwszym, czego wymaga dziedzictwo to, aby docenić jego wartość. Jeśli to, co dostałem w spadku jest mi obojętne, nigdy tego nie uszanuję i nie przekażę dalej.

Widziałem kiedyś film w telewizji hiszpańskiej, gdy zdziwiony reporter pytał Afrykańczyka „mieszkającego” pod jednym z drzew w Barcelonie: „po coś ty tu przyjechał. Nic tu nie masz!?”. A on zdziwiony odpowiada: „Nic tu nie mam? W mojej wiosce brakuje wody. Żeby ją zdobyć musiałem chodzić do studni po pięć kilometrów. A pięć metrów od tego drzewa jest fontanna. Ja nic nie mam? To ty nie umiesz patrzeć. Zrób coś ze swoimi oczami!”.

To jest bardzo ważne, by umieć docenić wartość tego, co jest moim dziedzictwem i być z tego dumnym.

Dziedzictwo wymaga też zaangażowania. Dobrze to oddaje angielski zwrot „come into”. Dziedziczyć, czyli „come into”. Wejść w to!

Zmorą naszych czasów jest obojętność, wzruszenie ramion wobec wartości, które dla poprzednich pokoleń były bezcenne i święte.

Obojętny człowiek nie twierdzi, że te wartości są złe, nie twierdzi jednak także, że są dobre. „Może są, a może nie są. Może są takie, a może inne. To nieważne i nic mnie to nie obchodzi”.

Papież Jan Paweł II mówił kiedyś, że każdy musi mieć w życiu swoje Westerplatte, coś o co będzie walczył, co będzie dla niego ważne, a nawet bezcenne.

I, pamiętam, jak myśmy – młodzi wtedy ludzie – słuchali tego z wypiekami na twarzy. To nas jakoś podniecało, zapalało, podnosiło na duchu. „Tak, chcę być obrońcą mojego Westerplatte, mówiliśmy. Chcę walczyć o to, co jest dla mnie ważne”.

Dziś wielu powie: „nie muszę mieć żadnego Westerplatte. Ważne, bym był wyspany, najedzony i miał wifi”.

Na pytanie postawione kilka lat temu uczniom jednej ze szkół średnich w dużym polskim mieście: „O co chciałbyś zapytać dziś Chrystusa”, wielu odpowiedziało: „o nic”. Nie dlatego przecież, że nie mają żadnych ważnych życiowych pytań, ale dlatego, że jest im to obojętne, co powie.

Jak nie wejdę w coś, jak tego nie docenię, nie dam rady przekazać tego komukolwiek. Dziedzictwo przepadnie.

To bardzo poważny problem. Jest w Ewangelii (por. Mt 13,44-46) znana scena, przypowieść, o człowieku, który znalazłszy skarb sprzedał wszystko co miał, cały swój majątek, aby kupić ziemię, w której zakopany był ten skarb. Ważna jest tu kolejność: znalazł, a potem sprzedał ziemię. Nic by nie dał zabieg odwrotny: gdyby ktoś kazał mu najpierw sprzedać ziemię, którą posiada, a dopiero potem iść szukać skarbu. Albo by tego nie zrobił, albo zrobiłby to z największą trudnością, bez entuzjazmu, ale za to za strachem.

Moi Drodzy,
jestem pod wrażeniem tego, że tu w Nowym Jorku pielęgnujecie na tyle sposobów polskie dziedzictwo. Nie tylko przez jeden dzień w roku. Przez każdy dzień w roku. Robicie to w polonijnych szkołach, klubach, stowarzyszeniach i parafiach.

Dziękuję wam za to! Za polski język, za znajomość polskiej historii, tradycji, zwyczajów, tańców i strojów. To bardzo imponuje. Róbcie tak nadal.

Żyjecie w wielokulturowym i wielomilionowym mieście. W tyglu tyglów, w Nowym Jorku. W tyglu można mieszać ze sobą różne potrawy, z każdej wziąć trochę, wszystko jakoś połączyć, potem dołożyć jednolitego sosu, który dodaje się do każdej pospolitej potrawy: do hamburgera i hot doga, by ostatecznie uzyskać taki sam smak. Tylko, że potem nie wiadomo co się właściwie zjadło.

Lepiej jak jest inaczej: chętnie spróbuję tego, co gotują na innych ogniach, w innych piecach, co sprzedają na innych straganach. Jestem otwarty, ciekawy świata, ciekawy innych sposobów myślenia, działania i w ogóle życia, ale mam też coś własnego, co gotowała moja babcia i moja mama, coś co mnie karmi, czym chcę się karmić i czym chętnie poczęstuję także ciebie.

