Górnik, z którym stracono kontakt 4 grudnia w czasie wstrząsu w kopalni Bielszowice, nie żyje. Jego ciało zostało wywiezione na powierzchnię.
Górnik miał 42 lata. Był uwięziony w zawalonym wyrobisku kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej od soboty 4 grudnia. Nastąpił wtedy wstrząs, wskutek którego w wyrobisku doszło do zawału na długości około 50 - 60 metrów. Zaginęło w nim dwóch górników.
Kontakt z pierwszym z nich, 31-letnim, ratownicy nawiązali jeszcze tego samego dnia. Siedział w niszy, utworzonej w zawalonym wyrobisku 780 metrów pod ziemią. Udało się podać mu wodę i koc. Ratownicy dotarli do niego po północy 5 grudnia i uwolnili go. Został przewieziony do szpitala w Sosnowcu; jest w dobrym stanie i przed końcem tygodnia prawdopodobnie wyjdzie do domu.
Drugi z górników nie odpowiadał na próby nawiązania kontaktu. Gdy ratownicy dotarli do niego, nie dawał oznak życia. Aby wydostać go na zewnątrz, ratownicy musieli poszerzyć przekop. Akcję utrudniały i spowalniały pogięte metalowe konstrukcje, które trzeba było ręcznie wycinać.
We wtorek 7 grudnia, kwadrans po południu, przebywający na dole lekarz potwierdził zgon 42-letniego górnika. Jego ciało zostało już wywiezione na powierzchnię.
42-latek jest 13. w tym roku śmiertelną ofiarą wypadków w polskim przemyśle wydobywczym, w tym dziewiątą w kopalniach węgla kamiennego. Był doświadczonym pracownikiem, zatrudnionym w kopalni od 14 lat.