Homilia wygłoszona podczas pasterki w bazylice w Panewnikach, 25.12.2023 r.
Bracia i siostry, „Czcimy dziś nie rocznicę, lecz tajemnicę”!
To zgrabne zdanie św. Augustyna najlepiej pokazuje sens świętowania co roku Bożego Narodzenia. Świętujemy dziś nie tylko i nie tyle rocznicę tego, co zdarzyło się wtedy w Betlejem, w konkretnym momencie historii, za czasów panowania cezara Augusta, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz i gdy przeprowadzano spis ludności w całym państwie. Kościół to nie skansen, a liturgia to nie muzeum pełne staroci. Świętujemy dziś tajemnicę. Tajemnicę Bożego Wcielenia, którą nasze Credo oddaje tym jednym zdaniem, że Bóg „stał się Człowiekiem”, a to wszystko dla nas i dla naszego zbawienia, aby nas definitywnie uwolnić od grzechu i pojednać z Ojcem, aby okazać swoją miłość każdej i każdemu i aby – paradoksalnie - mogło zrealizować się to, czym kusiciel zdobył pierwszych Rodziców. Mówił im wtedy: „będziecie jako bogowie” (por. Rdz 3,5). Tyle tylko, że wtedy miało to być kosztem Boga i wbrew Bogu, teraz zaś ma być w zgodzie z Bogiem i dzięki Niemu, co najlepiej sformułował św. Atanazy, mówiąc, że: „Istotnie Syn Boży stał się Człowiekiem, abyśmy my stali się bogami” (KKK, 456nn).
I to jest powodem do wielkiej radości, która przebrzmiewa przez całą liturgię Słowa. Cieszą się ludzie, którzy to odkryli. Ich radość jest spontaniczna, czysta, eksplodująca, jak radość przy żniwach, albo przy podziale łupu. (Iz 9,2), bo nad ziemią, nad mieszkańcami krainy mroku, ale i nad ludzkim sercem, które samo taką krainą bywa, wzeszło słońce (por. Iz 9,1). Cieszy się rozjaśniona ziemia, cała przyroda, jak śpiewaliśmy przed chwilą w psalmie 96: lasy i drzewa w lasach, pola i to, co na nich rośnie, morze, niebo, wszystko wykrzykuje z radości, cieszą się aniołowie, wyśpiewując swój radosny hymn o chwale Boga i o pokoju w sercu człowieka (por. Łk 2,14).
Mam nadzieję, że cieszycie się i wy, bracia i siostry, obecni tu w panewnickiej bazylice i przed ekranami swoich telewizorów. Nie jesteśmy już sami, bo jest Emmanuel, Bóg, któremu na nas zależy, Bóg, który przełamał wszystkie schematy, żeby do nas przyjść. Tak, być może w niejednej i niejednym z was jest jeszcze kraina mroku, jakieś przygniatające cierpienie i bolesny ból, ale on nie jest już ostateczny. Ostateczna jest Światłość ze Światłości. „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał” (J 3,16).
Tajemnicą Bożego Narodzenia tak bardzo zachwycił się św. Franciszek, który osiem wieków temu w miejscowości Greccio ustawił pierwszą szopkę. On, który biadał z tego powodu, że miłość jest niekochana, chciał, byśmy patrzyli na scenę narodzenia Pana i Go pokochali jeszcze bardziej. Franciszek uplastycznił ewangeliczne opisy z Ewangelii św. Łukasza i św. Mateusza, połączył je z tekstami ze Starego Testamentu. Dziś nie wyobrażamy sobie świąt bez szopki. Szopki wzruszają nas, cieszą i uspokajają. Pokazują miłość, pokorę, ubóstwo i bliskość Boga. Jak powiedział niedawno papież Franciszek: „szopka jest jak mała studnia, z której można zaczerpnąć nadzieję i radość, jest jak żywa Ewangelia, Ewangelia domowa. Podobnie jak studnia w Biblii, tak i każda szopka jest miejscem świątecznego spotkania, gdzie przynosimy Jezusowi, jak to uczynili pasterze z Betlejem i mieszkańcy Greccio, oczekiwania i troski życia. Jeśli przed żłóbkiem powierzymy Jezusowi wszystko, co jest nam drogie, doświadczymy „wielkiej radości” (Mt 2, 10), radości, która pochodzi właśnie z kontemplacji, z ducha zadziwienia z jakim idę kontemplować te tajemnice. Idźmy przed żłóbek, niech każdy spojrzy i pozwoli, aby serce coś poczuło”.
