– Przed pierwszym spotkaniem z moim nowym ordynariuszem musiałem przypomnieć sobie, jak należy się zwracać do kardynała. Okazało się, że wszyscy z jego otoczenia mówią do niego po prostu „Ojcze” – wspomina ks. Jacek Kocur.
Ks. Jacek jest kapłanem archidiecezji katowickiej. Pochodzi z parafii Nawiedzenia NMP w Orzeszu. Z kard. Marianem Jaworskim po raz pierwszy spotkał się w 2002 r., kiedy rozpoczynał swoją trwającą do dzisiaj posługę we Lwowie.
Życie zmarłego 5 września arcybiskupa lwowskiego to gotowy scenariusz na film z happy endem. Wygnany ze Lwowa jako kleryk, po 45 latach wrócił tam jako arcybiskup.
– Początki jego duszpasterskiej pracy były trudne. Kościół był wyniszczony. Komunistyczne lata odcisnęły swoje piętno. Wszystko trzeba było rozpoczynać praktycznie od nowa. Brakowało miejsc kultu, kościelnych struktur, kapłanów. Zresztą dla wybitnego filozofa, człowieka nauki od lat pozbawionego kontaktu z duszpasterstwem parafialnym, przyjęcie posługi pasterskiej na Ukrainie wymagało nie lada posłuszeństwa – przypomina ks. Jacek.
Kard. Jaworski często powtarzał słowa Psalmu 126: „kto we łzach sieje, żąć będzie w radości” i na własnym przykładzie doświadczył słuszności tej biblijnej prawdy. Na jego oczach i dzięki jego posłudze Kościół we Lwowie i na całej Ukrainie mógł rozwijać się i umacniać. Za jego czasów powstały we Lwowie m.in. seminarium i kuria. Wzrastała liczba kapłanów, osób zakonnych i wiernych. – Wielu trudziło się i cierpiało na tej ziemi, jemu dane było stanąć na drugim brzegu czerwonego morza ateizmu i wprowadzać wiernych w obiecany czas wolności – zauważa ks. Kocur. Podczas każdego kazania czy przemówienia zachęcał do wdzięczności. Żył nad wyraz skromnie. – Patrząc na jego niemal ascetyczne warunki życia, wręcz nie wypadało narzekać czy użalać się nad sobą – zauważa śląski misjonarz. Mówił niewiele i bardzo cicho. Starał się zrozumieć każdego. Miał ogromne zaufanie do kapłanów. Zdawał sobie sprawę z tego, jak trudne bywają sytuacje w terenie, dlatego rzadko udzielał rad. Jednak ze spotkania z nim wychodziło się zbudowanym i zaopatrzonym w dobre słowo.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się