Nowy numer 38/2023 Archiwum

Sakramentalne przypominajki

O źródle w Dziejach Apostolskich, know-how i o tym, czy grozi nam masowość w kontekście święceń diakonatu, opowiada ks. Grzegorz Strzelczyk, odpowiedzialny za formację kandydatów do diakonatu stałego w archidiecezji katowickiej.

Marta Sudnik-Paluch: Często słyszy Ksiądz, że Kościół „upomniał się” o diakonów, bo spada liczba seminarzystów?

ks. Grzegorz Strzelczyk: To zależy, gdzie ucho przyłożyć. Ludzie wychowani w przekonaniu, że Kościół to jedno ciało, które ma wiele członków i każdy z nich ma swoje zadanie, nie mają większego problemu ze zrozumieniem posługi diakona. Ona jest przecież opisana w Piśmie Świętym, w Dziejach Apostolskich są diakoni. Jednak tam, gdzie mamy do czynienia z „tradycyjnym” katolicyzmem, gdzie często mamy wręcz pogańską koncepcję kapłaństwa, robi się problem. Bo w tym przypadku zadaniem nie jest budowanie wspólnoty, ale zapewnienie ciągłości kultu rozumianego w sposób pogański. Pojawia się wtedy myślenie: „Brakuje księży, ktoś musi zapychać te dziury w sprawowaniu kultu”. To jest dramatycznie głupie myślenie. Bo diakonat nie jest od tego!

To od czego jest?

Podstawowa intuicja przy powołaniu diakonów, wskazana w Dziejach Apostolskich, to „ogarnianie” wymiaru charytatywnego. Oni nie są od razu nazwani „diakonami”, ale mają do wykonania diakonię, czyli posługę. W Nowym Testamencie słowa „diakonia” i „doulia”, związane ze służbą, są odnoszone najpierw do Chrystusa. W Kościele ta diakonia ukonkretnia się w jednej szczególnej posłudze diakona, choć jest dziełem wszystkich – każdy z nas ma zleconą przez Chrystusa posługę. To podobnie jak z powszechnym kapłaństwem, które ukonkretnia się w prezbiterach. Brak diakona to brak konkretnej, sakramentalnej „przypominajki” o tym, że Kościół jest służbą.

Czyli można się w tym jednak doszukiwać znaku obecnych czasów? Potrzeb Kościoła tu i teraz?

Ja jestem Ślązakiem, dla mnie to jest praktyczna rzecz – decyzja podjęta przez przełożonych na skutek pewnych okoliczności historycznych. Fakt, że ją podjęli i że są powołania, oznacza, że to nie była decyzja bezpodstawna, ale Duch Święty mógł mieć z tym coś wspólnego. Bez powołań to byłaby czysta administracja czasem i okolicznościami. Tymczasem święcimy diakonów i to nie są już małe liczby, zwłaszcza jeśli odniesiemy je do święceń prezbiterów.

To powołanie do bycia diakonem stałym rodzi się w rodzinach. Jak ważna jest rola żon w tym procesie?

Tu spotykają się dwa sakramenty: święceń i małżeństwa. Jeżeli w tym drugim „przepływ” łaski następuje między osobami, to cokolwiek dzieje się z jednym, dotyczy i drugiego, w związku z tym sakrament święceń męża jest potencjalnym źródłem łaski dla żony. Diakon i jego żona muszą się dobrze przygotować do tej posługi, by potrafili tę łaskę oboje zagospodarować. Dlatego oboje uczestniczą, zwłaszcza w pierwszym okresie, w formacji, żeby mieć świadomość, na co wyrażają zgodę. Coraz mocniej rysuje nam się też potrzeba w ogóle odrębnej ścieżki formacyjnej dla małżonek, powstania grup dzielenia się, które pomogą rozładować pewne napięcia, wspólnie poszukać rozwiązań. Staramy się budować formację, poddając nieustannej ewaluacji dotychczasowe decyzje, czasem likwidując elementy, które się nie sprawdzają. To dynamiczny proces, w którym musimy pamiętać, że przygotowujemy ludzi do podjęcia decyzji na całe życie, do złożenia biskupowi przyrzeczenia posłuszeństwa w zasadzie takiego samego jak prezbiterzy.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast