W Stacji Biblioteka 5 września odbyło się spotkanie autorskie z Joanną Helander i Arkadiuszem Golą. Zaprezentowali na nim wspólną książkę "Dworzec nieznany?", zawierającą czarno-białe fotografie Rudy Śląskiej.
W Stacji Biblioteka, jednym z obiektów na Szlaku Zabytków Techniki, 5 września o godz. 17 odbyło się spotkanie autorskie z Joanną Helander i Arkadiuszem Golą. Goście zaprezentowali na nim wspólną książkę „Dworzec nieznany?”, można było także obejrzeć wystawę fotografii, która po raz pierwszy zagościła przy Dworcowej 33 w 2019 r., jeszcze przed oficjalnym otwarciem stacji. Wszystkich powitał i przedstawił bohaterów wieczoru Krystian Gałuszka, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rudzie Śląskiej, który prowadził spotkanie.
Mieszkająca od 1971 r. w Szwecji Joanna Helander jest fotografką, pisarką, tłumaczką i dokumentalistką, autorką filmowych i fotograficznych portretów twórców polskiej kultury. Urodziła się w 1948 r., wychowała w Rudzie Śląskiej. W 2018 r. została honorową obywatelką tego miasta. Arkadiusz Gola (urodził się w 1972 r.) to również pochodzący z Rudy Śląskiej fotograf. Kochłowiczanin współpracował z różnymi tytułami prasowymi, jest laureatem wielu nagród w krajowych konkursach fotografii prasowej.
– W Rudzie Śląskiej jest wszystko możliwe – zapewnił A. Gola, opowiadając o tym, jak powstał pomysł na wspólną publikację i skąd wziął się jej tytuł. To fraza z wiersza Ryszarda Krynickiego. „Obudziłem się nagle na nieznanym dworcu” – napisał poeta. Ten nieznany dworzec stał się metaforą opowieści o Rudzie Śląskiej, „opowieści o mieście serca”, jak to ujął fotograf. Ostatecznie jednak fotografowanie ukochanego miasta stało się pretekstem do widzianej z perspektywy obiektywu opowieści o człowieku.
Joanna Helander opowiedziała o wydarzeniu, które uznała za jedno z najważniejszych w swoim życiu. W 1968 r., w wieku 20 lat, uczestniczyła w studenckich protestach w Krakowie. Jesienią tego samego roku z siostrą i koleżanką w domu studenckim wywiesiła plakat z napisem: „Moskale, ręce precz od Czechosłowacji”. Została za to aresztowana i skazana na 10 miesięcy więzienia. Opuściła je po 7 miesiącach za dobre sprawowanie. – Byłam chyba jedynym więźniem politycznym w Myślenicach – żartowała.
Przygaszono światła. Za plecami gości wieczoru i prowadzącego spotkanie, siedzących przy stoliku na niewielkiej scenie, rozpostarty był olbrzymi ekran, na którym organizatorzy wyświetlili relację filmową z pierwszej wystawy. Na bieżąco kolejne kadry komentował A. Gola, przywoływał nazwiska gości, m.in. Erwina Sówki, mówił też o kulisach aranżowania ekspozycji w remontowanych jeszcze pomieszczeniach dworca i budowaniu narracji poprzez odpowiednie komponowanie zdjęć. Jasne plamy wielkoformatowych czarno-białych fotografii rozjaśniały lekki półmrok, w którym siedzieli zasłuchani uczestnicy spotkania. Fotograf przypomniał również, że wówczas główną troską dyrektora Gałuszki wobec olbrzymich wydruków zamontowanych na ścianach było „czy to pójdzie zerwać”, co zebrani przyjęli gromkim śmiechem.
Przyszedł czas na dwie fotograficzne odsłony Rudy Śląskiej, widzianej w latach 70. i 90. Pierwsza o wybranych do publikacji zdjęciach mówiła J. Helander. Jak rozpoczęła swoją przygodę z fotografią? Od fotografowania rodziny. Na kolejnych slajdach można było zobaczyć jej ciotki w Orzegowie, słynne zdjęcie „Anioł z mojego podwórka” (mała dziewczynka ze skrzydłami na tle familoków) czy mamę w Zakładach Przemysłu Spożywczego. Jej Ruda to najpierw bliscy, których pogmatwane losy były podobne do losów wielu Ślązaków. Wujek Janek, brat mamy, zdezerterował z Wehrmachtu, po wojnie trafił do Londynu i już nigdy nie wrócił w rodzinne strony. Drugi brat - Jorg - walczył w Wojsku Polskim.
Jak zgodnie podkreślali oboje fotografowie, rudzian cechuje wybitne poczucie humoru, co można było zaobserwować chociażby na zdjęciu pani Joanny, przedstawiającym babcię w maglowni. Napis na jej drzwiach głosi: „Droga Kobieto! Szanuj swój honor, nie plam sumienia swego, zapłać za maglowanie tyle, ileś powinna zapłacić”. Filuternie uśmiecha się dama z pieskiem na Karmańskim, rozrabiają dzieci na Schlafhausie, domu pilnuje piesek Szpilka. Unikatowe są zdjęcia Wisławy Szymborskiej, jeszcze przed otrzymaniem Nagrody Nobla.
Uczestnicy spotkania początkowo woleli bardziej słuchać fotografów niż zadawać im pytania, jednak dyrektor Gałuszka prowadził rozmowę z taką swadą, że wkrótce się to zmieniło. Przy kolejnych slajdach odgadywali, gdzie zostało zrobione zdjęcie. – Orzegów! Na pewno – cieszył się postawny mężczyzna. – Burzyłem ten komin, tam już nic teraz nie ma – mówił z żalem kolejny.
O swojej części książki, również z towarzyszeniem pokazu slajdów z fotografiami, opowiedział A. Gola. To już prawie lata 90. Nowy Bytom, Bielszowice, Kochłowice, Ruda, Godula, Chebzie, Wirek, Halemba. Familoki i grubiorze grający w kopalni w szachy, poprzemysłowe stawy, gdzie się łowiło ryby i kałuże, w których dzieci płukały z „ciaplyty” buty przed powrotem do domu. Arkadiusz Gola stawiał na prawdę, zwyczajność, genius loci. Podkreślał, że największym błędem fotografa jest nie spróbować zrobić zdjęcia. Nawet, kiedy fotografując miasto, widzi się jego biedę, po latach większe znaczenie ma historia. Ważne jest także uchwycenie punctum, miejsca w fotografii, gdy staje się ona metafizyczna, gdy z jakiegoś nieuchwytnego powodu przykuwa uwagę, wręcz kłuje tak, że chce się do niej wracać.
W spotkaniu wzięło udział prawie 30 osób, wśród nich Wiesława Żurek, emerytowana polonistka, która obecnie pracuje z osobami starszymi, prowadząc Klub Seniora w Miejskim Centrum Kultury. – Uwielbiam to miejsce, byłam na otwarciu tego budynku i widziałam pierwszą wystawę, o której mówiła pani Helander, w ogóle staram się uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach, które tu się dzieją. Propaguję to miejsce, gdzie mogę. Ostatnio przyprowadziłam tu wybitnego śląskiego choreografa Henryka Konwińskiego, który wielokrotnie przejeżdżał przez Chebzie, podziwiał budynek, zawsze myślał, że się tu wybierze, ale nie miał okazji. Był zachwycony – mówiła pani Wiesława. – Bardzo się cieszę, bo usłyszałam tu wiele wspaniałych rzeczy o pojmowaniu fotografii, która nie jest tylko po prostu robieniem zdjęcia, ale też uchwyceniem odchodzącej historii i emocji. To wydaje mi się bardzo ważna rzecz; i pan Gola, i pani Helander w tych zdjęciach przekazują takie emocje, które odczuwamy wszyscy, zderzając się z rzeczywistością. Podziwiam panią Helander, że tak propaguje i Rudę, i nasz kraj w Szwecji – mówiła W. Żurek.
Po zakończeniu spotkania Anna Krzysteczko, wiceprezydent Rudy Śląskiej, dziękowała gościom i wręczyła im kwiaty, a na wszystkich czekał tradycyjny śląski kołocz. Można było także kupić książkę i otrzymać autografy autorów.
Wydarzenie odbywało się w industrialnej sali o wysokich ścianach, z sufitem podpartym betonowymi, nitowanymi słupami. Na ścianach została zawieszona czarna tkanina, na której tle wyeksponowano czarno-białe fotografie znajdujące się w książce. Wzorowany na budownictwie przemysłowym obiekt w Rudzie Śląskiej-Chebziu powstał pod koniec XIX wieku. Charakterystyczna zabytkowa budowla mieści obecnie bibliotekę z kilkunastotysięcznym zbiorem, jednak zachowana została również funkcja komunikacyjna – to jedyna biblioteka na świecie, w której znajduje się dworzec.