Edukacja seksualna według standardów WHO albo polskie, szkolne wychowanie do życia w rodzinie? Okazja do porównania zdarzyła się na spotkaniu z rodzicami w Stanowicach.
Co konkretnie różni jedno od drugiego? Była o tym mowa podczas Dnia dla Rodzica w Szkole Podstawowej w Stanowicach w gminie Czerwionka-Leszczyny. Na spotkanie przyszło ok. 40 osób.
– Mój dobry kolega nie wiedział, że w szkołach jest edukacja seksualna, przekazywana w ramach wychowania do życia w rodzinie. Dlatego kupił hasła drugiej strony, że edukacji seksualnej w polskiej szkole nie ma... – komentował jeden z mężczyzn obecnych na spotkaniu.
Seks i małżeństwo
Choć wychowanie do życia w rodzinie bywa wyśmiewane przez część mediów, mało kto z dorosłych coś o tych lekcjach wie. Kazimierz Przeszowski z Centrum Życia i Rodziny przekazał więc rodzicom konkrety. Mówił, że w podstawie programowej wzorcem jest małżeństwo, bycie mężczyzną albo kobietą, panowanie nad sobą. Za to w edukacji seksualnej według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wzorcem jest różnorodność, a małżeństwo i rodzina są ukazywane jako... źródło opresji. O płci, jak pouczają standardy WHO, wcale nie decyduje genotyp męski lub żeński, lecz „płeć kulturowa”, którą można sobie dowolnie zmieniać. – Proszę państwa, oni to mówią na serio... – ostrzegł ekspert.
Dodał, że w edukacji według WHO nie mówi się o miłości mężczyzny i kobiety, a jedynymi kryteriami, jakie ma brać pod uwagę młodzież przed współżyciem seksualnym, są... uzyskanie zgody partnera i „zabezpieczenie się”. Taka edukacja obowiązuje w większości krajów Europy Zachodniej. Dane pokazują jednak, że jest kompletnie nieskuteczna – to w krajach Zachodu nastolatki statystycznie zaczynają uprawiać seks wcześniej niż w Polsce.
Kazimierz Przeszowski podał też przykłady z wypowiedzi polskich edukatorów, którzy prowadzą zajęcia czy warsztaty według standardów WHO. Próbują z nimi wchodzić do szkół. Edukatorzy chwalą na przykład pornografię, bo „żaden film nie jest zły”, a może to być „inspiracja dla seksualnej techniki”. Ekspert cytował edukatora seksualnego, który zdradził, że już w IV klasie podstawówki daje dzieciom prezerwatywy do zakładania na styropianowych fantomach, „jeśli grupa tego chce”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się