„Ach ubogi żłobie, cóż ja widzę w tobie, droższy widok niż ma niebo…”.
Bardzo się cieszę, że w Panewnikach mamy tę wspaniałą szopkę, która cieszy nie tylko mieszkańców Katowic, Śląska i Zagłębia. Dziękuję Ojcom Franciszkanom za coroczny trud jej ustawienia, a wszystkich zapraszam do nawiedzin tego miejsca i kontemplacji uwidocznionego tu piękna Ewangelii.
Jednak my sami nie sprowadzajmy świąt jedynie do szopek, a tym bardziej nie róbmy ze świąt szopki. Szopka ma być jedynie prowokacją i pomocą w przeżyciu świąt, a nie ich sensem.
„Twarzą w twarz widzę Cię Chryste w Twoich sakramentach”, powiedział pięknie św. Ambroży i to jest ważniejsze niż szopka. Chrystus, który jest w centrum każdej szopki to plastikowa, bądź drewniana lalka, Chrystus, który jest w centrum kościoła, na każdym ołtarzu i w tabernakulum, to Chrystus żywy. Lalka nas wzruszy, ale nas nie zbawi. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29), powtarza ksiądz w czasie każdej mszy św. słowa św. Jana Chrzciciela, które ten powiedział, gdy pokazał na Chrystusa. My słyszymy te słowa patrząc nie na lalkę, ale na konsekrowaną hostię.
On tu jest, uwidoczniony Bóg! Czy Go dostrzegamy? Może są tu dziś osoby, których nie ma na mszy w każdą niedzielę. Dobrze, że jesteście dzisiaj. Pozostańcie. Nie przychodźcie dopiero za rok, albo jak wam ktoś umrze! Bądźcie na stałe, by być bliżej Boga.
Ale też, bracia i siostry, wciąż pamiętajmy o tym wielkim zadaniu, jakie Chrystus postawił przed każdym z nas: „Wy jesteście światłem świata(…).Tak niech i wasze światło świeci wobec wszystkich. Niech ludzie zobaczą wasze dobre czyny i wielbią waszego Ojca w niebie. (Mt 5,14.16). Ileż to jest w Ewangelii takich scen, gdzie ludzie dzięki temu, że zobaczyli Chrystusa, tego, jak On żyje i co robi, chwalili Ojca, który jest w niebie. Uzdrowieni, oczyszczeni, nakarmieni, wskrzeszeni. Ileż jest w Ewangelii uwielbienia Ojca ze względu na Chrystusa. Ilu ludzi powtórzyło to zdanie dzisiejszych aniołów: „chwała na wysokości Bogu” (Łk 2,14).
A dzisiaj? Czy ludzie patrząc na moje czyny, na moje postawy, na moje zachowanie i działanie uwielbiają Ojca, który jest w niebie? Czy, aby zobaczyć radość i piękno chrześcijaństwa muszą raz do roku zbudować sobie szopkę, czy może wystarczy im moje życie? Co widzą, gdy patrzą na mnie? Jedną z najbardziej wstrząsających scen w Ewangelii jest ta o Sądzie Ostatecznym, zapisana przez św. Mateusza (por. Mt 25,35nn). Gdy Chrystus Pan powie do zbawionych: „byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie” (Mt 25,35-36) , a ci zaskoczeni zapytają: „Panie, kiedy….? „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25,40). Otóż to: Chrystus chce być widoczny na tej ziemi dzięki nam i poprzez nas. Powtarzam więc to pytanie: czy ludzie patrząc na moje czyny, na moje postawy, na moje zachowanie i działanie uwielbiają Ojca, który jest w niebie? Co widzą, gdy patrzą na mnie?
