Na profesjonalnej scenie stanęli obok zawodowców. Trzej klerycy włączyli się w ten sposób w opowieść o wyjątkowym Ślązaku.
Ksiądz Jan Macha, nazywany Hanikiem, miał w tym roku zostać ogłoszony błogosławionym. Niestety, te plany pokrzyżowała pandemia. Jednak przygotowania do uroczystości nie ustają. Ważnym elementem jest przypominanie życia i działalności tego śląskiego kapłana, który zginął, niosąc wsparcie duchowe i materialne rodzinom pokrzywdzonym w czasie II wojny światowej. Jego działalność charytatywna zaprowadziła go na gilotynę – został potraktowany jako dywersant i zdrajca. Zginął w nocy z 2 na 3 grudnia 1942 roku.
Właściwie mogło się wydawać, że jego dzieło zostanie zapomniane. Przez prawie siedem dekad pamięć o nim przechowywała najbliższa rodzina. Szersze grono poznało Hanika m.in. dzięki dokumentalnemu filmowi Dagmary Drzazgi „Bez jednego drzewa las lasem zostanie”. Tytuł jest cytatem z ostatniego listu ks. Jana wysłanego do rodziny. Teraz do filmu dołączyła… sztuka teatralna „Oliwny balsam – męczeństwo ks. Jana Machy”. Scenariusz przygotowała Maria Nowakowska-Majcher, która szerszej publiczności znana jest dzięki filmowi „Faustyna”, reżyserem jest Marian Florek. To próba pokazania ostatnich chwil życia ks. Jana i jego towarzyszy: Joachima Gürtlera i Leona Rydrycha. Wiedzą już, że zostało im kilka godzin do egzekucji. Próbują sobie poradzić z tą sytuacją i jakoś „uporządkować” swoje sprawy przed odejściem.
Zobacz nasz serwis specjalny:
Siłą spektaklu jest narrator – wydarzenia wspomina ks. Joachim Besler. To autentyczna postać, kapłan, który przed II wojną światową katechizował w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim Sióstr Urszulanek w Rybniku. Od połowy 1942 r. był kapelanem więziennym. Również w rzeczywistości z jego relacji znamy ostatnie chwile Hanika. Kolejne sceny „komentuje” także chór. „Oliwny balsam” to z jednej strony faktograficzna próba przedstawienia ostatnich godzin życia ks. Jana i jego przyjaciół, a z drugiej nadanie „ludzkiego charakteru” przyszłemu błogosławionemu. – Jest z krwi i kości, nie świętoszkowaty, ale ma w sobie tę trudno definiowalną inność, która pokazuje piękno męczeństwa – zauważa Paweł Kaszuba, kleryk z Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach. Wspólnie z Łukaszem Porwitem i Dominikiem Piórkowskim grają w sztuce role strażników więziennych. – To doświadczenie sprawiło, że ks. Jan zaimponował mi jeszcze bardziej. W czasie prób uderzyło mnie, jak wiele dobra zdołał uczynić w swoim życiu – mówi kl. Łukasz. – Przyznaję, że pod wypływem spektaklu zacząłem się zastanawiać, jak ja zachowałbym się w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się ks. Jan – dodaje kl. Dominik.
Cała trójka zgadza się co do tego, że ich celem było pokazanie różnorodnych postaw, jakie musiał wzbudzać u postronnych przyszły błogosławiony. – Nasze role są niewielkie, ale to nie znaczy, że niczego nie mogliśmy w nich przekazać – zaznacza Łukasz Porwit. – Każdy z nas ma inne podejście do więźniów. Jeden jest buntowniczy, ma „nazistowskie serce” i ks. Jan bardzo go drażni. Drugi swoje działania uważa tylko i wyłącznie za obowiązek, który trzeba wypełnić. A trzeciemu Hanik imponuje – tłumaczy kl. Paweł. To ich pierwsze zetknięcie z profesjonalną sceną, choć kl. Dominik ma z sobą studia licencjackie z reżyserii. – Dzięki temu wiedziałem, jak wygląda praca na próbach i czego można się spodziewać – uśmiecha się. – Po raz kolejny przekonaliśmy się, że duszpasterstwo w dzisiejszych czasach wymaga poszukiwania nowych dróg, form dotarcia do ludzi w każdym wieku. To była dla nas świetna lekcja, bo mamy wrażenie, że za mało wykorzystuje się teatr do mówienia o wartościach. Poza tym ksiądz i aktor mają naprawdę wiele wspólnego – przekonuje kl. Paweł. Spektakl miał mieć swoją premierę 15 października, jednak ze względu na sytuację epidemiologiczną premiera została przesunięta na inny termin. „Oliwny balsam” został jednak zarejestrowany.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się