Przeplatała się w nim modlitwa i elementy przedstawienia. Aktorzy z Teatru Cordis w poruszający sposób przedstawili jego dorastanie w śląskim domu w Chorzowie, kapłaństwo, konspiracyjną pomoc charytatywną oraz aresztowanie, straszne śledztwo i śmierć ks. Jana Machy.
Wierni, którzy już napełnili katedrę w Katowicach, modlili się, patrząc na sceny z życia ks. Jana Machy i słuchając tekstów - zarówno o nim, jak i tych, które sam napisał. Nabożeństwo przygotowali aktorzy Teatru Cordis i stypendyści Dzieła Nowego Tysiąclecia.
Aktorzy z Teatru Cordis z Jastrzębia-Zdroju w poruszający sposób przedstawili jego dorastanie w śląskim domu w Chorzowie, początek jego kapłaństwa, wreszcie konspiracyjną pomoc charytatywną potrzebującym oraz aresztowanie, straszne śledztwo i śmierć.
Poruszająca była chwila, kiedy z głuchym łoskotem opadło ostrze gilotyny. I wcześniejsza, kiedy aktor grający rolę ks. Machy, leżący bezsilnie w koszuli na gołej posadzce, ściskał różaniec. Był to szary różaniec, wykonany z nitek wyciągniętych z siennika, wraz z krzyżykiem z dwóch drzazg ze stołu. Zebrani usłyszeli wtedy fragment kazania ks. Machy, w którym 1 października 1939 napisał: "Pozostańmy wierni Różańcowi przez całe nasze życie aż do śmierci i nawet wtedy, kiedy na naszym czole wystąpi śmiertelny pot, nasze oczy zamkną się, a dłonie zaczną drętwieć, nawet wtedy trzymajmy w dłoniach różaniec i zabierzmy go ze sobą do grobu, abyśmy mogli z nim stanąć przed wiecznym Sędzią. O, moi drodzy, wtedy będziemy pewni tego, że nasza Matka, Maryja Dziewica, nas nie opuści, że będzie naszą orędowniczką, a my w krainie wiecznej szczęśliwości przed nieskończonym Sercem Jezusa będziemy mogli powtarzać ostatnie słowa Różańca po wieczne czasy: Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak było na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen”.
Poniżej galeria zdjęć