"Czy o odrealnieniu nas, jako duszpasterzy, nie świadczy powtarzana jak mantra teza o prześladowaniu Kościoła? Czy to nie ubliża naszym siostrom i braciom chrześcijanom, którzy w tylu miejscach na ziemi są teraz naprawdę prześladowani? Jak na takim tle możemy mówić o prześladowaniach Kościoła w Polsce? Kto nas prześladuje?". Publikujemy całą homilię abp. Adriana Galbasa, wygłoszoną w Licheniu.
Słowo Boże, które daje nam dzisiaj Kościół jest bardzo poruszające. Cud, o którym mówi tylko Łukasz. Rzecz dzieje się w maleńkim miasteczku odległym o parę kilometrów od Nazaretu. Jezus wchodzi do Nain wraz ze swoimi uczniami, a w tym czasie z miasta wynoszą umarłego. Kobieta jest w rozpaczy. Nie ma męża i nie ma syna. Nie ma przeszłości i nie ma przyszłości. Ma rozpacz. Ma czarny, smutny smutek.
Jezus nie przechodzi obojętnie, nie mija jej. Przeciwnie: widząc jej rozpacz, lituje się nad nią, a jego litość nie jest jakąś słodką tkliwością i jedynie słowną czułością. Chrystus, litując się, działa i to działa konkretnie. Podchodzi do umarłego, dotyka go i mówi do Niego jak do żywego. „Młodzieńcze, tobie mówię wstań”! A potem oddaje go matce. Zrobił coś niestandardowego, nieszablonowego. Coś co było poza schematem, mało tego: coś co sprawiło, że – dotykając mar - stał się nieczysty. Jednak ponad zimne prawo postawił gorący żal i wielką potrzebę tej kobiety.
Objawił tu też trzy sposoby swojego działania: przez słowo, przez dotyk, i przez konkretne działanie.
Funkcja prorocka, kapłańska i królewska. I to jest skuteczne. Młodzieniec wstaje z noszy. Przyszło do niego życie, od tego, który jest Życiem!
Słuchamy tego Słowa podczas Kongresu teologii pastoralnej, który jest poświęcony parafii.
Czy nasze parafie są, czy mają szansę być niczym ta miejska brama, miejscem, w którym ludzie, dotknięci na różny sposób przez śmierć, spotkają Tego, który jest Życiem? Spotykają Go w wypowiedzianym Słowie, w dotknięciu sakramentu i w miłosiernym działaniu? Co zrobić, aby to było bardziej widoczne i bardziej skuteczne? Czy w naszym działaniu umiemy wyjść poza schematy? Czy widzimy człowieka z jego bólem, cierpieniem i potrzebą?
Z całym szacunkiem dla tematu tego Kongresu i rozumiejąc jego zasadność, cele i intencje, muszę wyznać, że mnie oczywiście bardzo interesuje parafia jutra, bardziej jednak interesuje mnie parafia dzisiaj. Nie wiem, czy będę jutro! Nie wiem też jakie będzie jutro. Zależy ono od zbyt wielu czynników, na które teraz nie mamy wpływu. Bardzo natomiast interesuje mnie parafia dzisiaj. Musimy uważać, żeby rozważając o jutrze nie uciec od dzisiaj. By nie pogrążać się jedynie we wspomnieniach i nie oddawać się jedynie marzeniom. By nie być ani za bardzo w przeszłości, ani za bardzo w przyszłości. „Dziś, gdy głos Jego słyszycie, serce nie zatwardzajcie” (Hbr 3,7), powie nam Autor Listu do Hebrajczyków.
Czego potrzebuje parafia dzisiaj, by skuteczniej odsłaniać ludziom obecność Chrystusa, by być domem pośród ludzkich domów, miejscem spotkania, a nie miejscem rozczarowania?
Ludzie najczęściej mają takie doświadczenie Kościoła, jakie mają doświadczenie parafii. Nie spotykają się przecież z księżmi, spotykają się z księdzem; z proboszczem, czy jego współpracownikiem.
