Na Europejskim Kongresie Gospodarczym co roku dominują dwie kwestie. Kryzys Europy i rozwój Polski.
Dyskusja o kryzysach w Europie stała się tradycją Europejskich Kongresów Gospodarczych. Tradycja katowickich kongresów zaczęła się niejako od kryzysu, bo rozpoczęła się wraz z krachem finansowym w 2007 r. Co ciekawe, od tamtego roku, kryzys finansowy w Europie wcale się nie zakończył. Ale za to doszły kolejne. Kryzys imigracyjny, kryzys związany z brexitem, wreszcie najnowszy – kryzys związany z wojnami handlowymi.
Kiedy jednak spytać się w kuluarach gości z Chin czy Indii, okaże się, że nie do końca rozumieją te dyskusje. Przyjechali oni, często nie po raz pierwszy, do kraju szybkiego rozwoju. Przyjechali tu, bo chcą zdobywać kontakty, dzięki którym mogą zarobić. A zarabia się w krajach, które mają przed sobą dobre perspektywy rozwoju.
Na jednym z paneli EKG, w którym dyskutowano o roli Europy w świecie, pojawiła się informacja o ciekawym badaniu. Obywateli kilku państw świata zapytano o perspektywy związane z rewolucją technologiczną, z jaką dzisiaj mamy do czynienia. Najbardziej optymistyczni byli przedstawiciele Chin i Indii, którzy widzieli w tej rewolucji szanse dla swoich narodów. Najbardziej pesymistyczni byli Niemcy i Szwedzi. Co ciekawe, zaraz za Chińczykami i Hindusami, w poziomie optymizmu byli Bułgarzy, którzy reprezentowali nasz region.
I tu nasuwa się bardzo ciekawa konstatacja. Czy kryzys Europy naprawdę nas dotyczy? Nas, czyli Europę Środkowo-Wschodnią. Wielu panelistów EKG podkreśla, że Europa zatraciła swoją przewodnią role w świecie. Ale taka rola nie jest dana raz na zawsze. Trzeba się w końcu ze spadkiem znaczenia pogodzić. Tyle, że ta przewodnia rola dotyczyła Niemców, Anglików, Francuzów, Hiszpanów, Włochów, Holendrów. A nie Polaków, Czechów, Rumunów, Węgrów, Ukraińców, Serbów. Czy spadek znaczenia na świecie ma nas też dotyczyć? W końcu nasz region zaczął dopiero niedawno to znaczenie zyskiwać.
Jeszcze nie wiemy, jakie efekty będzie miał dla naszego regionu tlący się kryzys w Niemczech. Jedne dane pokazują, że sobie poradzimy, inne, że będziemy mieli duży problem. Ale to, że boimy się kichnięcia Trumpa, które u Niemców wywoła katar, ale u nas może wywołać grypę, świadczy o pewnym problemie politycznym, nie ekonomicznym. To była nasza decyzja polityczna, aby tak mocno gospodarczo związać się z Niemcami. Ekonomiści ostrzegają przed zbytnim przywiązaniem się do jednego partnera handlowego. A my eksportowo wręcz przykuliśmy się do Berlina.
Dyskutanci katowickiego kongresu zastanawiają się, dlaczego nie ma europejskiego Huaweia? Ale Chińczycy też musieli zbudować firmę, która jest dzisiaj liderem innowacyjności. Naród ten startował z podobnej pozycji jak Polacy, Ukraińcy czy Czesi. Też musiał wyjść z komunizmu i włączyć się w światowy obieg gospodarczy. Ale nie ma dziś polskiego, czeskiego czy ukraińskiego Huaweia. Dlaczego więc martwimy się, że nie ma europejskiego „czampiona” innowacyjności? Może powinniśmy zacząć myśleć o polsko-czesko-ukraińskim Huaweiu, skoro Chińczykom udało się go zbudować w podobnych do naszych okolicznościach.
Różnice między światowym a europejskim podejściem do rozwoju widać dobrze na Europejskim Kongresie Gospodarczym. Kiedy cały świat rozwija technologie ekologicznego wykorzystania węgla, Europa chce z węgla całkowicie rezygnować. A to właśnie na katowickim kongresie dyskutuje się, jak wykorzystać nasz potencjał węglowy w transformacji technologicznej. Niektórzy mówią, że Europa powinna w ogóle odpuścić sobie wyścig gospodarczy i skupiać się na „zielonych rozwiązaniach”. Być może ludzie ci najchętniej przerobiliby nasz kontynent na taki „zielony” skansen. Pytanie, czy Polska i inne kraje regionu, stać na bycie takim skansenem.