Od lat ks. Andrzeja intrygowało, dlaczego wieże kościoła w Pszowie są zwieńczone tak dziwnymi krzyżami o podwójnych ramionach. Dopiero, gdy wybuchła pandemia, ze zdziwieniem odkrył, jaka jest prawda.
Ksiądz Andrzej Pyrsz pytał o te krzyże, zanim jeszcze został proboszczem w Pszowie. Ktoś mu odpowiedział, że to krzyże prawosławne, co oczywiście było błędnym przypuszczeniem, bo te mają jeszcze trzecią, ukośną belkę. Inni starali się wyjaśniać: „Są podwójne, bo to znaczny kościół”.
– Na innych „znacznych” świątyniach w okolicy, np. św. Antoniego w Rybniku, podobnych krzyży jednak nie ma – mówi dzisiaj ks. Pyrsz, proboszcz w bazylice w Pszowie. – Jak na początku roku wybuchła epidemia, zacząłem szperać w poszukiwaniu odpowiedzi. Okazuje się, że to są karawaki! – dzieli się odkryciem.
Gdy zabijał tyfus
Karawaki to krzyże związane z modlitwą o ustanie zarazy. Nad Pszowem górują dzięki ks. Pawłowi Skwarze, tutejszemu proboszczowi w latach 1845–1883. To on doprowadził do wzniesienia wież w tej świątyni, w której znajduje się obraz Matki Bożej Uśmiechniętej.
W czasie tej budowy na Górny Śląsk spadła straszliwa epidemia tyfusu. W latach 1847 i 1848 zabijała ludzi całymi tysiącami. – Ks. Skwara zwieńczył wieże karawakami jako wyraz wdzięczności za uratowanie, ale też żeby ludziom przypomnieć, że kiedy jest epidemia, to przychodzi się tutaj do Matki Bożej. Po to jest ten górujący nad całą okolicą znak – mówi z pasją ks. Pyrsz.
Dodatkowa, poprzeczna belka w karawace wzięła się z tego, że pierwotnie na ramionach tego krzyża wypisywano modlitwę o ustanie epidemii. Nie mieściła się ona na jednej tylko belce, potrzebna była więc także druga.
Tę modlitwę odmawiają dzisiaj także wierni w czasie nabożeństw w bazylice w Pszowie. W czasie najgłębszych obostrzeń sanitarnych, kiedy wstrzymane były nabożeństwa w kościołach, modlitwa ze zdjęciem pszowskiego podwójnego krzyża była dostępna na kartkach wystawionych w bazylice. – Rozprowadziliśmy tych kartek 2 tysiące. Ludzie dzwonili z pytaniem, skąd o tych krzyżach wiedzieliśmy – wspomina ks. Pyrsz.
Proboszcz sam się nad tym zastanawiał. – Wygląda to tak, jakby Pan Bóg sam się o to upomniał właśnie w tym czasie i w tym miejscu – mówi. – Ja to odbieram jako upomnienie się w pamięci człowieka, że w takich sytuacjach jak zaraza, pandemia trzeba przyjść do odpowiedniego miejsca – uważa.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się