Być jak aniołowie

Homilia abp. Adriana Galbasa SAC wygłoszona w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach podczas obrzędu kandydatury, 2 października 2024 roku.

„Trzej Aniołowie w górze, nad ulicą, a każdy z nich dął w trąbę
Ubrani w zielone tuniki, mieli skrzydła rozpostarte już od poranka(…)
Aniołowie grali na swych trąbach przez cały dzień
A cała ziemia będąc w ruchu, wydawała się ich mijać
Nikt nie słyszał rozbrzmiewającej muzyki
Nikt tego nawet nie próbował…”.

Drodzy Bracia,
słowa te pochodzą z jednej z ballad Boba Dylana i choć ten wspaniały piosenkarz i poeta; pół Żyd, pół Rosjanin, napisał je kilkadziesiąt lat temu nie straciły nic ze swej aktualności. Przeciwnie: stały się dziś jeszcze bardziej aktualne. Bo kto jeszcze pamięta o aniołach, o ich obecności, o ich rozpostartych nad ziemią skrzydłach? Kto słyszy ich muzykę? Kto idzie za ich głosem? Kto tego choć próbuje? Ziemia będąca w zawrotnie szybkim ruchu, wydaje się ich mijać.

Tymczasem Archaniołowie, których wspominaliśmy w liturgii kilka dni temu i Aniołowie Stróżowie, których czcimy dzisiaj, są wspaniałym darem i wspaniałym dowodem Bożego miłosierdzia. Bóg posyła ich, aby się nami opiekowali. „Czyż nie są oni wszyscy duchami przeznaczonymi do usług – pyta Autor Listu do Hebrajczyków – posłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść zbawienie” (Hbr 1,14). A Psalmista dopowie, że są to pełni mocy bohaterowie wykonujący rozkazy Boga (por. Ps 103,20). 

Wiara w to, że każdy ma swojego Anioła Stróża sięga czasów apostolskich. Dzieje Apostolskie opowiadają sympatyczną scenę (por. Dz 12,13), gdy Piotr po cudownym uwolnieniu przez anioła zapukał do drzwi domu Marii, matki Jana, w którym zgromadzili się chrześcijanie. Służąca, która poszła otworzyć, przybiegła poruszona i powiedziała: „To Piotr, poznałam jego głos”. „Jesteś szalona! – odpowiedzieli jej chrześcijanie. – To jego anioł!”. Nie mogli uwierzyć w cud, ale ich odpowiedź: „To jego anioł”, dowodzi, że było dla nich oczywiste, pewne i jasne, że każdy człowiek ma swojego anioła.

Wiara w Anioła Stróża trwała w Kościele przez wieki, stając się coraz bardziej precyzyjną i pogłębioną. Ojcowie Kościoła byli tu niemal jednomyślni, choć zadania wyznaczone niebiańskiemu wysłannikowi widzieli różnie. Euzebiusz z Cezarei mówił, że jest on obrońcą i strażnikiem, Hilary, że jest pośrednikiem, który przewodzi modlitwom wiernych i ofiarowuje je Bogu, Bazyli, że jest pokojowym pomocnikiem i towarzyszem podróży, Grzegorz z Nazjanzu, że jest przewodnikiem.

Od początku jasne było, że Anioł Stróż jest tym, który wstawia się za nami i chroni nas od niebezpieczeństw w ciągu dnia i nocy, tak, byśmy z życiowej wędrówki wrócili cali i zdrowi i – finalnie - otrzymali szczęście wieczne. Wtedy – taką mamy nadzieję – „Aniołowie zawiodą nas do raju”.

O Aniołach Stróżach mówili wiele także teolodzy średniowieczni, zwłaszcza św. Tomasz z Akwinu, który wyjaśnia powód, dla którego Bóg dał każdemu z nas Anioła Stróża. Przede wszystkim jest nim pragnienie bliskości, tak, by istniały między nami bliskie relacje i by świat niebieski i ziemski wzajemnie się przenikały. Drugim powodem – mówi nomen omen Doktor Anielski – jest miłość: „Ci, którzy mają, niech dają tym, którzy nie mają i niech dzielą się swoimi dobrami z innymi – taka jest wola Boga. Najbogatsi, którzy zostali bardziej uprzywilejowani, niech pomogą tym, którzy mają mniej, na mocy komunii świętych. Bóg – wyjaśnia św. Tomasz – jednoczy w ten sposób swoje stworzenia ze sobą”.

A św. Bernard modlił się: „O Panie, kimże jest człowiek, że posyłasz owe święte duchy, aby nam służyły, wyznaczasz ich na naszych stróżów, polecasz, aby byli naszymi wychowawcami. […] Chociaż więc jesteśmy słabymi dziećmi i choć czeka nas długa i niebezpieczna droga, czegóż mamy się lękać, chronieni przez tak wielkich stróżów? Nie mogą wszak ulec wrogom ani zbłądzić, ani tym bardziej zwodzić ci, którzy strzegą nas na wszystkich naszych drogach. Są wierni, roztropni i potężni – czegóż mamy się lękać? Obyśmy tylko za nimi szli, obyśmy tylko do nich przylgnęli, a trwać będziemy na zawsze w opiece Boga niebios”.

Bardzo pięknie o Aniołach Stróżach naucza Katechizm Kościoła Katolickiego: „Życie ludzkie od początku aż do śmierci otoczone jest opieką i wstawiennictwem aniołów (…). Każdy wierny ma u swego boku anioła jako nauczyciela i pasterza, by prowadził go przez życie. Już na ziemi życie chrześcijańskie uczestniczy – przez wiarę – w błogosławionej wspólnocie aniołów i ludzi, zjednoczonych w Bogu” (KKK, 336).

To echo usłyszanych przed chwilą słów z Księgi Wyjścia: „Oto Ja – mówi Bóg – posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i słuchaj jego głosu” (Wj 23,20).

„Życie Kościoła – to także Katechizm – korzysta z tajemniczej i potężnej pomocy aniołów” (KKK 334).

Tak, Aniołowie są wielką pomocą dla nas, ale i dla samych aniołów, to, że pomagają, jest wielkim zaszczytem. Są szczęśliwi, że mogą uczestniczyć i współpracować w miłosierdziu Ojca, być narzędziami Jego ojcowskiej troski, pośrednikami Jego łask. Jest dla nich również zaszczytem i to, że Bóg posługuje się nimi i za ich pośrednictwem czyni nam dobro. Powierza im nas, swoje dzieci.

Nie lekceważmy więc ich pomocy, pielęgnujmy wiarę w obecność Anioła Stróża obok nas. To nie pierzaste, dziwne stworzenia ze skrzydłami. Takie są tylko ich wyobrażenia, które wbijają się w naszą fantazję, rzeźbę i malarstwo. Anioł to nie jest także jakiś szpicel, czy śledczy. To pomocnik, stróż i przyjaciel.

Z wiarą więc powtarzajmy za Tobiaszem:

„Niech będzie błogosławione wielkie Imię Jego
Niech będą błogosławieni wszyscy Jego święci Aniołowie” (Tb 11,14).

I z wiarą módlmy się każdego dnia: Aniele Boży, stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy. Bądź mi zawsze ku pomocy. Strzeż duszy, ciała mego i zaprowadź mnie do żywota wiecznego”.

Jak pięknie mówi św. Bernard: „Bądźmy oddani, bądźmy wdzięczni tak niezwykłym stróżom. Odwdzięczajmy się im miłością, czcijmy ile tylko potrafimy, ile powinniśmy. Jednakże cała nasza miłość, cała cześć niech się zwraca ku Temu, od którego zarówno my, jak i oni otrzymujemy łaskę miłosierdzia i czczenia (…). W Nim przeto gorąco miłujmy Jego aniołów jako naszych współtowarzyszy w przyszłości, teraz zaś przewodników i opiekunów danych nam i nadanych przez Ojca”.

Drodzy Bracia,
uwielbiamy dziś Pana za dar Aniołów Stróżów, a jednocześnie prosimy Go, by udzielił nam łaski, byśmy sami już teraz byli jak aniołowie. Nie mam oczywiście złudzeń i wiem, że w pełni aniołami to nie jesteśmy, niezależnie od tego, po której stronie ołtarza teraz ktoś z nas stoi czy siedzi, a jednak pragnijmy być choć trochę jak aniołowie i to zarówno wobec Boga, jak i wobec ludzi.

Najpierw chodzi o naszą postawę wobec Boga. Niech będzie w niej jak najwięcej adoracji i pokornego wsłuchiwania się w Boży głos. Codziennie powtarzamy w czasie mszy świętej hymn uwielbienia Boga, który zanoszą ku Jego chwale Aniołowie i Archaniołowie: „Święty, święty, święty Pan Bóg Zastępów. Pełne są niebiosa i ziemia Jego chwały. Hosanna na wysokości”. Tak, Aniołowie dniem i nocą wpatrują się w Boże oblicze, o czym przed chwilą przypomniała nam Ewangelia (por. Mt 18,1-5.10), widzą Jego szatę, jak mówi prorok Daniel, szatę białą jak śnieg, włosy jakby z czystej wełny i tron z ognistych płomieni (por. Dn 7,9-10.13-14).

Kiedyś – wierzymy w to mocno – dołączymy do nich także i my, jak Natanael zobaczymy aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego (por. J 1,51), ale dzisiaj, na razie, bądźmy – powtarzam – choć trochę jak aniołowie, wpatrujmy się w Boże oblicze, tak jak pozwala nam na to nasza wiara i jak zachęca nas do tego Kościół: przez jak najczęstszą adorację Najświętszego Sakramentu, przez pokorne uczestnictwo w liturgii i codzienną medytację Słowa Bożego. „Przyjaciele nie obawiajcie się ciszy i spokoju – mówił papież Benedykt XVI do młodych – wsłuchujcie się w Boga, adorujcie Go w Eucharystii. Pozwólcie by Jego słowo kształtowało wasz rozwój jako drogę ku świętości”. Święte słowa, tym bardziej w Seminarium.

Jeśli, Drodzy Bracia, jako przyszli diakoni i księża, chcecie naprawdę oddać, poświęcić i złożyć Bogu w ofierze samych siebie, to oddajcie, poświęćcie i złóżcie Mu najpierw w ofierze część każdego waszego dnia poprzez solidną, wierną i pobożną modlitwę. I niech modlitwa i bycie przed Bogiem sprawia wam przyjemność, jak sprawia przyjemność aniołom. Pan was wysłucha, jak mówi Psalmista, wtedy, kiedy będziecie Go wzywać i pomnoży moc waszej duszy (por. Ps 138,3).

Ale, Drodzy Bracia, bądźcie też jak aniołowie wobec ludzi, to znaczy idźcie do ludzi w imieniu Boga. Bądźcie Bożymi posłańcami. Jakiś czas temu zaczęła się wasza droga z Chrystusem. Patrząc na nią po ludzku, po waszemu, było to gdzieś, kiedyś, za sprawą kogoś, w konkretnym miejscu, czasie, w dających się odtworzyć okolicznościach. Ale „po bożemu” było całkiem inaczej. Bóg was widział dużo wcześniej. Jak pięknie powie św. Paweł „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i niekalani przed Jego obliczem” (Ef 1,4). Chrystus was znał po imieniu na długo zanim wy poznaliście imię Chrystusa. I ta droga powołania jest po coś. Po coś konkretnego: byście w Jego Imię i z Jego Imieniem szli do ludzi i im pomagali. 

Oby Kościół zawsze mógł powiedzieć o was to, co Pan o Natanaelu, że nie ma w was „żadnego podstępu”(J 1,47), żadnego udawania, nieszczerych motywacji, podwójnych twarzy, ukrytych ambicji, jest tylko szczere pragnienie służenia Bogu i ludziom: w kapłańskiej czystości, ubóstwie, posłuszeństwie, w duchu służby. 

Żyjąc w ten sposób będziecie przynosili ludziom – i to bez organizowania jakiś dodatkowych akcji, po prostu samą swoją obecnością – pokój, radość i poczucie sprawiedliwości. Ludzie będą się cieszyć gdy do nich przyjdziecie i smucić gdy będziecie odchodzić, a nie odwrotnie. Naprawdę będziecie jak aniołowie. Ludzie będą odkrywać przed wami swoje tajemnice i wprowadzać w najbardziej intymne zaułki własnych serc. Wy sami będziecie przy tym najszczęśliwszymi z ludzi, a kapłańska posługa nie będzie kajdanami, ale drogą waszej wolności.

Drodzy Bracia, którzy po trzech latach formacji wypowiecie za chwilę głośno swoje „chcę”, potwierdzając w ten sposób wasze rozeznanie, co do odkrytej drogi życia i pragnienie, by iść nią dalej, dziękuję wam za ten gest!

Kościół po tych trzech latach także wam, każdemu z osobna mówi „chcę”. Modlimy się, by dobre dzieło, które Bóg w was rozpoczął, mogło być kontynuowane. Jednocześnie Kościół zobowiązuje się otoczyć was opieką i miłością i dać konkretne wsparcie na drodze seminaryjnej formacji. To będzie wam okazywane przede wszystkim poprzez Formatorów, którym serdecznie dziękuję za każdą posługę.

Księże Rektorze, wraz ze Współpracownikami, módlcie się za nich każdego dnia, pomagajcie im. Także wy bądźcie dla nich trochę jak aniołowie, przynosząc im dobre, Boże dary.

Drodzy Kandydaci,
według Ratio fundamentalis, ta chwila kończy w waszej formacji etap bycia uczniem, ale oczywiście nie kończy bycia uczniem. To ma trwać całe życie. Także, gdy przyjmiecie już święcenia, nie przestaniecie być uczniami Chrystusa. Najwcześniejszym momentem zakończenia tego najpiękniejszego uczniostwa będzie godzina waszej śmierci. 

Zakładając jednak odpowiedzialną decyzję z waszej strony, kandydatura – jak mówi Ratio – jest „zaproszeniem do kontynuowania własnej formacji w upodobnianiu się do Chrystusa Pasterza” (R,67). Nie wystarczy mi więc to, że słucham Chrystusa i uczę się od Niego, ale chcę coraz bardziej być jak Chrystus, być do Niego podobnym.

Drodzy Bracia,
cieszę się, że nasze Śląskie Seminarium rozpoczyna nowy rok formacji. Szczególny, bo jubileuszowy, szczególny, bo w ramach okresu propedeutycznego są z nami alumni z Opola i Gliwic, których serdecznie witam. Nie jesteście „u nich”, tylko „u siebie”. Chciałbym, byście tak się tutaj czuli. Dobre więzi, które tu zbudujecie i to wszystko, czego razem doświadczycie z pewnością będzie owocowało w przyszłości.

Są nie tylko nowi alumni, ale także nowy Formator, ks. Łukasz, któremu życzę, by był dla was naprawdę ojcem. Cieszę się, że będziemy mogli korzystać także z pomocy Formatorów z opolskiego Seminarium.

Dużo siły życzę także panu Krzysztofowi Kotarskiemu, który od kilku miesięcy jest seminaryjnym ekonomem. Dziękuję za to, co już zrobił.

Na koniec módlmy się słowami Liturgii Godzin

„A wy, zastępy Jasnych Duchów
Opieką swoją nas otoczcie
I wyjednajcie nam u Boga
By dał nam radość nieba z wami.
Niech będzie chwała Ojcu z Synem
I cześć Duchowi pocieszenia
Niech jednym głosem chór aniołów
Wysławia Boga w Trójcy Świętej. Amen”.

+ Adrian J. Galbas SAC

« 1 »