Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Boże dusze

W te wakacje około 3 tys. ludzi odkrywa żywy Kościół na rekolekcjach oazowych, organizowanych przez Ruch Światło–Życie Archidiecezji Katowickiej.

W kilkunastu punktach rekolekcyjnych w Beskidzie Śląskim i w dwóch nad morzem rekolekcje przeżywa oaza rodzin. Są też Oazy Dzieci Bożych z ponad 160 uczestnikami. W dziesięciu punktach z udziałem ok. 600 osób odbywają się oazy młodzieżowe. My odwiedziliśmy dwie takie wspólnoty w Brennej-Leśnicy.

Wierzący w górach

– Jest tu 47 Bożych dusz. Dusz, które naprawdę szukają Pana Boga – zapewnia ks. Bartłomiej Cudziło, moderator Oazy Nowego Życia zerowego stopnia. Odbywa się ona w szkole w Brennej-Leśnicy. – Dla mnie to jest megadoświadczenie, że od razu po zabieganym roku szkolnym wpadłem – i chyba oni wszyscy też wpadli – w przestrzeń Bożej obecności – dodaje. O tym, czy rekolekcje zmieniają serca, można powiedzieć więcej pod koniec 15-dniowej oazy, a nawet dopiero po powrocie do domu. My odwiedziliśmy oazowiczów na początku drugiej połowy ich pobytu w Brennej. Mimo to trochę już można było powiedzieć o tym, co zdążył zdziałać Duch Święty w ich sercach. – Mieliśmy taki czas, kiedy każdy mógł podejść do animatorów i porozmawiać. Młodzi dzielili się tym, jak Pan Bóg ich przenika na modlitwie, na Eucharystii, poprzez spotkania, rozmowy z innymi uczestnikami i animatorami. Słuchałem tego i wielbiłem Pana Boga – mówi ks. Cudziło.

Na tej oazie jest 33 uczestników, 2 kucharki i 12 animatorów. Ci ostatni najczęściej są studentami najróżniejszych kierunków – od inżynierskich po humanistyczne; ktoś studiuje informatykę, ktoś arteterapię, ktoś pielęgniarstwo. W ekipie animatorskiej są również diakon i siostra zakonna. – Martwiłem się o uczestników: „Panie Boże, jak Ty dotrzesz do ich serc, czy one otworzą się na Ciebie?”. Głupie było to moje martwienie, bo Pan Bóg sobie zawsze poradzi. I tak było tym razem. Nawet osoby, o które troszczyłem się, że będą się bały przyłączyć, że w ich sercach będzie „beton”, podchodzą na modlitwach do Najświętszego Sakramentu. Pan Bóg działa i będzie działał. Serce mięknie z zachwytu, kiedy się na to patrzy – mówi ks. Bartek.

Wydaje się, że Polacy dzisiaj szybko się laicyzują, zwłaszcza młodzi Polacy. – A jednak są młodzi, którzy chcą być w Kościele, którzy wielbią Pana Boga i chcą być blisko Niego, którzy o to walczą – mówi ks. Cudziło. Uważa, że obecność przy nas innych wierzących ludzi jest błogosławieństwem, którego Polska wciąż doświadcza. – Wczoraj mieliśmy wycieczkę po górach. Ledwie usiadłem na jednym ze szczytów, już za plecami usłyszałem, jak jakaś inna grupa śpiewa pieśń ku chwale Pana Boga. Chwilę później odprawili tam Mszę św. Kiedy w wakacje w polskich górach spotykasz jakąś grupę, to jest duże prawdopodobieństwo, że to jest Boża grupa. Księża z innych krajów mówili mi, że u nich to jest absolutna rzadkość – opowiada.

Marsz do cywilizacji

Kilometr od 15-latków przeżywających „zerówkę” przebywają oazowicze starsi od nich co najmniej o rok. W budynku wysoko na zboczu Horzelicy, z dala od innych zabudowań, na pierwszym stopniu Oazy Nowego Życia spotkało się 44 młodych.

