Nasze "dzieje apostolskie"

Homilia abp. Adriana Galbasa wygłoszona podczas święceń prezbiteratu w Katedrze Chrystusa Króla w Katowicach 11 maja 2024 roku.

Bracia i siostry,
Okres Wielkanocny powoli dobiega końca. Jutro uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Przez cały ten czas czytamy w Kościele fragment z Dziejów Apostolskich, który zabrzmiał także przed chwilą (por. Dz 18,23-28). To bardzo ważna księga, o której papież Franciszek powie, że jest podręcznikiem eklezjologii, księgą, z której możemy się uczyć czym, albo raczej kim jest Kościół.

To księga, która ma bardzo ciekawą konstrukcję. Jej początek stanowi bowiem Zesłanie Ducha Świętego. Apostołowie, po Wniebowstąpieniu Chrystusa, gromadzą się razem z Maryją na modlitwie w Wieczerniku, oczekując obietnicy Ojca (por. Dz 1,4), a potem, gdy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, „wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2,4).
 

Homilia abp. Adriana Galbasa wygłoszona podczas święceń prezbiteratu w Katedrze Chrystusa Króla w Katowicach 11 maja 2024 roku.


I jakaż ogromna różnica. Przed Zesłaniem Ducha Świętego, zastanawiają się, czy niebawem zostanie przywrócone królestwo Izraela (por. Dz 1,6). Zaprząta ich przyziemność. Horyzont ich życia ciągle jest ograniczony do tego, co tu i teraz. Do doczesności. Gdy jednak otwierają się na „obietnicę Ojca” (por. Dz 1,4) i ją przyjmują, ich życie totalnie się zmienia. Jest skoncentrowane jedynie na głoszeniu królestwa Bożego. Są gotowi głosić Ewangelię nie tylko w Jerozolimie, czyli bez ruszania się z miejsca, ale są gotowi iść, i pójdą, do całej Judei, do Samarii, krainy wrogo do nich nastawionej, po której nie mogą się spodziewać niczego dobrego, ani łatwego. Są w końcu w stanie pójść aż na krańce ziemi (por. Dz 1,9).

Piotr, który jeszcze niedawno wystraszył się jednej kobiety i to w nocy (por. Łk 22,57), teraz, w biały dzień nie boi się stanąć wobec tłumu i powiedzieć: znam Go, to Chrystus, którego „Bóg uczynił i Panem i Mesjaszem” (Dz 2,36).

Wszystko się od tego zaczyna. Od epiklezy. Od przyjęcia darów Ducha i od przyjęcia daru Ducha. Daru, którym jest Duch Święty!

Środek tej księgi to opis konkretnych „dziejów apostolskich”, zwłaszcza dwóch spośród Dwunastu: Piotra i Pawła. Poznajemy zdarzenia z ich życia wypełnionego przede wszystkim głoszeniem słowa Bożego i sprawowaniem sakramentów. Ich posługa powoduje nawrócenie wielu i przyczynia się do rozwoju Kościoła Chrystusowego.

Także odczytany przed chwilą fragment opowiada o Pawle, który głosi słowo Boże w Antiochii, potem obchodzi krainę galacką, by dojść do Frygii, wszędzie ustanawiając nowych uczniów (por. Dz 18,23). Wszędzie z radością, entuzjazmem i bez lęku głosi kerygmat, czyli radosną prawdę o tym, że Chrystus jest Panem.

A zakończenie Dziejów Apostolskich? No właśnie, rzecz w tym, że ta księga właściwie nie ma zakończenia. W każdym razie nie ma uroczystego zakończenia, jak to jest w wielkich listach św. Pawła i św. Piotra. Nie ma tu uroczystych podsumowań, wielkich doksologii, pięknych wieńczących wszystko modlitw. Dzieje Apostolskie kończą się jakby wielokropkiem. Nie kropką, czy wykrzyknikiem, ale właśnie wielokropkiem, jakby ich ludzki autor - św. Łukasz, przekazał pióro następnym, by ci zapełniali kolejne stronice tej wielkiej księgi dziejów Kościoła.

Bracia i siostry,
spójrzmy na konstrukcję tej księgi jak na swego rodzaju przypowieść o naszym życiu, życiu uczniów Chrystusa. Chodzi o to, by i ono rozpoczynało się zawsze od Zesłania Ducha Świętego. Tak w wymiarze tego, co ogólne, jaki i w tym, co szczególne. Żeby to właśnie epikleza była u początku zdarzeń wielkich i zwykłych, które składają się na naszą codzienność. Byśmy zaczynając cokolwiek, każdy dzień, każde spotkanie, nie mówiąc już o zdarzeniach prawdziwie przełomowych i wielkich, najpierw w pokorze zwrócili się do Tego, który jest Panem i Ożywicielem, i który może nas doprowadzić do całej prawdy (por. J 16,13), nie do ćwierć i pół prawd, ale właśnie do całej prawdy! Byśmy prosili o pomoc Tego, który może nas pocieszyć i uzbroić w moc z wysoka (por. Łk 24,49).
To dotyczy szczególnie posługi księdza. Jeśli ona nie byłaby codziennym, wołaniem o Ducha, byłaby zagrożona. Ksiądz bez modlitwy szybko się wyczerpie, straci nadprzyrodzoną motywację do swoich działań i będzie jej musiał szukać w tym, co przyrodzone, „w królestwie Izraela”, w sprawach ziemskich: pieniądzach, zaszczytach i rozmaitych emocjonalno-cielesnych fajerwerkach. Głównym jego życiowym zadaniem będzie wówczas samorealizacja i kolekcjonowanie nowych hobby, coraz bardziej wymyślnych i coraz bardziej kosztownych, którymi koniecznie i niezwłocznie trzeba będzie się pochwalić w społecznościówkach.

Łukaszu, Łukaszu, Pawle,
Nie bądźcie tacy! Chciałbym, by ludzie widzieli w was ludzi duchowych. Duchowych duchownych. Być może kiedyś dobrego księdza na Śląsku poznawano po tym, że przed kościołem i plebanią stała koparka. Ciągle była jakaś budowa, jakiś remont, jakieś działania. To oczywiście nie zniknęło. Będzie trwało do paruzji. Zawsze się znajdzie jakiś remont do wyremontowania. Tylko, że dziś to nie jest ani pierwsze, ani najważniejsze zadanie księdza. On ma przede wszystkim remontować ludzkie serca, budować i pogłębiać więź między człowiekiem, a Bogiem.  Mówił nam o tym w Warszawie już lata temu papież Benedykt XVI. „Nie ulegajmy pokusie pośpiechu, a czas oddany Chrystusowi w cichej, osobistej modlitwie niech nie wydaje się czasem straconym. To właśnie wtedy rodzą się najwspanialsze owoce duszpasterskiej posługi. Nie trzeba się zrażać tym, że modlitwa wymaga wysiłku, że podczas niej zdaje się, że Jezus milczy. On milczy, ale działa (…). Świat, w którym jest tak wiele hałasu, tak wiele zagubienia, potrzebuje milczącej adoracji Jezusa, ukrytego w hostii. Trwajcie w modlitwie adoracji i uczcie wiernych tej modlitwy. W niej znajdą pocieszenie i światło przede wszystkim ludzie strapieni (…). Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego”.

Te słowa wielkiego papieża Benedykta są piękną katechezą i programem kapłańskiej posługi. Módlcie się, drodzy Bracia, módlcie się i jeszcze raz: módlcie się. Za chwilę nam to zresztą obiecacie. Czy chcesz – zapytam was – „wypraszać Boże miłosierdzie dla powierzonego ci ludu, modląc się nieustannie według nakazu Chrystusa?”. Twoja odpowiedź będzie oczywiście: „chcę”. Jednak niech nie będzie taka tylko dlatego, że tak wymagają rubryki, liturgiczne przepisy, ale dlatego, że naprawdę tak chcesz, a chcesz tak, bo wiesz, że to jest koniecznie ci potrzebne, jak woda i chleb, jak tlen i sen. Postarajcie się każdego dnia znaleźć czas, niesymboliczny, solidny, na adorację Najświętszego Sakramentu. Nie wystawiajcie go ludziom, lecz adorujcie go z ludźmi.

Wiecie dobrze, że Bóg działa niezależnie od naszej osobistej świętości, ale wiecie także, że potężną pomocą w uświęceniu ludu bożego jest nasza osobista świętość. Ludzie, którym będziecie służyć, będą pociągnięci do miłości Chrystusa, jeśli ujrzą, jak wygląda ta miłość w waszym życiu.

Dobrze też, aby w waszym życiu zrealizował się „środek” Dziejów Apostolskich, by wypełnione ono było głoszeniem Chrystusa i świadczeniem o Chrystusie. Nasze czasy wymagają gorliwego, pełnego pasji i inteligentnego głoszenia. „Pilnie i mądrze”.

O to też was za chwilę zapytam: „czy chcesz pilnie i mądrze pełnić posługę słowa, głosząc ewangelię i wykładając prawdy chrześcijańskiej wiary?”.

Głównym powodem, dla którego ludzie opuszczają dziś Kościół lub do niego nie wstępują jest to, że nie znają Ewangelii. A nie znają, bo albo im jej nie głoszono, albo głoszono w taki sposób, że od niej uciekli. Duszpasterstwa nie można prowadzić w oparciu o egzekwowanie przepisów, tylko w oparciu o głoszenie Słowa.

A głosząc Słowo miejcie w jednej ręce Biblię, a w drugiej smartfon. Karl Barth lata temu proponował, by w drugiej ręce mieć gazetę, ale dzisiaj gazet ludzie prawie nie czytają, a ze smartfonem prawie się nie rozstają. Ale sam smartfon nie wystarczy. Potrzebna jest Biblia. Nie anegdotki i dyrdymałki.

I niech to będzie wasze Słowo, nie ściągnięte z Internetu, ale właśnie wasze; przeżyte, przetrawione, przemyślane. Inni też mają dostęp do Internetu. Szybko się zorientują, że to co mówicie jest skopiowane, a nie doświadczane. I będą się z was śmiać. Czasem jawnie, a czasem skrycie.

„Chrystus nie mówił: ponieście nasiona
Bredni, kiedy swe w świat posyłał ucznie,
Lecz dał nauce ich mocne bierwiona
Oni głosili i jawnie i hucznie,
Bojując słowem, aby wiarę dźwigli:
Tarcz z ewangelii uczynili włócznię”.

To oczywiście Boska Komedia. No więc zróbcie tak: bojujcie Słowem, nie fałszujcie go, jak powiedział przed chwilą św. Paweł (por. 2 Kor 4,2). Dźwigajcie wiarę i jawnie i hucznie. I idźcie z tym Słowem nie tylko do swoich i nie tylko do takich, co was klepną po ramieniu i uśmiechną się serdecznie! Nie tylko do tych, co wierzą jak ty, myślą jak ty, postępują jak ty, żyją jak ty. Masz być księdzem płomiennym, a nie plemiennym. Głosisz w imieniu Kościoła, który jest powszechny, a nie plemienny. Jego pięknym symbolem jest bazylika św. Piotra z kolumnadą Berniniego, a nie zamek w Malborku. Bazylika z kolumnadą przypomina człowieka z otwartymi ramionami.

W usłyszanym przed chwilą fragmencie z Dziejów Apostolskich słyszymy i o tym, że Paweł w głoszeniu Słowa współpracował ze świeckimi. Jest mowa o Pryscylli i Akwilii, to małżeństwo, świeccy współpracownicy Pawła. Dziś słyszymy, że korygują nauczanie Apollosa, Żyda z Aleksandrii. On znał tylko chrzest Janowy, ale był gorliwy. Potrzebował jednak dokształtu.

Skoro to Słowo dostajecie w dniu waszych święceń, nie zapomnijcie tego szczegółu i praktykujcie to, co Paweł, czyli dobrze rozumianą pracę ze świeckimi. Pozwólcie w Kościele działać świeckim. Także świeckim kobietom. To ciekawe, że w czterech spośród sześciu miejsc, w których Pryscylla zostaje wspomniana w Piśmie świętym, zawsze jest przed Akwillą. Prawdopodobnie odgrywała większą rolę w ewangelizacji u boku Pawła niż jej mąż Akwilla, mimo niższej pozycji kobiet w ówczesnym świecie. To piękny przykład. Nie chciejcie w waszym głoszeniu zrobić wszystkiego sami, bo się wyplujecie, nie bądźcie tylko tymi, którzy przemawiają do świeckich, którzy wyznaczają im miejsce, jakie mają zająć. Współpracujcie z nimi.

Chciałbym, byśmy niebawem rozpoczęli w naszej diecezji systematyczne przygotowanie do bycia lektorem, akolitą i katechistą, zgodnie z tym, czego naucza nas papież Franciszek. I aby te posługi mogli podejmować zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Współpracownicy prezbiterów.

No i koniec Dziejów. Jakby to było pięknie, gdybyśmy umieli, przekazać schedę po sobie następnym pokoleniom. Umieć w wierze i pokorze odejść, gdy przyjdzie pora, „gdy – jak mówił poeta – w szatni wisi nasz płaszcz przedostatni”. Nie, gdy już wisi ostatni, i gdy wszyscy czekają, aż wreszcie odejdziemy, ale gdy my sami widzimy, że przychodzi pora, by odejść w wolności. „Widzę, że moje siły słabną”, powiedział prosto i pokornie papież Benedykt XVI, świętując swoje 80. urodziny, a potem – gdy całą sprawę dobrze rozeznał przed Bogiem – przekazał Tron Piotrowy następnemu. Każde takie przedostatnie odejścia uczą tego odejścia ostatniego, kiedy w porze, którą wyznaczy Bóg, trzeba będzie zrobić miejsce na tej ziemi następnym pokoleniom.

Chrystus wyszedł od Ojca, przyszedł na świat i wrócił do Ojca. Sam tak dzisiaj powiedział (por. J 16,28). To jest Jego pascha, jego przejście. To jest też nasze paschalne życie. Z Serca Boga do Serca Boga. Z wieczności do wieczności, z tym krótszym lub dłuższym przystankiem na tej ziemi. Ona jednak istniała przed nami i będzie istniała po nas, chyba, że za naszego życia nastąpi paruzja.

Nie przywiązujmy się więc zanadto do siebie, do miejsc, do zadań, do funkcji, do urzędów. Podobnie jak Paweł, nie głośmy siebie (por. 2 Kor 4,5). To wszystko jest przejściowe, paschalne. Wieczny i stały jest tylko Bóg i Jego miłość.

Drodzy Bracia, 
to wszystko oczywiście nie jest możliwe tylko o naszych ludzkich siłach. Nie z nas jest moc kapłaństwa. My jesteśmy tylko niczym słabe, gliniane naczynia, jak powiedział nam przed chwilą św. Paweł (por. 2 Kor 4,7). Podatne na pęknięcia, pobrudzenia, a nawet na roztrzaskanie. Potrzebujemy Jego mocy. Dla Niego nie ma bowiem nic niemożliwego (por. Łk 1,37).

Ks. Józef Ratzinger, mówił o dniu swoich święceń: „ja po prostu wiedziałem, że On mnie chce. To był najwspanialszy dzień w moim życiu. Czułem się słaby jako człowiek, ale wiedziałam, że Pan mnie chce. On jest ze mną, a Jego miłość mnie prowadzi”, Wy też nigdy w to nie zwątpcie. ”On sam was miłuje” (J 16,27) – zapewnia dzisiaj Jezus. On sam Cię miłuje! I to się nigdy nie zmieni.

Łukaszu, Pawle i Łukaszu,
Chrystus nie chce twojej doskonałości, Chrystus chce twojej ufności! Jeśli kapłaństwo będziesz budował na własnej doskonałości, przegrasz, rozleci ci się ono, a ty się nawet nie spostrzeżesz kiedy. Jedynym stabilnym fundamentem kapłaństwa jest ufność nieskończonemu miłosierdziu Boga. Choć przed chwilą mi powiedzieli, że „uznano cię za godnego święceń” – ty w to nie wierz. Mów: Panie nie jestem godzien!