Najpierw ci najbliżsi? Mam nadzieję, że przy waszym wigilijnym stole nie siedziały plastikowe figurki jak z szopki, bez ruchu, a jeśli się ruszały, to nie z własnej woli? Że nie było tam postaci bez radości, a jedynie z uśmiechem doklejonym do twarzy? Że nie były tam niemowy, które - jeśli już coś powiedziały - to na odczep, z jedną nadzieją i jednym marzeniem: kiedy ta wigilijna szopka wreszcie się skończy?
Nasze święta są takie, jak nasza codzienność. Wymarzone, albo wymęczone. Albo nie można się doczekać kiedy się zaczną, albo kiedy się skończą.
Jeśli słowa, które usłyszeliście dzisiaj przy wigilijnych życzeniach nie są uwidaczniane na co dzień, to nawet jeśli były wypowiadane kunsztowną poezją, były jedynie dźwiękiem. Ale jeśli stoi za nimi normalne, pogodne życie, to nawet, jeśli były kanciaste i niezgrabne – są bezcenne! Jeśli w prezentach, które znaleźliście dzisiaj pod choinką nie ma miłości, to one są jedynie rzeczami, nawet, jeśli kosztowały krocie. Ale jeśli była w nich miłość są bezcenne, nawet, jeśli kosztowały grosik, kupione na wyprzedaży lub w promocji.
To dotyczy też nas, w polskiej rodzinie. Patrząc na to co się dzieje, ze wstydem musimy przyznać rację Friedrichowi Nietzchemu, ateiście przecież, który napisał do nas, chrześcijan: „gdybyż Dobra Nowina waszej Biblii była również wypisana na waszych twarzach, nie musielibyście z takim uporem nalegać, aby wierzono w autorytet tej księgi; wasze dzieła, wasze czyny powinny uczynić Biblię niemal zbędną, bo wy sami powinniście stawać się Biblią nową i żywą”.
Jeśli my, chrześcijanie XXI wieku, także chrześcijanie nad Wisłą, naszymi czynami nie ukazujemy Boga, jeśli On nie jest dzięki nam bardziej widoczny na tej ziemi, jeśli pod wpływem naszego życia, ludzie nie chwalą Ojca, który jest w niebie, to po co, jako chrześcijanie w ogóle jesteśmy?
Stąd, z bazyliki w Panewnikach, modlimy się o spokój w naszej ojczyźnie. Można się różnić w widzeniu polskich spraw, można mieć różne polityczne koncepcje, można się spierać, ale zawsze z poszanowaniem prawa i poszanowaniem godności człowieka. I rozróżniając między byciem parlamentarzystą, członkiem rządu, czy opozycji, a właścicielem kraju. Może Polsce potrzebny jest dzisiaj nowy okrągły stół. Przestrzeń spokojnego spotkania i rozsądnego dialogu? Tylko czy znajdzie się ktoś kto go zbuduje? Czy znajdzie się ktoś, kto do niego zaprosi?
„Podnieś rękę Boże dziecię, błogosław ojczyznę miłą, w dobrych radach, w dobrym bycie, wspieraj jej siłę Swą siłą”!
Stąd, z bazyliki w Panewnikach, modlimy się też o pokój na całym świecie, zwłaszcza w Ukrainie i Betlejem. Uczyń nas Panie narzędziem Twego pokoju. Tam, gdzie nienawiść – pozwól nam siać miłość, gdzie krzywda – przebaczenie, gdzie zwątpienie – wiarę, gdzie rozpacz – nadzieję, gdzie mrok – światło, tam gdzie smutek – radość”.
