Zmarły w wieku 50 lat ks. Tomasz Wiosna był proboszczem w sanktuarium w Katowicach-Bogucicach. Na jego pogrzeb w parafii Marklowice przyjechał biskup z Saratowa i dziesięciu księży, którzy pracowali z nim w południowej Rosji.
Ks. Tomasz Wiosna pracował w południowej Rosji aż 16 lat.
Biskup Adam Wodarczyk, który przewodniczył Mszy św., to kolega rocznikowy ś.p. księdza Tomasza. Jako neoprezbiterzy byli też razem wikarymi w parafii św. Jadwigi w Chorzowie, u wybitnego księdza Henryka Markwicy, moderatora Oazy. Jako jedyny z wikarych był przy jego śmierci w szpitalu po wypadku samochodowym.
- Myślę, że przez to jeszcze bardziej zrozumiał, że trzeba każdy dzień przeżywać intensywnie, bo czas jest krótki - skomentował.
Biskup Wodarczyk wspominał, że ks. Tomasz Wiosna był wtedy m.in. katechetą w "Słowaku" - znakomitym chorzowskim liceum. To była wymagająca praca, bo uczniowie byli często nie tylko inteligentni, ale też nieraz zbuntowani przeciwko Panu Bogu.
- Ks. Tomasz swoją dobrocią, serdecznością, także niezwykłą zdolnością żartu, anegdoty, sprawiał, że nawet ci nieprzekonani czy zbuntowani przychodzili go posłuchać i się z nim pospierać. Byli zdumieni tym, że młody ksiądz się nie gorszy nieraz ich zaskakującymi problemami, ale traktuje ich jak partnerów w rozmowie i prowadzi z nimi dialog. Potrafi odpowiedzieć na pytania, trudności, które były w ich sercach - powiedział.
Biskup Adam wspominał też kreatywność księdza Tomasza. Był on odpowiedzialny za niedzielne Msze św. rodzinne w chorzowskiej "Jadwidze". Cały tydzień zbierał rekwizyty, przygotowywał scenki.
- Dzieci i ich rodzice przychodzili już z pytaniem, co dzisiaj ks. Tomasz wymyśli. W jaki sposób pomoże nam głęboko dotknąć Słowa Bożego, a jednocześnie bardzo proste, by nawet kilkuletnie dziecko zrozumiało - powiedział.
Opowiedział o niezapomnianych rekolekcjach z Królem Lwem przed 24 laty. - Potrafił na bazie filmu, które wtedy oglądało chyba każde dziecko, poprowadzić piękną opowieść o Panu Bogu. Myślę, że nie tylko dzieci, ale i dorośli, do jakich ja się zaliczałem, zapamiętało to jako głęboką opowieść o Panu Bogu - stwierdził bp Wodarczyk.
Ciekawe, że po Mszy św. w rozmowie z Gościem do tego "Króla Lwa" nawiązało jeszcze dwóch księży, którzy uczestniczyli w tych rekolekcjach. - On wtedy kupił taką wielką maskotkę Króla Lwa i nagle wyciągnął ją spod ambony. W kościele był jeden okrzyk: "Simba!". A potem były piękne rekolekcje, które pozostały w pamięci. Jak on potrafił wykorzystać czas i rzeczywistość dzieci! - mówił ks. Witold Kania. Czas - bo pierwszy "Król Lew" był wtedy wyświetlany w kinach.
Na pogrzeb ks. Wiosny przyleciał biskup Clemens Pickel z Saratowa. Pojawiło się też dziesięciu innych księży, którzy pracowali z tym Ślązakiem w południowej Rosji.
Biskup Clemens powiedział "Gościowi Katowickiemu", że ks. Wiosna to bardzo mądry ksiądz. - Dlatego wyznaczyłem go na wikariusza biskupiego dla południowej Rosji. Nasza diecezja jest bardzo duża. On był odpowiedzialny za połowę diecezji. Wybrałem go, bo on był dobrym przyjacielem księży. A to w Rosji bardzo ważne, bo żyjemy tam w diasporze. Bywało, że musiał jechać do innego księdza 500 km. On podtrzymywał więź między księżmi. Jestem mu bardzo wdzięczny - powiedział.
- Kiedy ponad rok temu powiedział, że chce wrócić do ojczyzny, zrozumiałem, że trzeba go puścić - dodał.
Dlaczego ks. Tomasz postanowił wrócić na rodzinny Śląsk? - Powiedział: "Pora". 16 lat to dużo w Rosji. Tam panuje inna mentalność, inne rozumienie Kościoła. Większość księży z Zachodu jest w Rosji 10 lat, a on o wiele więcej.
W diecezji św. Klemensa w Saratowie w południowej Rosji ks. Tomasz Wiosna pracował duszpastersko aż przez 16 lat. Przez pierwsze 8 lat był proboszczem w Okręgu Rostowskim, opiekując się parafiami w Nowoczerkasku, Szachtach i Wołgodońsku.
Przez kolejne 8 lat był proboszczem w Krasnodarze, a jednocześnie - wikariuszem biskupim dla południowych dekanatów rostowskiego, krasnodarskiego i północno-kaukaskiego.
- Wcześniej w Nowoczerkawsku księża dojeżdżali z sąsiednich parafii, a jeśli tam mieszkali, to bardzo krótko. Tomasz był pierwszym i jak do tej pory jedynym księdzem, który tam był długo. On z tamtejszych katolików zrobił wspólnotę - powiedział nam po pogrzebie ks. Michał Mżygłód, obecny proboszcz w Nowoczerkawsku. - W jaki sposób? Po prostu z nimi był: wśród ludzi, u ludzi, jako ksiądz. Przyszedłem tam siedem lat później. Między nim a mną było jeszcze sześciu innych proboszczów. A mimo to ci ludzie ciągle mówią o swoim ojcu Tomaszu - dodaje.
Poniżej - galeria zdjęć