Nie jestem godzien tego, że Ty przychodzisz do mnie z taką łaską, nie jestem godzien sprawować mszy świętej, nie jestem godzien spowiadać, nie jestem godzien głosić Twoje Słowo, nie jestem godzien przyjmować Cię w komunii świętej, nie jestem godzien. I kiedy Cię będą chwalili, bo powiedziałeś piękne kazanie, albo piękną katechezę, podziękuj głośno chwalącym, ale po cichu zaraz dodaj: nie jestem godzien. Ty jesteś godzien Panie. Ty, który jesteś Królem chwały!

A kiedy zdarzy Ci się grzech, kiedy dusza Ci się schoruje, to z tym choróbskiem nie łaź i nie rozpaczaj, tylko idź do Lekarza i poproś żeby Cię uzdrowił! Żeby przebaczył!

Kiedyś Ernest Hemigway napisał, że „życie łamie każdego, ale potem niektórzy w miejscu złamania są o wiele mocniejsi”. Dobrze, że napisał „niektórzy”, bo jednak nie wszyscy. Niektórych cierpienie przygniotło tak bardzo, że stracili wiarę w Boga i ludzi, popadli w rozpacz i stali się zgorzkniali i nie do życia. Także niektórych księży. Oby złamania was nie załamały. Obyście zawsze w miejscu złamań byli silniejsi i pomagali tym, którzy z powodu złamania przeżywają załamania. Także waszym braciom, księżom.

Drodzy Rodzice naszych za chwilę Neoprezbiterów,
dziękuję wam za dom, który im stworzyliście. Za waszą dojrzałą wobec nich miłość, która nie stanęła w poprzek ich powołaniu, ale je przyjęła, zrozumiała i wspierała. Dziękuję za każde dobro. To była wielka radość, gdy mogłem słuchać ich opowieści o dobrych domach, z których wyszli, w których mogło się urodzić i rozwinąć ich powołanie. W imieniu naszego lokalnego Kościoła: dziękuję!

Dziękuję także waszym formatorom z Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego za przykład, postawę i pracę. Tak poprzednim formatorom, z ks. Markiem Pankiem na czele, jak i obecnej drużynie z ks. Krzysztofem Matuszewskim.

Bracia i siostry,
bardzo was proszę o modlitwę za tych młodych ludzi. Niech, jak dzisiejszy Psalmista, każdego dnia radosnym głosem wykrzykują chwałę Boga, który jest Królem (por. Ps 47, 2-10). Dziś trzeba być na pewno dobrym lekarzem, nauczycielem, dobrym księgowym, kierowcą, policjantem. Ale księdzem to już naprawdę trzeba być świętym! Więc, gdy dzisiaj damy im w prezencie kwiaty, upominki i życzenia, obiecajmy jeszcze modlitwę. Będą jej potrzebować zwłaszcza wtedy, gdy trzeba będzie zdjąć zdobny ornat, za chwilę założony po raz pierwszy, gdy zgasną światła w tym kościele, gdy rozjedziemy się do swoich domów, a dla nich zacznie się normalna praca. Obiecajmy modlitwę i obietnicę dopełnijmy.

A tych, którzy tu są i z jednej strony chcą, a z drugiej się boją iść do seminarium, bardzo zachęcam, by zaryzykowali.

Na koniec módlmy się słowami św. Teresy od Dzieciątka Jezus:
„O Jezu, Wiekuisty, Najwyższy Kapłanie, zachowaj Twoich kapłanów w opiece Twego Najświętszego Serca, gdzie nikt nie może im zaszkodzić. Zachowaj nieskalanymi ich namaszczone dłonie, które codziennie dotykają Twojego świętego Ciała. Zachowaj czystymi ich wargi, które zraszane są Twoją Najdroższą Krwią. Zachowaj czystymi ich serca naznaczone wspaniałą pieczęcią Twojego kapłaństwa. Spraw, aby wzrastali w miłości i wierności Tobie, chroń ich przed zepsuciem i skażeniem tego świata. Wraz z mocą przemiany chleba i wina, udziel im również mocy przemiany serc. Błogosław ich trudowi, aby wydał obfite owoce. Niech dusze, którym służą, będą dla nich radością i pociechą tu, na ziemi, a także wieczną koroną w życiu przyszłym”. Amen.

+ Adrian J. Galbas SAC

« 1 »