– Dzisiaj wielki dzień! Po raz drugi w ciągu tych rekolekcji zobaczymy cywilizację i sklepy! – żartuje ks. moderator Wojciech Solik. Po jutrzni, Mszy św. i śniadaniu młodzi zbierają się do wymarszu przez góry do centrum Brennej. Ksiądz Wojciech przedstawia kilkoro stojących najbliżej. – Kacper to jest mądry synek! Ma tylko jeden minus: trenuje w Ruchu Chorzów – śmieje się ks. Wojtek, który jako katowiczanin kibicuje Gieksie. Kacper mówi, że mocnym doświadczeniem była dla niego na tej oazie Droga Krzyżowa z elementami przedstawienia. Aktorami byli animatorzy. – Padły tam słowa o wytykaniu komuś drzazgi w jego oku, gdy nie dostrzega się belki we własnym. Jakoś szczególnie mnie tam dotknęła prawda, że Pan Jezus umarł konkretnie za moje grzechy i że niosąc krzyż, niósł mój ciężar – mówi chłopak.

Ta Droga Krzyżowa dała też do myślenia Patrykowi, tegorocznemu maturzyście i piłkarzowi (w Concordii Knurów). – Cieszymy się, że jesteśmy tu razem i modlimy się wspólnie. Przychodzi też na rekolekcjach taki czas, kiedy można się zastanowić nad swoimi słabościami i nad tym, co nas czeka w życiu, jakie wyzwania nam przyjdzie podjąć – mówi. Każdy z młodych zwraca uwagę na coś innego. Na Paulinie z Żor duże wrażenie zrobiło świadectwo małżonków Michała i Ani z dwojgiem małych dzieci, którzy odwiedzili tę oazę. Mówili o małżeństwie i chrześcijańskiej etyce seksualnej. Tomek z Siemianowic podkreśla wartość codziennych spotkań w grupach. Można tam omówić ważne życiowe sprawy, a nawet się pospierać. – Oaza jest przygotowaniem, aby żyć w przyszłości dojrzałą wiarą – uważa.

Przebacz!

Według ks. Solika, dzisiaj na oazach nie ma już takich młodych, którzy by tam trafili przez przypadek. Ponieważ sporo parafialnych wspólnot Ruchu Światło–Życie w czasie pandemii upadło, niektórzy dojeżdżają kawał drogi do innych parafii, żeby móc tam formować się w ciągu roku. Na rekolekcjach w Brennej jest dziewczyna z Czernicy, która dojeżdża 13 km na spotkania oazowe w parafii św. Antoniego w Rybniku. – Jak ktoś teraz jedzie na oazę, to jedzie na rekolekcje, a nie na najtańszy wyjazd, jaki był dostępny... Mamy tu młodych, którzy wiedzą, czego chcą. Nawet takich, którzy chcą więcej skupienia i wyciszenia. Pamiętam sprzed lat, że kiedyś bardziej liczyły się zabawy, tańce, czas z dziewczynami – opowiada ks. Wojciech Solik.

– To jest oznaka tego, że oaza staje się grupą elitarną. Odchodzimy od tej masowości, która była jeszcze chociażby 10 lat temu. Nie wiem, czy to dobrze, ale rosnący poziom przeżywania rekolekcji można zapisać na plus – uważa. Wśród tematów, które od kilku lat na oazach coraz mocniej się przejawiają, jest sprawa przebaczenia, zwłaszcza w rodzinie. Ksiądz Solik nie chce mówić o zbyt świeżych przykładach tegorocznych, ale wspomina chłopaka sprzed paru lat, który powtarzał, że nienawidzi swojego ojca. Pod koniec oazy podczas Namiotu Spotkania, czyli osobistego spotkania z Bogiem na indywidualnej modlitwie, odczuł silne wezwanie, żeby do swojego taty zadzwonić. – Zadzwonił. Pół roku później jego ojciec zmarł. To był ostatni moment na to, żeby się pogodzili. Chłopak był bardzo wdzięczny, że to się na tej oazie wydarzyło – mówi ks. Wojciech.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy