Za chwilę skończy 15 lat, ale doświadczenie w zawodzie aktora ma już bardzo różnorodne. Krzysztofa Durskiego można obecnie zobaczyć na ekranach kin w filmie „Wilkołak”.
Nie marzył o byciu aktorem. W dzieciństwie chciał zostać projektantem klocków Lego, plany zmieniła jednak praca na planie. – W filmie „Szczęście świata” Michała Rosy statystowałem w dwóch scenach. W jednej stałem i machałem polską flagą, a w drugiej przebiegałem z jednego domu do drugiego. Jedną scenę wycięli, a druga została. Na samym początku, jeszcze w trakcie napisów, jedzie samochód i z okna tego samochodu mnie widać przez jedną, może dwie sekundy. Ten moment, kiedy zobaczyłem siebie na ekranie, sprawił, że połknąłem bakcyla – wspomina.
Obozowe dzieci
Krzysztof w bezpośrednim kontakcie robi wrażenie spokojnego i raczej wycofanego. Jednak jako Tomek w spektaklu „Wujek.81. Czarna ballada” wystawianym przez Teatr Śląski stworzył bardzo żywiołową kreację. Bo właśnie na deskach tej sceny rozpoczęła się jego poważna przygoda z aktorstwem. – W teatrze jest najpierw bardzo dużo prób, a potem wychodzi się na scenę i trzeba od razu wszystko zrobić za pierwszym razem. Natomiast w filmie można próbować kilka razy, ale dłużej czeka się na efekt końcowy – ocenia.
Dużym wsparciem w aktorskiej drodze są rodzice. To Katarzyna, mama Krzysztofa, znalazła informacje o castingu do filmu „Wilkołak” w reżyserii Adriana Panka. A potem każdego dnia towarzyszyła mu na planie. – Obawiałam się. Kiedy przeczytałam po raz pierwszy scenariusz, tak mniej więcej w połowie zapomniałam o tym, że tam ma grać mój syn. Opowieść, narracja, pochłonęła mnie zupełnie. Kiedy czytałam go po raz drugi, robiłam to pod kątem tego, że tam będzie grało moje dziecko – mówi. Te obawy związane były przede wszystkim z historią, jaka przedstawiona jest w filmie. Akcja rozgrywa się latem 1945 roku. Opowiada o grupie dzieci, które opuszczają wyzwolony obóz koncentracyjny Gross-Rosen i nie mając się gdzie podziać, chronią się w sierocińcu, w budynku, który kiedyś był pałacem.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się