- Przywitaj się ze swoją sąsiadką - zachęcał ks. Bogdan Kania, rozpoczynając godzinę ewangelizacyjną. Śpiew animował zespół. - Sami o sobie mówią "Ocaleni". Mieli w sobie jakieś zagubienie, trudne sytuacje, a Bóg przyszedł ich ocalić - tłumaczył ks. Kania.
Czy dzisiaj jesteś szczęśliwy? - pytał zebranych. Odnosząc się do hasła pielgrzymki: "Błogosławiona, która uwierzyła", zachęcał, by doświadczenie spotkania z Bogiem wcielać w praktyce, być świadkiem. - Dotykają nas czasem niepokoje i zawody. Ale doświadczenie wiary pozwala to wszystko przejść - podkreślał.
Swoim świadectwem podzieliła się Alicja ze Szkoły Nowej Ewangelizacji "Rafael" w Rudzie Śląskiej. - Strasznie się stresuję, ale skoro arcybiskup powiedział wcześniej, że się stresował, to jest mi raźniej. Pochodzę z domu, w którym był Pan Bóg, chodziliśmy do kościoła, ale było we mnie pytanie: po co? Nikt nie potrafił mi tego wyjaśnić - wspominała. Mówiła o "doświadczeniu niewiedzy", z którym weszła w związek małżeński. 6 lat temu z mężem doświadczyli poważnego kryzysu. Powodem był mobbing w pracy u męża. - Trochę wbrew sobie przynosił do domu te problemy - opowiadała. - Pojawiły się kłótnie, z czasem przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Miałam być wspierająca, ale nie dawałam rady. Mogę śmiało powiedzieć, że nasze małżeństwo zawisło na włosku. Pomyślałam, że już nie dam rady, rozwiedziemy się. I powiedziałam: "Chodź, idziemy do kościoła i oddamy to Panu Bogu". Sama w to nie wierzyłam, ale nie mieliśmy nic do stracenia. To była modlitwa z prośbą o uzdrowienie duszy i ciała - wspominała. To, co stało się dalej, zaskoczyło ich: w kolejnym tygodniu mąż zmienił pracę, zebrał się na odwagę, żeby się zwolnić. - Odzyskaliśmy nasze małżeństwo - mówiła krótko. - Pan Bóg okazał swoją moc. Dopadają nas kryzysy, ale już wiem, gdzie szukać. Wiem, że nie jestem sama - zaznaczyła.
Wyciąga rękę
Swoją dramatyczną historią podzieliła się też Aneta ze Szkoły Nowej Ewangelizacji "Rafael" z Rudy Śląskiej. - Kazano mi chodzić do kościoła. W moim domu nie było miłości, byłam dzieckiem niechcianym. Była przemoc fizyczna, psychiczna, seksualna. W wieku 15 lat uciekłam z domu, zaczęłam pić, uzależniłam się od narkotyków. Byłam na dnie, takim, z którego się nie wychodzi. Nie potrafiłam z ludźmi rozmawiać, ludzie bali się do mnie podjeść, żeby zamienić ze mną słowo. Myślałam, że nic, tylko się zabić - opowiadała.
Pan Bóg znalazł ją dzięki... koleżance. - Palnęła, że zaprasza mnie na modlitwę. Po 20 latach poszłam z ciekawości. Na tej modlitwie już po pierwszych 10 minutach wiedziałam, że chcę czegoś więcej - wspomina. Usłyszała słowa: "Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście" i poczuła, że to właśnie do niej mówi Pan Jezus. Od tej chwili czuje jedno: chce, żeby On zmieniał jej życie. Jak sama powiedziała, "nie jest kolorowo", ale "Pan Jezus wyciąga do mnie rękę, gdy upadam".
Swoim doświadczeniem Bożej bliskości podzieliła się s. Zofia, elżbietanka, w zgromadzeniu od 18 lat. - Chcę opowiedzieć o Bogu, który jest wierny - zaczęła. Wspomniała początki w zgromadzeniu, kiedy była przeszczęśliwa. - Nic mnie nie mogło zatrzymać. "Mamy innych uszczęśliwiać" - bardzo identyfikowałam się hasłem św. Elżbiety, naszej patronki. Mijały lata mojego zaangażowania. I przyszła taka refleksja, że wszyscy są ze mną szczęśliwi, jestem fajną siostrą. Ale co ze mną? - podzieliła się. Pojechała na rekolekcje, na których prosiła o uczucie szczęścia w modlitwie, nie tylko w działaniu dla innych. - "Przytul mnie, żebym poczuła, że jestem Twoją żoną" - prosiłam. Mam w zwyczaju w moim Piśmie Świętym zapisywać sobie intencje, obserwacje, prośby o modlitwę, jakie do mnie trafiają. I zapisałam też: "Panie, spraw, żeby modlitwa była moją rozkoszą" - wspominała s. Zofia. - Minął rok, ale moje życie wewnętrzne było coraz smutniejsze. Jeszcze mocniej się angażowałam na zewnątrz. Nic się nie działo. Po jakimś czasie znowu pojechałam na rekolekcje. Nie wiem, czy z pychy, czy z łaski, postanowiłam spędzić w kaplicy całą noc. Nie wiem, co się stało, ale w pewnym momencie poczułam w sercu, że naprawdę jestem Jego. Otworzyłam Pismo Święte na Pieśni na Pieśniami, to moja ulubiona księga. Nagryzmoliłam datę. To był ten sam dzień, ten sam miesiąc, choć kilka lat różnicy, pomiędzy tą datą a zapisaną prośbą o radość na modlitwie. To dało mi poczucie, że Bóg jest wierny - mówiła.
On na was czeka
Siostra Damiana, salwatorianka posługująca w Demokratycznej Republice Konga, mówiła o wdzięczności dla rodziców i parafii, w której kształtowało się jej powołanie. Pierwszy raz poczuła, że mogłaby pojechać na misje, kiedy miała 12 lat. Mówiła wtedy wiersz w czasie pożegnania misjonarzy. "Boże, a może Ty i mnie potrzebujesz?" - pomyślała. Ta myśl towarzyszyła jej w czasie wyboru drogi kształcenia. Chciała zostać pielęgniarką, żeby mieć w ręku fach przydatny na misjach. Zabrakło dla niej miejsc. - Pojawił się bunt: "Jak to? Panie Boże, a ja chciałam na misje!". Błagałam Matkę Bożą o wsparcie - mówiła. Sytuacja nie uległa zmianie. Poszła do szkoły zawodowej, na wydział elektryczny. Zaczęła pracę, potem naukę w technikum wieczorowym. - Praca, szkoła, towarzystwo zagłuszyły moje marzenie. A Bóg pytał, co dalej - mówiła.
Siostra Damiana zaczęła zauważać, że wśród jej znajomych są tacy, którzy decydują się wstąpić do seminarium, zgromadzeń zakonnych. Sama też się odważyła. Ważne sprawy zawsze załatwiała w środy - w parafii to był dzień maryjny. Do furty klasztornej zapukała w środę 26 sierpnia, w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej. Nie wiedziała, czy uda jej się wyjechać na misje. Skończyła formację, ale przeszkodą był brak zgody na wydanie paszportu. Trzy razy otrzymała odmowę. W końcu się udało i od lat posługuje w Afryce. - Matki! Wychowujcie swoje dzieci na chwałę Bogu, ojczyźnie i Kościołowi. Młodzi, nie zagłuszajcie głosu Boga w sercach. Zakony Pańskie na was czekają. On na was czeka, kochana młodzieży - zakończyła apelem.
Na zakończenie do zebranych na Godzinie Ewangelizacyjnej zwrócił się bp Artur Ważny, biskup pomocniczy w diecezji tarnowskiej. Odniósł się do hasła tegorocznej pielgrzymki: "Błogosławiona, która uwierzyła". - Szczęśliwa, która uwierzyła w słowa. Nasz problem jest taki, że często jesteśmy nieszczęśliwi, bo wierzymy w różne słowa. Czy zastanawiałaś się nad tym, że jesteś nieszczęśliwa, bo uwierzyłaś w słowa, ale nie w te, które pochodzą od Pana Boga? - pytał bp Ważny. - One wypływają z naszych lęków, cierpienia - dodał.
Dbajcie o przyjaźnie
Kaznodzieja tarnowski przypomniał za Benedyktem XVI, że szczęście ma imię i oblicze. - To jest źródło szczęścia, kiedy jest ktoś, na kogo możesz patrzeć i kogo możesz słuchać. I ty jesteś takim kimś, kto w ciebie patrzy i ciebie słucha - mówił. Zadedykował zebranym Psalm 45. - On dotyczy kobiet i pokazuje, jak o tobie myśli Bóg - podkreślił. Zaprosił do tego, by każda z pań zobaczyła w oczach Boga, że On jej chce, wymyślił ją i postawił w tym momencie historii. - Wymyślił jakieś zadanie dla ciebie, nie wyobraża sobie historii świata bez ciebie. Możesz popatrzyć w Jego oczy i zobaczyć pragnienia, jakie wpisał w twoje serce - przekonywał.
Biskup Ważny zachęcał do przyjęcia w swoim życiu Bożej miłości, odkrycia zadań, jakie stawia na naszej drodze. Przypomniał, że zadaniem matki jest także pomoc w formacji i umiejętność zachęcenia do rozpoczęcia samodzielnego życia. - Dbajcie o przyjaźnie. Ich przestrzenią może być Kościół - zapraszał. - Życzę wam, żeby wasze bycie z Jezusem w Kościele było w takim kształcie, żeby wysławiali was, tak jak Maryję wysławiają pokolenia, albo mówiąc jeszcze głębiej: żeby ludzie w was wysławiali Chrystusa.