Zostawiali po sobie… płuca. I nie żałowali swoich, by wspomóc kolegów i koleżanki z Amazonii.
Kolędnicy misyjni powoli stają się coraz bardziej wyczekiwaną akcją świąteczną w archidiecezji. Swoją działalność podsumowali podczas spotkania w Mysłowicach.
– Ilu w tym roku młodych wyszło na ulice archidiecezji? A kto to wie? W Świerklanach, których reprezentanci są dziś z nami, było 39 grup. W mojej parafii było ich 5. W Orłowcu – 10. Były i takie, które nie zgłaszały swojej działalności. W ubiegłym roku archidiecezja katowicka przekazała największe fundusze, czyli 100 tys. Ile udało się zebrać w tym roku, okaże się pod koniec stycznia. Ale to jest tylko miara części tego, co wiąże się w kolędnikami. Nie wszystko da się nią zmierzyć – oceniał ks. Grzegorz Wita, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych Archidiecezji Katowickiej. Kolędnicy w tym roku podczas spotkań zbierali datki, które wesprą dzieci z Amazonii. Sami, podczas przygotowań, starali się dowiedzieć jak najwięcej o swoich rówieśnikach i ich życiu.
– Tam ludzie budują domy na specjalnych palach, żeby nie porwała ich powódź. Ta informacja była dla mnie zaskoczeniem. Poza tym transport jest bardzo szczątkowy, więc ciężko dojechać np. do szkoły. Sądzę, że powinniśmy dziękować, że żyjemy w Polsce, bo dzieci tam mają zdecydowanie trudniejsze życie – mówił Jakub z parafii Matki Bożej Różańcowej w Łaziskach Górnych. Każdy po spotkaniu z kolędnikami otrzymywał małą pamiątkę – symboliczne płuca.
– To nawiązanie do zieleni Amazonii. Są ozdobione zdjęciami dzieci polskich i amazońskich. To też symbol odetchnięcia pełną piersią, choćby po to, by gromko zaśpiewać kolędę – mówił ks. Grzegorz Wita.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się