Nie bójcie się być odmienni, nie bójcie się odróżniać od innych, jak odróżnia się – znana wam doskonale – katedra św. Patryka od otaczających ją manhattańskich drapaczy chmur. Wygląda jak z innej bajki i z innego świata, niedzisiejsza. Jedna inna wśród wielu innych. A jednak przez to, że jest jedna i inna, jest zauważalna i tak cenna. Po wizycie na Manhattanie możemy zapomnieć jak wygląda ten, czy tamten drapacz, ale nie zapomnimy tej katedry. Drapacze dosięgają chmur, katedra dosięga nieba.

Miejcie swoją osobistą „listę dziedzictwa”; katalog wartości, które dla was są ważne, bo były ważne dla waszych przodków i chcecie „wejść w to”, przekazać je następnym pokoleniom, z nadzieją, że i dla nich będą ważne.

Przypuszczam, że znacie słynny wiersz Adama Asnyka, „Do młodych” i to jego żarliwe, płomienne, wezwanie, że:

„Każda epoka ma swe własne cele
I zapomina o wczorajszych snach...
Nieście więc wiedzy pochodnię na czele
I nowy udział bierzcie w wieków dziele,
Przyszłości podnoście gmach!
Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy,
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć!”.

Siostry i Bracia,
naturalnie jedną z najważniejszych wartości, jakie otrzymaliśmy w spadku od poprzednich pokoleń, jednym z najważniejszych elementów dziedzictwa jest nasza wiara w Jezusa Chrystusa, który umarł, zmartwychwstał i żyje. Wiara, którą nam przekazuje Kościół katolicki.

Wiara to nie tylko religijne zwyczaje, choć i one są ważne. Opłatki i święconki, wizyta na grobach we Wszystkich Świętych i procesje Bożego Ciała. Niektóre zwyczaje są ogólnokościelne, inne bardziej nasze, polskie. One są ważne, ale nie są jeszcze wiarą. Mogą być puste jak wielkanocne wydmuszki. Kolorowe, bogate i puste.

Wiara, to jest decyzja, przemyślana, rozeznana, przemodlona, decyzja życia, że chcę iść za Chrystusem. Nie za kimkolwiek, nie za modą, opiniami opinii publicznej, nie za większością, nie za kalkulacjami na chwilę, ale właśnie za Chrystusem.

Słucham Jego Słowa, poznaję je, uznaję za prawdę i decyduję się na to, by w oparciu o to Słowo kształtować moje życie. Wiara więc to nie jakieś niestabilne emocje, czy przelotne uczucia, choć i one w przeżywaniu wiary są ważne, lecz nie są jej istotą. Wiara to nie powierzchowność, która w poniedziałek jest taka, a we wtorek siaka, rano silna jak tur, a wieczorem słaba jak mucha. Wiara to decyzja, to najszczersze pragnienie, by w codzienności, w zwyczajności życia być jak najbliżej Chrystusa.

Tak rozumiem też usłyszaną przed chwilą Ewangelię (por. Mk 10,35-45) i to pragnienie dwóch braci, Jana i Jakuba, którzy wielokrotnie w Ewangelii pokazują się jako ludzie bardzo emocjonalni, może nerwowi, ale szczerzy. I oni dziś mówią do Chrystusa: Panie chcemy być jak najbliżej Ciebie, po twojej stronie prawej i lewej (por. 10,37).

Pozostali się oburzają, ale to jest szczere, proste i piękne. Czy to jest też nasze pragnienie? Moje? Być jak najbliżej Chrystusa, być coraz bliżej Niego, jak śpiewamy w popularnej pieśni kościelnej: „Być bliżej Ciebie chcę”. Macie takie pragnienie? Mamy je?

I co się z nim dzieje? Z tym pragnieniem i z jego realizacją? Co się z nim dzieje w miarę, jak dzisiejsza data oddala się od daty moich urodzin? Czy dziś jestem bliżej Chrystusa, niż byłem kiedyś, czy może jest odwrotnie: bliżej to już byłem, a teraz jest jak jest!?

Usłyszane przed chwilą Słowo Boże mówi nam także i o tym, w jaki sposób zweryfikować wiarę. Swoją, nie cudzą. Jasne, że jakimś weryfikatorem jest to, co właśnie robimy, czyli praktyka religijna. W twierdzeniu, że można być jednocześnie wierzącym i niepraktykującym dostrzegam potężny fałsz. Bo trudno jednocześnie chcieć być blisko Chrystusa i unikać miejsc, gdzie On sam mówi, że jest: przede wszystkim unikać Eucharystii!

Religijność wyraża naszą wiarę i jednocześnie ją wzmacnia. To, że tu jesteśmy teraz wzmacnia moją wiarę. To, że was widzę. Jakże trudne były miesiące pandemii i puste kościoły. W ilu ludziach wiara wtedy zgasła, lub bardzo osłabła.

Praktyki religijne są więc ważne, ale nie są wystarczające. One również, choćby najwznioślejsze, mogą być jak ta wspomniana już wielkanocna wydmuszka: na zewnątrz bogate, a w środku całkowicie puste.

„Ten lud czci mnie jedynie wargami, a sercem swym daleko jest ode mnie”, powie Chrystus Pan, cytując proroka Izajasza (por. Iz 29,14).

Iluż ludzi opuściło Kościół z powodu tego smutnego rozejścia się warg i serca. Słyszeli piękne modlitwy, widzieli ludzi w świątyniach, ale widzieli i słyszeli ich też poza świątyniami i to się całkowicie nie zgadzało. Więc odeszli.

O tym Chrystus mówi też dziś w Ewangelii. Wasz styl życia ma być inny niż styl życia świata. „Nie tak będzie między wami” (Mk 10,43). Gonienie za samymi sobą, autopromocja, prześciganie się w różnych konkursach światowej „lepszości”, zwłaszcza, gdy to jest robione kosztem innych, to nie jest droga dla was. „Nie tak…”.

Najpełniej jednak nasza wiara potwierdza się i wyraża wtedy, gdy chcemy być z Chrystusem w chwili, gdy doświadczamy w życiu krzyża.

Chrystus to Ten, który wypił gorzki kielich. Kielich smutku, beznadziei, opuszczenia, upokorzenia. To Sługa Pański, na którym zrealizowały się przejmujące opowieści proroka Izajasza, o których słyszeliśmy dziś w pierwszym czytaniu (por. Iz 53,10-11). To Ten co był zmiażdżony cierpieniem, Ten, który dźwiga nasze nieprawości.

Trudne doświadczenia spadają i na nas. Upokorzenie, opuszczenie, ból, rozmaite cierpienie, samotność, udręka. Wielu ludzi, gdy tego doświadczają, opuszczają Pana. Niczym bohaterowie Dostojewskiego oddają Bogu bilet. „Jeśli Ty jesteś kierownikiem tego pociągu, to ja z niego wysiadam” – zdają się mówić. Nie ma co im się dziwić. Tym bardziej nie ma co potępiać. Trzeba zrozumieć i omadlać! Trzeba pomóc.

Są jednak tacy, którzy właśnie w sytuacji cierpienia i smutku, powiedzą najszczerzej jak nigdy wcześniej, choć może ciszej, niż kiedykolwiek wcześniej: „Jezu, ufam Tobie”. I to są prawdziwe wyżyny wiary, absolutne jej Himalaje.

Bracia i Siostry,
„Trwajmy mocno w wyznawaniu wiary” (Hbr 4,14), powiedział nam dzisiaj Autor Listu do Hebrajczyków. W tym zdaniu jest wezwanie i zadanie.

Słowo „trwać” – zawsze się kojarzy z czymś co trudne. Trwać, czyli nie zmieniać niczego, gdy jest ciężko, nie wycofywać się. Być jak ten obrońca Westerplatte. A List do Hebrajczyków mówi dodatkowo: „mocno”. Trwajcie mocno w wyznawaniu wiary. Przyjmijmy to zadanie.

Trwajmy mocno, niezależnie od tego, czy mieszkamy w Nowym Jorku, czy w Nowym Targu, z tej czy z tamtej strony Atlantyku. Trwajmy mocno, jak trwali ci, co byli przed nami, którzy nam przekazali dziedzictwo wiary.

„Come into”, wejdźmy bardziej w przebogaty świat naszej wiary, poznawajmy go. Tak, jak prosił o to papież Benedykt XVI, gdy przed laty był tu w Nowym Jorku, w katedrze św. Patryka. Wejdź do wnętrza katedry, mówił. Tylko wtedy odkryjesz i docenisz jej piękno.

Wejdźmy do wnętrza swojej wiary, tylko wtedy przekażemy ją następnym pokoleniom. Nasze bezcenne dziedzictwo.

Raz jeszcze dziękuję wam za zaproszenie i za to dzisiejsze doświadczenie i świadectwo wiary.

Na koniec módlmy się razem z Psalmistą, który ma świadomość tego, co jest jego dziedzictwem i który ma wobec tego wielką wdzięczność:

„O Panie nasz Panie,
Jak przedziwne jest Twoje imię po całej ziemi.
Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa
Usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę” (Ps 8,1-2).
Amen.

+ Adrian J. Galbas SAC

« 1 »