Publikujemy słowo metropolity katowickiego wygłoszone w sobotę, 9 grudnia, w Czyżowicach.
Bardzo się cieszę, że Betlejemskie Światełko Pokoju dotarło do granic naszego kraju. Dziękuję harcerzom, że je nam przynieśli.
Światełko przebyło długą drogę, Przychodzi z miejsca, gdzie narodził się Książe Pokoju, ale gdzie teraz niestety znów jest wojna. Ciągle nie zrealizowała się wielka wizja proroka Izajasza, że przyjdzie czas, kiedy ludzie miecze przekują na lemiesze, włócznie na sierpy, gdy naród nie podniesie już miecza przeciw narodowi, gdy ludzie nie będą się już zaprawiać do wojny (por. Iz 2,4). Ciągle to od nas daleko. Ciągle mając do dyspozycji kawałek metalu wolimy z niego zrobić miecz niż lemiesz, włócznię niż sierp. Ciągle mając trochę czasu, wolimy go przeznaczyć na wojny, wojenki, bijatyki i kłótnie, niż na rozmowę i dialog. Ciągle mając nieco życia do przeżycia, tracimy je krzywdząc innych… Wiemy, że to jest głupie i złe, że niszczy nas samych, a jednak brniemy w tę stronę…
Co możemy zrobić? Uczyć się od tego Światełka. Ono nie zgasło! Teraz potrafi pośrodku grudniowej nocnej ciemności dać nam trochę jasności i ciepła. Nie jest mega blaskiem i wielkim upałem, jest małym światełkiem, ale wystarczającym, by iść.
Niech to Światełko stąd, z tej maleńkiej polany w Czyżowicach, na początku Polski, pójdzie więc z nami. Niech dotrze do każdego zakamarka Ojczyzny, do każdego miasta, i do każdej wsi. Do domów, zakładów pracy, siedzib władz, do instytucji, szpitali, szkół, hospicjów, więzień, do wojskowych koszar. Przede wszystkim jednak niech dotrze do ludzkich serc, szczególnie do tych, w których jest teraz ciepło i zimno, w których jest niezgoda, a nawet wojna. Niech da nam inspiracje, natchnienie i siłę, by być tymi, którzy wprowadzają pokój (Mt 5,9). Jeśli tak się nie stanie na całej ziemi, to niech przynajmniej w nas, a potem w naszych relacjach „wilk zamieszka z barankiem a pantera z koźlęciem” (Iz 11,6)). Oby w nas i pośród nas było tyle zgody na siebie i tyle harmonii, ile jest w słynnym biblijnym obrazie z proroka Izajasza, który mówi, że niemowlę będzie się bawić na gnieździe kobry, a dziecko włoży rękę do kryjówki żmii. I nikt nie wyrządzi drugiemu zła, ani nie będzie działał na jego zgubę (por. Iz 11,8-9).
Spróbujmy. Zacznijmy od siebie samych. Już. Teraz. Dzisiaj. W dziele O naśladowaniu Chrystusa przeczytamy: „naprzód sam siebie utrzymuj w spokoju, a wtedy będziesz mógł uspokajać innych. Człowiek namiętny nawet dobro przemienia na zło i łatwo w zło uwierzy. Dobry, spokojny człowiek, wszystko na dobro obraca”, a Olivier Clement powie, że: „łagodność silnych przemienia człowieka w drzewo pokoju. Człowiek łagodny, spokojny jest silny, ale siłą miłości. Nasze czasy potrzebują ludzi, którzy byliby jak drzewa brzemienne cichym pokojem; ich korzenie byłyby jednocześnie zanurzone głęboko w ziemi i równie głęboko w niebie”.
Obyśmy byli takimi ludźmi. Oby Ci, których życie jest splecione z naszym, mogli mówić o nas, że jesteśmy ludźmi pokoju, oby to do nas odnosiły się słowa proroka Izajasza: „o jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, który obwieszcza zbawienie, który mówi do Syjonu: Twój Bóg zaczął królować (Iz 52, 7).
"Prowadź mnie, Światło swą błogą opieką,
Światło Odwieczne!
Noc mroczna,
dom mój tak bardzo daleko
Więc Ty mnie prowadź.
Nie proszę rajów odległych widoku
Starczy promyczek dla jednego kroku…"
(św. kard. J.H. Newmann)