Moim zdaniem po odpowiedź warto się udać do dwóch dokumentów, które ukazały się niedawno w Kościele. Pierwszy to Instrukcja o duszpasterskim nawróceniu parafii. A drugi to krajowa synteza synodalna. One oba przeszły chyba w Polsce bez większego zainteresowania, a szkoda.
Czerpana stamtąd odpowiedz na postawione wyżej pytanie jakiej parafii potrzebujemy brzmi dość jednoznacznie: parafii wcielonej.
Parafia musi być wcielona. Wcielenie to fundament chrześcijaństwa. Bóg, aby spotkać się z człowiekiem sam się nim stał. Przyszedł na ziemię w Chrystusie. W Nim dotknął ziemi i tego co ziemskie. Od tamtej pory Bóg nie jest już odległy. W Psalmie 33 czytamy, że Pan „spogląda z miejsca gdzie przebywa na wszystkich mieszkańców ziemi” (Ps 33,14). Nie, Bóg już nie spogląda z góry. On jest między nami. Słowo, które stało się Ciałem, i zamieszkało pośród nas, już się od nas nie wyprowadziło. Jest między nami.
Katechizm powie, że po wniebowstąpieniu, Chrystus jest z nami duchowo obecny, nieustannie wstawia się za nami i nieustannie zapewnia nam wylanie Ducha Świętego (por. KKK, 667).
Jeśli tak jest to i Kościół musi być wcielony, urealniony, a nie odrealniony. Nie chodzi o to, że ma się upodobnić do świata, ale ma mieć ze światem kontakt. Z realnym życiem, realnych ludzi.
Żeby spotkać się z człowiekiem, trzeba go odebrać w miejscu, w którym on jest. Tak robił Chrystus, co widać w dzisiejszej Ewangelii. Pierwsze więc pytanie dla duszpasterza brzmi: gdzie są teraz moi parafianie? Nie chodzi o to jaki adres mają ich domy i mieszkania, choć i to jest ważne. Ale gdzie oni są? Jaka jest ich sytuacja życiowa, jakie mają pytania, a jakich nie mają? Jakie są ich rozterki, a jakie nie są? Co ich zajmuje, a co nie?
"Parafie muszą być w kontakcie z rodzinami, z życiem ludzi i z życiem społeczności, powiedział papież Franciszek. Muszą być domami o drzwiach zawsze otwartych, aby wychodzić innym na spotkanie. I to ważne, aby owemu zbliżaniu się ku drugiemu towarzyszyła jasna propozycja wiary. Chodzi o otwarcie drzwi, aby Jezus mógł wyjść z całą radością swojego przesłania. Módlmy się za nasze parafie, aby nie stanowiły tylko funkcjonalnych biur, ale by ożywione duchem misyjnym, były miejscami przekazywania wiary oraz świadectwa miłości".
Przez „wcielenie” naszych parafii rozumiem także i to, by metody duszpasterskie jakie proponujemy były z tej, a nie z przeszłej epoki. „(…) samo powtarzanie czynności duszpasterskich, niemających wpływu na życie konkretnych ludzi staje się sterylną próbą przetrwania - czytamy w Instrukcji o duszpasterskim nawróceniu parafii - często przyjmowaną z ogólną obojętnością. Jeśli parafia nie żyje duchowym dynamizmem właściwym ewangelizacji, naraża się na ryzyko bycia strukturą skupiającą się na sobie i sklerotyczną, która proponuje doświadczenia pozbawione już ewangelicznego i misyjnego smaku, być może przeznaczone tylko dla małych grup” (IN, 17).
