Homilia abp Józefa Górzyńskiego, wygłoszona podczas Pielgrzymki Kobiet i Dziewcząt do Piekar Śląskich.
Drodzy Siostry i Bracia
Bardzo krzepiąco brzmią dla nas słowa mówiące o powszechności zbawienia. Słyszymy je w dzisiejszych liturgicznych czytaniach z Pisma Świętego. Mówi o tym zarówno starotestamentalny prorok Izajasz, jak i przede wszystkim sam Pan Jezus, który głosząc Królestwo Boże, przedstawia je jako dostępne dla wszystkich narodów. W tym kontekście odruchowo rodzą się pytania, czy zatem na drodze do zbawienia coś zależy od nas? Czy powszechność zbawienia znaczy, że nie ma niebezpieczeństwa potępienia?
Na pytanie: „czy tylko nieliczni będą zbawieni?”, Pan Jezus nie odpowiada ani twierdząco, ani przecząco – nie daje się wciągnąć w teoretyzowanie. Ale też nie udziela odpowiedzi wymijającej. Podejmuje ten temat w sposób jak najbardziej konkretny i skierowany bardzo osobiście do rozmówców. Jakby chciał powiedzieć każdemu osobiście aby skupił się na tym, by sam nie zmarnował zbawienia, by dołożył starań, bo zbawienie nie dzieje się z automatu. Napomina: pamiętajcie, że nic nie pomoże zachowywanie pozorów, jeśli serce nie jest prawe, jeśli czyny nie są sprawiedliwe…
Zbawienie nikogo nie wyklucza. Pan Jezus umarł za wszystkich, za każdego bez wyjątku człowieka. Tym niemniej są tacy, którzy decydują się to zbawienie odrzucić. Są też tacy, którzy choć przyznają się do Pana Jezusa, popełniają ciężkie nieprawości, a wtedy ich przyznawanie się do Jezusa jest próżne, czasem wręcz bluźniercze. Zbawienie nie jest czymś, co z racji dokonań Pana Jezusa nam się należy i jest nam bezwarunkowo zagwarantowane. Trzeba o nie w życiu doczesnym zawalczyć: wspinając się stromą ścieżką i przeciskając przez ciasną bramę. Nie z naszych starań ono pochodzi, ale wymaga od człowieka trudu współpracy.
Kim więc są ci, którzy go dostępują, choć przychodzą z daleka? Na pewno najbliższa interpretacja to ta, że zbawienie nie jest zarezerwowane jedynie dla przynależących do jakiegokolwiek gremium, ani z urodzenia, ani z deklaracji. Ci, co na to liczą mogą znaleźć się za zamkniętymi drzwiami uczty zbawienia, a ich miejsce mogą zająć inni ze wszystkich stron świata. Nie liczy się, bowiem, „staż przynależności” ani do starego ani do nowego przymierza, ale uczciwość w osobistej relacji z Bogiem. To jednak nie jedyne ostrzeżenie, które wszyscy winniśmy wziąć sobie do serca. Owi „przychodzący z daleka” to ci, którzy przeszli drogę nawrócenia: poznali własną słabość i zapragnęli przemiany, ratunku w Jezusie Chrystusie. W tym sensie daleką drogę „ze wschodu i zachodu, z północy i południa” może i powinien przebyć zarówno ewangeliczny faryzeusz, celnik i jawnogrzesznica, jak i każdy z nas. Bo nie ma człowieka, który nie potrzebowałby nawrócenia. Jeśli komuś wydaje się, że stanowi w tym względzie chlubny wyjątek – jest w wielkim niebezpieczeństwie. Żaden święty nie widział się doskonałym, żaden nie uzurpował sobie pierwszego miejsca. To dla nas szansa i zachęta – te dalekie i ostatnie miejsca są bardzo dobrą pozycją wyjściową do podium zbawienia.
Trzeba jednak odpowiedzieć sobie na najważniejsze dla każdego człowieka pytanie: jakie powinno być moje życie by stało się drogą zbawienia? Wiemy, że odpowiedź na to pytanie ma tylko Zbawiciel. Każde spotkanie z Nim, każda modlitwa, każda Eucharystia – także i ta, w której teraz uczestniczymy – ma ten cel, bym znalazł na to pytanie właściwą odpowiedź. A Zbawiciel wskazuje na siebie: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6). Ale także mówi i to: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24). Cóż to znaczy? Jak podjąć drogę naśladowania Chrystusa? Św. Augustyn daje taką odpowiedź:
„I my, bracia, jeśli naprawdę miłujemy, naśladujmy Zbawiciela. Nie możemy wydać piękniejszego owocu miłości, jak przykład naśladowania Chrystusa. "Chrystus cierpiał za nas i zostawił nam wzór, abyśmy szli Jego śladami". W tym zdaniu, jak się wydaje, Apostoł chciał powiedzieć, że Chrystus cierpiał jedynie za tych, którzy idą Jego śladami, i że Męka Chrystusowa może pomóc tylko tym, którzy idą za Nim. W ten sposób poszli za Nim święci męczennicy aż do przelania krwi, aż do naśladowania w męce” (Kazanie 304, 2).
Doskonałymi naśladowcami Chrystusa są męczennicy. Kościół w Polsce, a szczególnie tu na Śląsku trwa w dziękczynieniu za wspaniałego naśladowcę Chrystusa, chrystusowego świadka aż do śmierci, męczennika, błogosławionego ks. Jana Machę. W świecie, który odrzucił Boga i zanegował Jego fundamentalne prawa, jakże potrzebni byli tacy niezłomni świadkowie prawdy. To oni nie pozwolili upodlić w człowieku obrazu Boga, fundamentu naszej ludzkiej godności. Czy dziś w tym względzie nie mają nam nic do powiedzenia? Jakże bardzo potrzebujemy ich przykładu i wstawiennictwa, kiedy to my mamy dzisiaj dać świadectwo, że Bóg jest i Kim jest.
Czy jest to tylko zadanie dla męczenników? Ten sam św. Augustyn wychwalając męczenników jako doskonałych świadków Chrystusa mówił dalej:
„Lecz nie tylko oni sami. Droga bowiem nie została zamknięta, gdy przeszli, ani też źródło nie wyschło, gdy zeń zaczerpnęli. Są, są, bracia moi, w ogrodzie Pana nie tylko róże męczenników, ale i lilie dziewic, bluszcze małżonków, fiołki wdowieństwa. Nikt z ludzi, najmilsi, nie powinien powątpiewać o swym powołaniu. Za wszystkich bowiem cierpiał Chrystus. Słusznie o Nim napisano: "On pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy" (Kazanie 304, 3).
Podkreślana w dzisiejszej Liturgii Słowa powszechność zbawienia wyraża się powszechnością powołania. Każdy z nas jest powołany. Każdy ma swoje życiowe zadania wyznaczone przez Boga. Trzeba je tylko poznać i podjąć. W świecie zadania życiowe kobiet i mężczyzn wyprowadza się z tzw. wzorców kulturowych, ukształtowanych i często precyzyjnie określonych przez daną kulturę. Dzisiaj jest to kryterium odrzucane i często piętnowane, jako niesprawiedliwe i krzywdzące, szczególnie dla kobiet. Dla nas, dla chrześcijan, kryterium naszego postępowania jest wola Boża. Rozpoznając rozumem oświeconym wiarą i sumieniem kształtowanym łaską, każdy, czy to kobieta czy mężczyzna, winien dociekać woli Boga dla zrozumienia tego, co powinien czynić. Nasze działanie, nasze postawy w odniesieniu do Boga, do ludzi i do świata mają czytelny wzór do naśladowania, jest nim Jezus Chrystus. Zawsze będą jakieś wzorce kulturowe, gdyż obalając jedne automatycznie tworzymy nowe. Jakiekolwiek jednak stworzymy, dla nas mają spełniać przede wszystkim ewangeliczne wzory, wskazane postawą Jezusa. Jest to postawa miłości i służby.
Jako chrześcijanie wiemy, że bez tych cech naszej postawy, żaden wzorzec postępowania się nie sprawdzi. Nie da ani dobra ani radości życiu osobistemu i wspólnemu. My chrześcijanie mamy tego przykłady i dowody. Są to święci. Poczynając od Maryi, Matki naszego Pana. Widzimy, że jej postawa to miłość i służba. Postawa przeniknięta pragnieniem wypełnienia woli Boga: „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1, 38). Jest to postawa wszystkich świętych. Tak uświęcili siebie i wzięli udział w Bożym dziele zbawiania świata.
Słusznie zatrzymujemy się na podziwianiu i docenianiu życia i dzieł wybitnych ludzi, zwłaszcza naszych rodaków. Pani Barbara Wachowicz opisując życie wielu wielkich Polaków przybliżyła nam także postaci ich matek. Synowie byli wielcy, ale, to kim byli i czego dokonali, było emanacją świata, który ich ukształtował. A twórcami tego świata były w ogromnej mierze ich matki. Świat i naród nawet nie wie ile im zawdzięcza. Oto cichy i niedostrzegalny, ale często przemożny wpływ na dzieje świata, będący efektem zwyczajnego, ale opartego o prawdziwe wartości życia. Efekt dobrze rozpoznanego i sumiennie wypełnionego własnego powołania.
Dzisiaj świat potrzebuje przykładów takiego życia. Niepokoją nas zjawiska i problemy współczesnego świata. Chcemy temu zaradzić. Jako ludzie wiary, jako chrześcijanie, mamy naszą odpowiedź. My wiemy, co należy czynić. Wiemy jakiego świat potrzebuje lekarstwa. Bo mamy wśród nas Zbawiciela świata. Nie możemy gdzie indziej szukać odpowiedzi, bo jej gdzie indziej nie ma. Bo ma ją tylko On, Jezus Chrystus. Dlatego sam Bóg Ojciec mówi: „Jego słuchajcie!” (Łk 9, 35). Nie co innego powtarza Maryja, która jak w Kanie Galilejskiej tak i dziś na zaradzenie ludzkim potrzebom daje tę samą wskazówkę: „Uczyńcie wszystko, co Syn mój wam powie” (J 2, 5). Świat potrzebuje posłuszeństwa Bogu. Jako chrześcijanie mamy światu dać tego przykład. Nic lepszego nie możemy dzisiaj ofiarować sobie i światu.
Przeżywając obecny rok duszpasterski pod hasłem „Posłani w pokoju Chrystusa” dostrzegamy, że każde ze słów tego hasła mówi nam coś ważnego. Świadomość, że jesteśmy posłani znaczy, że mamy zadania do podjęcia i że one zostały określone nie przez nas samych ale pochodzą od Boga i dlatego też nas szczególnie zobowiązują. Chrystusowy dar pokoju, który Zmartwychwstały przekazał Kościołowi, to suma wszystkich darów jakich potrzebuje świat i które On światu daje. Zadaniem Kościoła, czyli wszystkich Jego uczniów, jest ponieść te chrystusowe dary do świata, przekonać świat, że ich pilnie potrzebuje. I dać świadectwo.
To, że każdy z nas ma w tym dziele swoje własne miejsce i swoje własne zadanie, to motyw i przynaglenie do osobistej relacji z Bogiem. Z tej, bowiem, relacji wyprowadzamy wszystko, co w naszym chrześcijańskim życiu ważne. Tu rodzi się motywacja i dokonuje uzdolnienie łaską do właściwego działania. Tu odkrywamy piękno naszego istnienie i radość naszego powołania, takich jakimi jesteśmy, czy to mężczyźni, czy kobiety. Amen.