Do tego dnia znałem go tylko z nazwiska, jak niemal każdy śląski ksiądz. Oto dokładnie dziesięć lat temu stanąłem przed nim z dziwnym projektem budującego się już kościoła we Lwowie na potężnym osiedlu Sichów.
Przyjął mnie mimo natłoku zajęć. Spojrzał na projekt, uśmiechnął się szelmowsko i zapytał, czy naprawdę chcę coś takiego budować. Widząc moje zawstydzenie i niekompetencję, powiedział: „Ja to księdzu za darmo przerobię na kościół. Tylko proszę nie budować czegoś takiego, bo będzie ksiądz całe życie żałował”. Wiedział co mówi; wiele czasu spędzał w kościołach na modlitwie. I tak zaczęła się przygoda, jaką niewątpliwie były spotkania z Panem Inżynierem. Jaka szkoda, że tak niewielu księży, którzy wciąż muszą coś budować, zmieniać, przerabiać, ma możliwość konsultować swoje pomysły z kimś takim.
Ten Niemczyk z Wikipedii
W ostatnich latach pracy przywracał czy nadawał sakralny wygląd kilku świątyniom, w tym dwom na Ukrainie. Trzeba wielkiej pokory, by przerabiać czyjś projekt, naprawiać coś, co ktoś inny zepsuł. Dla niego nie miało to znaczenia. Ambicje odkładał na bok. W dokumentach naszej świątyni nie ma jego nazwiska – by ułatwić procedury, prawa autorskie przekazał firmie ze Lwowa.
Jej dyrektor zapytał tylko, czy chodzi o „tego Niemczyka” z Wikipedii – wiadomo: polski Gaudi. I od razu zgodził się na współpracę. Dla pana Stanisława ważne było piękno ukryte w detalu, logika wystroju, przywiązanie do tradycji połączone z wykorzystaniem najnowszych rozwiązań, jeśli tylko nie były celem samym w sobie.
Otrzymał wiele nagród zawodowych i kościelnych, m.in. od Stowarzyszenia Architektów Polskich (1998 r.) i od papieża medal Pro Ecclesia et Pontifice (2000 r.), lecz nie to było dla niego najważniejsze. Był człowiekiem rodzinnym, zawsze się obawiałem, czy jego krótkich chwil wolnego czasu nie zabieram rodzinie – żonie Alince i córkom Ani, Agnieszce i Paulince, osobom, które tak bardzo kochał. Ale taki był jego zawód, a właściwie powołanie i służba. I one, kobiety jego życia, też to rozumiały.
Kochał życie jak mało kto. Potrafił się zachwycać pięknem w każdej postaci. Znosił do domu starocie, dzieło mądrości poprzednich pokoleń. Podziwiał sztukę, odnawiał przydrożne krzyże. Rozkoszował się smakiem grzybowej we własnym wydaniu, a za najpiękniejszy krajobraz na świecie uważał polski Bałtyk. Dla naszej lwowskiej świątyni wymyślił autentyczną cegłę z przełomu XIX i XX w. Niektórzy dziwili się temu. Po co tyle trudu, wielkie koszty, pracochłonne czyszczenie, przecinanie, szukanie właściwej zaprawy, na której nikt już dziś nie pracuje. Jak zawsze wiedział, co robi. „Każda stara cegła jest jak bochen chleba; oryginalna i niepowtarzalna, tak jak ludzie, z których składa się Kościół” – powiedział mi kiedyś.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się