Bracia i siostry,
niech te święta zmobilizują nas do chrześcijańskiego życia. A tych, co żyją już po chrześcijańsku, niech zmobilizują do bardziej chrześcijańskiego życia, a tych co żyją już bardzo po chrześcijańsku, niech zmobilizują do jeszcze bardziej chrześcijańskiego życia. Śpiewajmy Panu pieśń nową, jak prosił nas o to dzisiejszy Psalmista. Śpiewajmy Mu tę pieśń codziennie. Naszym postępowaniem sławmy Jego Imię, każdego dnia głośmy Jego zbawienie (por. Ps 96,1-2).
Zacznijmy od tego, by pozostawać jak najdłużej bez grzechu ciężkiego. Pewnie wiele i wielu z nas jest teraz w stanie łaski uświęcającej. Ci, którzy nie są, a mogą, niech nie zwlekają. I w tym stanie bądźmy na stałe, nie na chwilę. To jest bardzo ważne. A ci, którzy wyspowiadać się nie mogli, a w każdym razie nie mogli uzyskać rozgrzeszenia, niech się nie załamują, lecz – w swojej życiowej sytuacji – też starają się żyć przyzwoicie i dobrze. Sobór Watykański II powie piękne i pełne nadziei zdanie, że Chrystus „przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem” (KDK, 22). Dostrzegacie urodę tego zdania? Złączył się jakoś z każdym człowiekiem. Do każdego człowieka znalazł jakąś drogę. Każdy więc człowiek na świecie, każda i każdy, może się jakoś złączyć z Chrystusem, w swojej życiowej sytuacji, z tym swoim życiowym dzisiejszym bagażem, także bagażem win, jeśli tylko chce, jeśli ma taką wolę i jeśli w tym kierunku działa.
A potem, ukazujmy innym Chrystusa przez to, że – jak powiedział nam św. Paweł będziemy gorliwi w spełnianiu dobrych uczynków (por. Tt 2,14). Codziennych, małych, nawet bardzo małych, dobrych uczynków, czyli takich, które polepszają życie innych, które sprawią, że innym będzie choć trochę lepiej, choć trochę lżej!
Kto był w Betlejem, to doskonale pamięta, a kto nie był, to musi uwierzyć mi na słowo, że niedaleko głównej bazyliki jest mała kaplica, zwana „grotą mleczną”. Wzięła się z apokryfu mówiącego o tym, że gdy Święta Rodzina uciekała do Egiptu, Dzieciątko zapłakało z głodu. A Maryja, jak to matka, przystanęła i nakarmiła płaczącego Jezusa. I wtedy kropla jej mleka spadła na ziemię. Od tamtej pory ziemia jest tam biała. Rzeczywiście ta grota jest wykuta w naturalnym, białym kamieniu, a w jej wnętrzu jest śliczny obraz karmiącej Maryi.
Było tak, czy nie było? Nie wiemy. Ale jest w tym ważne pouczenie: żeby się wsłuchiwać w płacz tych, w których płacze Jezus. W których płacze z głodu nie tylko tego materialnego, choć tego najpierw. Są jednak też inne głody i inne płacze. Chodzi o to, by tego nie zlekceważyć. By zadziałać, by tym płaczącym pomóc, tak jak potrafimy. Być gorliwym w spełnianiu dobrych uczynków. I od tego niech nam się zabieli ziemia.
To tyle Kochani!
Na koniec, piękne słowa św. Maksyma Wyznawcy, który zachwycając się Bożym Narodzeniem wieki temu pisał tak: „Chrystus, Słowo Wcielone, raz jeden narodził się w ciele, co było dowodem Jego dobroci i miłości ku ludziom. Ale jest zawsze gotów rodzić się duchowo w tych, którzy tego pragną. W nich też wzrasta i kształtuje się, darząc ich na różny sposób swoją miłością”.
Niech to będzie o nas. Niech Chrystus na nowo narodzi się w nas duchowo, niech w nas wzrasta, niech nas kształtuje i niech nas na różny sposób kocha, abyśmy i my na różny sposób mogli kochać naszych bliźnich. Abyśmy, niczym betlejemska, franciszkowa szopka, mogli pokazywać im uwidocznionego Boga.
Amen.