Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Zmarł ks. Zbigniew Glenc

Miał 49 lat. Od wakacji był administratorem parafii św. Antoniego w Siemianowicach Śląskich. Został pochowany w Kobyli − miejscu, które uważał za najpiękniejsze na świecie.

Z tej właśnie miejscowości, położonej blisko Raciborza, z dala od głównych dróg, pochodził. Często wspominał o niej w kazaniach. Był człowiekiem bardzo pobożnym, rozmodlonym i wesołym. – Nieraz, gdy czekaliśmy na wyjście na Mszę Świętą, przeglądał się w lustrze, czesał się i mówił: „Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie. Oczywiście ja!” – wspomina Adam Larysz, diakon stały z parafii w Mysłowicach-Janowie Miejskim, gdzie ks. Zbyszek był przez sześć lat wikarym.

Ksiądz Zbigniew Glenc kochał przyrodę i pracę w ogrodzie. Lubił i umiał gotować, lubił też porządnie zjeść i z tego żartować. – Z tego powodu, kiedy nas ktoś odwiedzał na probostwie, zawsze mówił, że jest moim najdroższym wikarym – mówi ks. Andrzej Hnida, proboszcz w Janowie Miejskim.

Ksiądz Hnida w homilii pogrzebowej zwrócił uwagę, że ks. Zbyszek trwał na czuwaniu i na modlitwie. – O tym może powiedzieć jego brewiarz, a także jego różaniec, który leżał na jego stoliku. Widziałem, że często go odmawiał. Kochał Pana Boga, kochał Kościół, kochał Matkę Bożą, kochał świętą Annę. Z wielką radością odprawiał nabożeństwo do Matki Bożej Fatimskiej. Nawet kiedy miał urlop, przyjechał, żeby to nabożeństwo poprowadzić – wspominał.

Dodał: – On był gotowy na śmierć. Pamiętam, jak mówił, że może odejść w każdej chwili, że ma już wszystko przygotowane. Jeszcze kiedy spotkaliśmy się ostatnio, opowiadał, jak pięknie jest w Kobyli na cmentarzu. Taka cisza, taki piękny widok. Nawet powiedział, że chciałby już tam być.

To rzeczywiście piękna okolica. Miejscowość rozłożona jest na malowniczych wzgórzach ponad doliną Odry. Spod kościoła widać zarówno Beskidy, jak i Sudety, a czasem także Górę Świętej Anny. Ks. Glenc dobrze czuł się wśród „kobyloków”, jak nazywał swoich krajan. Spędzał wśród nich swoje urlopy z ojcem, który zmarł kilka dni przed nim, oraz z bratem. – Powtarzał zawsze słowa biskupa Bednorza, że parafia w Kobyli jest jak śląski kołocz. On zawsze najlepszy jest na krańcu. A ta parafia jest na krańcu diecezji, więc musi być najlepsza – mówił w homilii ks. Hnida.

Ksiądz Władysław Sikora, salezjanin z parafii w Kobyli, zapamiętał, że ks. Zbigniew zawsze dobrze mówił o swoich biskupach, proboszczach oraz o parafiach, w których służył. I to, że umiał zajmująco opowiadać o historii. – Bardzo dużo się od niego dowiedziałem o historii Śląska, zwłaszcza o powstaniach śląskich. Opowiadając nie nudził, dodawał anegdotki. Wiele z nich przejął od przodków, zwłaszcza od swojej starki, czyli babci – mówi.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy