Pędząc do mety, przypominają sobie, Kto dał im talent i zdrowe nogi do biegania.
Najpierw były pasja i miłość do sportu. Grupa zaprzyjaźnionych biegaczy ze Śląska spotykała się podczas maratonów. Potem przyszła refleksja, że to bieganie jest przecież darem Pana Boga i trzeba Mu tym oddać chwałę. Dziś w koszulkach z hasłem: „Bieg z Chrystusem” ewangelizują zawodników w całym kraju.
Modlitwa na start
Skąd wzięła się ta inicjatywa? – Pewnego dnia przed zawodami mój brat wypełniał formularz zgłoszeniowy – wspomina pochodzący ze Świętochłowic Marek Nawrot. – Jest tam rubryka, w której należy wpisać nazwę klubu sportowego, jaki reprezentuje dany zawodnik. Paweł spontanicznie napisał: „Bieg z Chrystusem”. Odtąd zaczął wpisywać tak za każdym razem. Po pewnym czasie ja i nasz tata podpatrzyliśmy to u niego, spodobało nam się, więc też zaczęliśmy tak pisać. Potem dołączyli nasz trzeci brat, moja żona, bratowa, przyjaciele, znajomi i tak to się rozszerzało.
Na początku ta grupa biegaczy nie była w żaden sposób sformalizowana. Nawet nie mieli swoich koszulek. Ich przynależność do Chrystusa, deklarowana w formularzu, była widoczna dla pozostałych zawodników między innymi w momencie wyświetlania się wyników na stronie internetowej. – Przed startem zbieramy się także na wspólnej modlitwie – opowiada Marek. – Jeśli biegnie z nami jakiś ksiądz, a biega z nami już kilku kapłanów, między innymi nasz trzeci brat Łukasz, to udziela nam błogosławieństwa. Nie afiszujemy się z tym, ale też specjalnie nie kryjemy. Traktujemy modlitwę jako coś zupełnie naturalnego. Niektórzy zawodnicy przed startem rozmawiają przez telefon z kimś bliskim czy wysyłają SMS-y do znajomych z prośbą, by trzymali za nich kciuki. My rozmawiamy z Panem Bogiem.
Zawodnicy pomyśleli, że dobrze byłoby mieć koszulki z własnym hasłem i logo. Powstał projekt i dziś na zawodach w całej Polsce można spotkać biegaczy z napisem na plecach: „Bieg z Chrystusem” i cytatem ze słowa Bożego. – Zdarza się, że podczas biegu ktoś nas zaczepia – przyznaje Marek. – Najczęściej są to pozytywne komunikaty: „Dzięki za to, co robicie!”, „Tak trzymajcie!”. Kiedyś po biegu do mojego ojca podszedł człowiek mieszkający na stałe w Anglii i wzruszony opowiedział swoją historię nawrócenia.
Nie chodzi tylko o samą ewangelizację przez hasło na koszulce, choć zawodnicy „Biegu z Chrystusem” przyznają, że ten aspekt jest dla nich także bardzo ważny. – Forma wyznania, do Kogo należymy, jest przede wszystkim dla nas – tłumaczą. – Uświadamia nam ciągle na nowo, Komu zawdzięczamy to, że możemy biegać, Kto daje nam zdrowie, talenty, hobby. Biegając od maratonu do maratonu, w pogoni za coraz lepszymi wynikami, łatwo wpaść w pychę czy uzależnić się od sportu. Za każdym razem, gdy wkładamy koszulki albo spotykamy się na modlitwie, przypominamy sobie, że biegniemy na chwałę Chrystusa, że On jest Panem całego naszego życia, więc także pasji, porażek i sukcesów.
Run, Paweł, run!
Pan Bóg lubi błogosławić temu, co sprawia człowiekowi radość, daje mu satysfakcję. Pewnego razu ks. Łukasz wystartował w Maratonie Cracovia, choć nie był do niego zbyt dobrze przygotowany. Szybko zrozumiał, że udział w biegu jedynie na fali entuzjazmu był kiepskim pomysłem. Na 35. kilometrze (z ponad 42) całkowicie zabrakło mu sił. Nie był w stanie zrobić kolejnego kroku. Położył się na poboczu trasy twarzą do ziemi i po prostu się modlił. Uwielbiał Boga w tym doświadczeniu, oddawał Mu swoją porażkę i prosił o siły. W tym czasie rodzina i przyjaciele, którzy przybiegli wcześniej na metę, bardzo się już o niego niepokoili. Po 10 minutach ks. Łukasz podniósł się z trawy i potruchtał dalej. Choć wolniej niż inni, ukończył ten maraton. Było to dla niego mocne doświadczenie działania Pana Boga. Wielokrotnie dzielił się nim później podczas kazań czy rozmów z ludźmi.
Paweł jest zawodowym sportowcem, absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego. Z powodu intensywnych treningów nieraz zmagał się z różnorakimi kontuzjami. Jedna z nich przytrafiła mu się przed ważnymi dla niego zawodami. Postanowił wystartować tak czy inaczej. Już podczas rozgrzewki ból kolana zintensyfikował się do tego stopnia, że Paweł pomyślał: „No cóż, ze startu nici”. Zaczął się modlić: „Panie Boże, Ty wiesz, jakie to dla mnie ważne. Jeśli Ty zechcesz, będę mógł pobiec”. Ze zdziwieniem poczuł, że ból odpuszcza. Wystartował i biegł bez większego dyskomfortu 15 km. Dopiero pod koniec ból powoli zaczął wracać. – Mój brat jest profesjonalistą. Ma świadomość, że tego rodzaju ból sam nie przechodzi – zapewnia Marek. – W tym momencie dobrze wiedział, Komu zawdzięcza, że dobiegł do celu.