Rozmawiamy o wyborach, zamiast walczyć z epidemią - mówił w Radiu eM Andrzej Sośnierz, polityk Porozumienia, poseł klubu PiS. Jego zdaniem trzeba było przyjąć inną drogę zwalczania koronawirusa.
Andrzej Sośnierz postawił – jak to określił – „wielki zarzut” pod adresem sceny politycznej i mediów: zamiast skupić się na tym, jak można skutecznie walczyć z epidemią, wszyscy zajęli się polityką. Były minister zdrowia już wcześniej postulował całkowite i natychmiastowe izolowanie każdego, kto mógłby być podejrzewany o kontakt z wirusem. Takie osoby przebywałyby np. w zamkniętych hotelach lub sanatoriach. – Gdybyśmy w walce z pandemią poszli taką drogą, tak jak np. Nowa Zelandia lub Islandia, to dziś mielibyśmy opanowaną epidemię i normalne wybory – argumentował w „Rozmowie poranka” Radia eM.
Polityk Porozumienia poddał w wątpliwość sensowność wyborów prezydenckich przeprowadzanych w maju. Przyznał, że w jego partii są różnice zdań, podobnie jak zapewne w innych ugrupowaniach. Odnosząc się do wczorajszej wypowiedzi Włodzimierza Tomaszewskiego, także posła Porozumienia, który apelował o poparcie ustawy umożliwiającej wybory korespondencyjne, powiedział, że Tomaszewski zawsze miał takie zdanie i ma do tego prawo.
– Wcale nie musimy zrywać koalicji rządowej, nawet jeśli zagłosujemy inaczej w sprawie wyborów prezydenckich – mówił gość Radia eM. Powiedział też, że nie zna ultimatum, jakie rzekomo (pisze o tym dziś m.in. „Nasz Dziennik”) mieli dostać od Prawa i Sprawiedliwości posłowie Porozumienia, według którego ci, którzy zagłosują przeciwko ustawie (odrzuconej ostatniej nocy przez senat), mieliby być wykluczeni z klubu Zjednoczonej Prawicy.
Cała „Rozmowa poranka" do posłuchania: