Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, obecnie górujący nad Studzionką, to trzecia świątynia, w której gromadzą się wierni.
O pierwszej niewiele wiadomo. O jej istnieniu świadczą historyczne zapisy m.in. z 1305 r. w księdze uposażenia biskupa wrocławskiego. Czytamy w historii parafii: „Wspomina się w tych dokumentach Stuczonkę, miejscowość z 40 łanami (ok. 650 hektarów) użytków rolnych”. Jednak miejscowość, a być może i kościół istniały już prawdopodobnie w XIII wieku. Jest także inne XIV-wieczne źródło potwierdzające istnienie kościoła parafialnego: 18 listopada 1326 r. proboszcz Jan von Studna został wymieniony w spisie świętopietrza.
Bez wieży
Druga świątynia – drewniana – powstała w 1479 roku. O niej wiadomo więcej – rekonstrukcja jej bryły jest umieszczona w pobliżu obecnego kościoła. Ten drewniany kościół poświęcony był Wniebowzięciu Maryi Panny. Przez sześć dekad (1568–1628) znajdował się on w rękach protestantów. – Później służył parafianom aż do 1822 roku, bardzo długo. Niestety spłonął. Ogień zaprószono przez nieuwagę, po procesji Bożego Ciała wszyscy spieszyli się do domów i zapomnieli wygasić kadzidło – tłumaczy ksiądz Janusz Ahnert, obecny proboszcz parafii. – Odbudowa trwała bardzo długo, jakoś ludzie nie umieli się do tego zabrać. Dopiero po 12 latach się udało. Książę pszczyński ufundował wtedy kościół murowany, ale ponieważ był ewangelikiem, zastrzegł, że budynek nie może mieć wieży. Uczestniczył później w uroczystym poświęceniu – dodaje proboszcz. Wieżę kościoła w obecnym kształcie wybudowano w roku 1924.
Kościół otoczony jest cmentarzem, na którym spoczywają m.in. ofiary Marszu Śmierci ze stycznia 1945. – Szli z Auchwitz do Wodzisławia Śląskiego. Niestety nie wiemy, czy są tu pochowani mężczyźni, czy kobiety. Mieszkańcy nawet nie pomyśleli, żeby spisać numery obozowe. Po prostu ich godnie pochowali – mówi ks. Janusz Ahnert.
Na wspomnianym cmentarzu są również wyeksponowane dwa średniowieczne krzyże pokutne. Fundowali je kiedyś zabójcy w ramach odkupienia win. Na jednym z nich widnieje wyryty miecz – znak, że właśnie nim dokonano zbrodni. Wiadomo, że wcześniej krzyże były trzy i stały w nieco innym miejscu. Jednak szczegóły ich historii są dziś nie do odtworzenia.
W przedsionku kościoła znajdują się m.in. krótka historia parafii, lista dawnych proboszczów, sióstr zakonnych i kapłanów pochodzących z parafii oraz tablica przypominająca o czterech odważnych zakonnicach. Przyjechały one z Niemiec w 1848 roku, w czasie epidemii tyfusu. Założyły szpital i opiekowały się mieszkańcami. – Żadna z nich nie zachorowała – podkreśla proboszcz. – Wtedy z tysiąca mieszkańców umarło trzystu.
Wielu modliło się żarliwie o cud przed obrazem Matki Bożej Pompejańskiej, który znajduje się w bocznym ołtarzu.
Papież Pius IX wydał breve, uznając jego cudowność. W każdą środę odprawiamy przed nim nabożeństwo. Nie znamy autora kopii, który postanowił nadać jej nieco inny charakter: tutaj Maryja podaje różaniec św. Dominikowi, św. Katarzyna ze Sieny zachęca do przyjęcia i modlitwy różańcowej, a mały Jezus (inaczej niż w oryginale) trzyma w dłoniach róże – mówi ks. Janusz Ahnert. Obok wizerunku umieszczone są wota – świadectwo wyproszonych w tym miejscu łask. Wśród nich są dary dwóch misjonarzy pochodzących z parafii: o. Kazimierza Niezgody, który posługuje od przeszło 50 lat w Papui-Nowej Gwinei i ofiarował swoje 4 odznaczenia (nadane przez królową Elżbietę II, Benedykta XVI, premiera Papui i polski episkopat) oraz bp. Dariusza Kałuży, ordynariusza diecezji Bougainville, leżącej w Papui-Nowej Gwinei (ofiarował swoją piuskę biskupią).
Bez niemieckiego
W domu parafialnym powstało Muzeum Parafialne – Izba Pamięci poświęcona ks. Franciszkowi Długoszowi, który był tu proboszczem od 1922 roku. Można w niej zobaczyć m.in. dokumenty (paszport i dowód osobisty), szaty liturgiczne, a nawet ówczesne banknoty, które należały do kapłana. – Znaleźliśmy to wszystko w paczce. W środku były nawet okulary. Wszystko jest świetnie zachowane, nie wiem, jak to się stało, że przez tyle lat leżało nieruszone – mówi proboszcz. – Ks. Długosz był żarliwym duszpasterzem i patriotą. Otrzymał dwa odznaczenia: Gwiazdę Górnośląską i Srebrny Krzyż Zasługi II Rzeczpospolitej. Wspólnie z parafianami wystawiał m.in. sztuki o życiu świętych i błogosławionych. Był także inicjatorem powstania kółka rolniczego, które niebawem będzie obchodzić stulecie istnienia. Jego działania przerwała wojna. Odmówił wprowadzenia nabożeństw w języku niemieckim i dlatego w 1940 roku został wywieziony do Dachau. Tam umarł 7 czerwca tego samego roku – jako oficjalną przyczynę śmierci podano chorobę serca – mówi ks. Janusz Ahnert.
Parafia jest w okolicy znana z pokaźnej liczby relikwii świętych (ok. 250). Co roku 31 października organizowany jest wieczór ze świętymi. Odbywa się wtedy procesja połączona z modlitwą różańcową, w czasie której wierni niosą relikwie. Wśród patronów jest m.in. bł. Piotr To Rot, jedyny błogosławiony z Papui-Nowej Gwinei, męczennik II wojny światowej, czy bł. Bartolo Longo, założyciel sanktuarium w Pompejach.
– Parafianie bardzo aktywnie uczestniczą w życiu naszej wspólnoty. Mamy ośmiu szafarzy, którzy przed pandemią odwiedzali w niedziele 800 chorych rocznie. Są ministranci, Dzieci Maryi, oaza (13 osób pojechało w tym roku na wakacyjne rekolekcje oazowe), grupa o. Pio, III Zakon św. Franciszka, grupa Caritas, róże różańcowe, grupy miłosierdzia i misyjna oraz schola młodzieżowa. Rada parafialna bardzo angażuje się w życie parafii – wymienia proboszcz.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się