Ze zdumieniem przeczytałem list jednej z mieszkańców Górnego Śląska, która pisze tak: „Moje dziecko przystąpiło do wczesnej komunii trzy dni po swoich szóstych urodzinach. Córka była najmłodszym dzieckiem w swojej grupie. Poszła, bo bardzo chciała i jak na swoje młode lata, użyła dojrzałych argumentów, by nas i naszego byłego proboszcza przekonać. Piszę o tym, by pokazać pewien kontrast, a nie chwalić się. Naszej zasługi w tym nie było, tylko Boża łaska. Obecnie córka chodzi do szóstej klasy szkoły podstawowej i ma awersję do katechez w szkole. I to nie jest bunt na wiarę i Pana Boga. Katecheza w szkole polega głównie na "zbieraniu" ocen za wyuczone modlitwy. Rok w rok to samo. Wykaz modlitw i daty zaliczeń dostają na początku roku szkolnego. Religia kojarzy się ze stresem, uczeniem na pamięć i tyle(…). Córka rok temu pytała czy jak dostała czwórkę, bo się pomyliła w tajemnicach różańca to znaczy, że Pan Bóg ją mniej kocha? Czemu marnowany jest czas…(…)? Jako rodzice próbujący szczerze przekazywać swoją wiarę dzieciom, rozmawiamy o tym z nimi, ale wiem, że nie każdy to praktykuje w swoim domu”.
Naprawdę nie miałem pojęcia, że ktoś dzisiaj przygotowujący dziecko do Pierwszej Komunii św. może mieć jeszcze przekonanie, że od znajomości tajemnic różańca to dziecko zaprzyjaźni się z Bogiem? Owszem, nauczy się wtedy dzieci modlitw, ale nie nauczy się ich modlitwy. Trudno się dziwić rodzicom, którzy takie dziecko wypisują z religii, trudno się dziwić dzieciom, które proszą o to swoich rodziców.
Czy też o „odcieleniu”, odrealnieniu nas, jako duszpasterzy, nie świadczy powtarzana jak mantra teza o prześladowaniu Kościoła? Czy to nie ubliża naszym siostrom i braciom chrześcijanom, którzy w tylu miejscach na ziemi są teraz naprawdę prześladowani, depcze się po ich śladach, by te ślady zatrzeć. Unicestwić.
Jak podaje Open Doors jest ich ponad 260 milionów i są obecnie największą prześladowaną grupą religijną na świecie. Często są ranieni, torturowani i zabijani z powodu swojej wiary. Jedynym ich przestępstwem jest wiara w Chrystusa. Czasem prześladowania mają charakter bardziej subtelny, ale nie mniej dramatyczny. Chrześcijanie z powodu swojej wiary tracą miejsca pracy lub środki na utrzymanie; ich dzieci z powodu swojej wiary lub wiary rodziców nie mogą dostać się do szkół lub mają ograniczone szanse zdobycia wykształcenia; z powodu presji otoczenia lub w obawie o swoje życie muszą opuścić swoje rodzinne strony. Czasem zabrania się im budowania kościołów, albo spotykania się w prywatnych domach; czasem przez uciążliwe procedury utrudnia się im lub wręcz uniemożliwia rejestrację chrześcijańskiego kościoła bądź organizacji. Pozbawiani są wielu innych praw, takich jak: prawo do ochrony przed arbitralnym zatrzymaniem, prawo do sprawiedliwego procesu, prawo dostępu do wymiaru sprawiedliwości, równości przed sądem, prawo do niestosowania tortur, prawo do posiadania rodziny. Pozbawia się ich podstawowych praw przysługującym im nie tylko jako mniejszościom religijnym, ale jako obywatelom i po prostu ludziom.
Jak na takim tle możemy mówić o prześladowaniach Kościoła w Polsce. Kto nas prześladuje?
Owszem, żyjemy w społeczeństwie wielokulturowym, wieloideowym, bardzo zsekularyzowanym i bardzo szybko się laicyzującym, z silnym nastawieniem antyklerykalnym, ale nie jesteśmy ani jako Kościół, ani jako chrześcijanie przez nikogo prześladowani. Pytanie tylko, czy parafia umie być dzisiaj „domem pośród domów”, domem pośród innych domów, z akcentem na „innych”, domów inaczej skonstruowanych, na innych fundamentach, czy umie być domem, który dba i pokazuje swoją inność, niepowtarzalność, i który stylem i jakością swojej posługi, jej pięknem, siłą argumentów, a nie argumentem siły, gotowością do spotkania z mieszkańcami „innych domów”, inaczej myślącymi i inaczej wybierającymi, umie ich zainteresować, przyciągnąć, a tych, którzy dokonali chrześcijańskiego wyboru – w tym wyborze - utwierdzić, dostarczając im świadectw i motywacji?
Czy powtarzając tezy o prześladowaniu Kościoła w Polsce, nie usprawiedliwiamy w ten sposób naszej niechęci do zmian, do wysiłku, do intensywnej pracy? Czy nie usprawiedliwiamy w ten sposób naszego lenistwa?
Parafia wcielona to także więc parafia ewangelizacyjna i ewangelizująca, bo w większości polskich parafii, większość parafian do kościoła nie chodzi. Być może są gdzieś jeszcze w Polsce miejsca, w których odsetek praktykujących przekracza połowę, ale to raczej wysepki. A wśród tych, którzy do kościoła chodzą ile jest ludzi z rodzin patchworkowych, rozbitych, ilu ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych, ilu żyjących z różnych powodów w pojedynkę. Nie można ich nie dostrzegać. Nie można uprawiać kaznodziejstwa i w ogóle duszpasterstwa, prezentującego i rozwijającego „ja” idealne, powtarzając w kółko, że rodzina jest miejscem radości, miłości i przebaczenia, bo wielu wie, że w ich przypadku tak nie jest. Że im się nie udało! Wie to także wielu mówiących takie kazania! Nie wymyślam tu nic nowego. W adhortacji Christifideles laici, która ma w tym roku już 35 lat, tam gdzie jest mowa o parafii i aktywności świeckich w parafii czytamy, że w szczególny sposób powinniśmy czuć się odpowiedzialni za ludzi niewierzących i niepraktykujących, dążąc do tego, aby parafia stała się miejscem zjednoczenia i domem otwartym dla wszystkich (por. CHF, 27).
Również towarzysząc rodzinom, małżeństwom, co samo w sobie jest konieczne i oczywiste, można być w kosmosie, a nie na ziemi, nie rozumiejąc, że ideały są raczej punktem dojścia, a nie punktem wyjścia.
„Odnowa ewangelizacji wymaga nowej uwagi i różnorodnych propozycji duszpasterskich, aby Słowo Boże i życie sakramentalne mogły dotrzeć do każdego w sposób odpowiadający jego sytuacji życiowej”, czytamy we wspomnianej już Instrukcji (IN, 18). A papież Franciszek w Evangelii gaudium, pisze, że rzeczywistość jest ważniejsza niż idee. „Rzeczywistość po prostu jest, ideę się wypracowuje. Trzeba doprowadzić do stałego dialogu pomiędzy nimi, unikając oddzielenia idei od rzeczywistości (…). Idea oderwana od rzeczywistości rodzi nieskuteczne idealizmy i nominalizmy, które w najlepszym razie klasyfikują i definiują, ale nie angażują” (EG,231).
I jeszcze jeden element wcielonej parafii, na który chciałbym zwrócić uwagę - duszpasterstwo na wskroś biblijne. Jeśli parafia będzie miejsce głoszenia Słowa i przykładem życia Słowem, będzie żywa i bliska ludziom, bo Słowo jest bliskie ludziom i Słowa ludzie potrzebują. To chyba najczęstsza prośba pojawiająca się w polskiej syntezie synodalnej, która była tworzona przecież w parafiach. „W trakcie synodu wybrzmiał problem niskiego poziomu głoszonych homilii, czytamy w syntezie krajowej. Podnoszono kwestię nieumiejętnego głoszenia katolickiej nauki społecznej, przez co wiele osób odbiera to jako głoszenie kazań politycznych, niekiedy wręcz z personalnymi odniesieniami. Zniechęca ponadto głoszenie homilii w tonie moralizatorskim, bez miejsca na Dobrą Nowinę i kerygmat. Księża w wielu przypadkach są nieprzygotowani do głoszenia słowa Bożego. W kazaniach często brakuje nie tylko głębokiego wyjaśnienia czytanego Słowa oraz prawd wiary, ale też jakiegokolwiek odniesienia do Biblii. Celebransi nierzadko czytają cudze teksty, ściągnięte z Internetu, głoszą zbyt krótkie lub zbyt długie i zawiłe kazania lub homilie, lekceważąc lub nawet obrażając w ten sposób słuchaczy. Wierni bardzo cenią te miejsca, gdzie codziennie jest głoszona krótka homilia, w której wyjaśnia się czytane słowo Boże”.
To tylko jeden z cytatów na ten temat pochodzących z naszej syntezy, która – moim zdaniem – mogłaby być świetnym programem duszpasterskim dla Kościoła w Polsce, a na pewno dobrym rachunkiem sumienia dla nas, duszpasterzy.
I właśnie to ostatnia kwestia, o której chciałbym wspomnieć. Duszpasterze, czyli my. Parafia zależy od proboszcza i jego współpracowników. Nie od instrukcji, nie od poleceń biskupa i nie od tego forum. Zależy od tego, jaką wizję Kościoła mają pasterze, jaką mają gorliwość i wiarę.
Św. Paweł przedstawia dzisiaj Tymoteuszowi wskazania dotyczące tego jakim człowiekiem powinien być biskup i diakon. Choć wiemy, że funkcja owych „episkopos” w I wieku nie była jeszcze w pełni zdefiniowana i nie można jej wprost odnosić do dzisiejszego biskupa to z pewnością ten, podobnie jak prezbiter i diakon, mają być ludźmi zatroskanymi o Kościół, o wspólnotę, bardziej niż o siebie i posiadać „wielką pewność w wierze”. To wystarczy!
„Świeccy zauważają i wysoko cenią u swoich księży świadomość powołania, głęboką wiarę, prawdziwą pobożność, życie według zasad, dbałość o kult i nauczanie, troskę o człowieka, miłość do Kościoła, apolityczność przy jednoczesnym zaangażowaniu w sprawy społeczne, bezinteresowność, a przede wszystkim autentyczność i świadectwo” - to jeszcze jeden z cytat z syntezy synodalnej. „Przywoływano przykłady gorliwych księży, zwłaszcza proboszczów, dzięki którym rozwija się duszpasterstwo i wspólnota parafialna. Jednocześnie wierni świeccy dostrzegają brak wiary i autentycznej pobożności, materializm, łamanie zasad moralnych, brak wrażliwości na potrzeby ludzi, niską jakość stosunków ze społecznością parafialną i lokalną, błędną wizję antropologiczną, ujawniającą się w skrajnie negatywnym rozumieniu człowieka, wreszcie brak budowania relacji między sobą i zaniedbywanie własnej formacji. Takie spojrzenie na księży ujawnia głęboki kontrast między „kapłanem prawdziwie zaangażowanym” a „kapłanem oddelegowanym”. Razi „fenomen niewiary księży”, którzy „zgubili Boga” lub niekiedy pokazują, że Kościół to „gigantyczny biznes, finansowe konsorcjum”, co przekłada się na poczucie jeszcze nie fizycznego, ale już duchowego braku kapłanów”.
Takich księży trzeba bardzo wspierać. Gorliwych i rozpalonych. To im grozi najczęściej kryzys wypalenia. Wypalić może się tylko ten, kto płonie. Letni, ledwo się tlący, raczej się nie wypali. Tym, którym się chce, trzeba szczególnie intensywnie pomagać, by im się chciało stale. To przede wszystkim nasza, biskupów i przełożonych rola.
Parafia wcielona. Czy jest ona możliwa? Tak, ponieważ wiele takich parafii istnieje. Dzisiaj. Są miejscem prawdziwego wzrostu w wierze. Ci, którzy tam się gromadzą doświadczają spotkania z Chrystusem, który jest żywy i ożywiający. Jak świadkowie cudu z dzisiejszej ewangelii wielbią Boga i sprawiają, że wieść o Nim roznosi się po ziemi. Dziś to łatwiejsze bo przecież jest sieć.
Oby przykład takich parafii, wcielonych i żywych, promieniował i na innych. Oby nasi Parafianie, dzięki dobrej pracy parafii, mogli jako swoje powtarzać słowa dzisiejszego Psalmisty: „Tobie chcę śpiewać o Panie, będę szedł drogą nieskalaną” (por. Ps 101). „Zawsze uczciwie będę postępował”.
Amen.