Śląscy terytorialsi wybrali patrona. To specjalista od działań nieregularnych – Tadeusz Puszczyński. Kim był?
Wsławił się w III powstaniu śląskim. Nieregularne działania żołnierzy, którymi dowodził, zaskoczyły Niemców bardziej niż sam wybuch powstania.
Tadeusz Puszczyński nie był Ślązakiem – pochodził z Piotrkowa Trybunalskiego, był legionistą Piłsudskiego. Już jako 17-latek siedział w rosyjskim więzieniu za udział w organizacjach, które dążyły do niepodległości Polski.
Prędzej ryby wyzdychają
Tadeusz Puszczyński był przekonany, że III powstanie śląskie – jeśli do niego dojdzie – uda się tylko w jednym przypadku. Mianowicie wtedy, gdy Niemcy nie będą mogli szybko dostarczyć sił z głębi swojego państwa, żeby je zdławić. Zaproponował więc: wysadzę mosty hen, daleko, na wrogim terytorium.
Jego plan został przyjęty, choć wielu wątpiło, że jest realny. – Prędzej wszystkie ryby w Odrze wyzdychają, niż Puszczyński wysadzi choć jeden most – komentowali niektórzy oficerowie sztabowi Dowództwa Obrony Plebiscytu.
Przyjął do swojej Grupy Destrukcyjnej ochotników z całej Polski i śląskich górników strzałowych, obeznanych z materiałami wybuchowymi. Ściągnął też z Warszawy starych „bojowców” Polskiej Partii Socjalistycznej, którzy w czasie rewolucji 1905 r. konstruowali i rzucali bomby.
Ci ludzie nie nadawali się już do akcji – ze względu na wiek i „odporność psychiczną osłabioną długoletnią pracą konspiracyjną”, jak to elegancko określiła Zyta Zarzycka w książce „Polskie działania specjalne na Górnym Śląsku 1919–1921”. Byli jednak najlepszymi nauczycielami. Nauczyli żołnierzy Puszczyńskiego zasad konspiracji, tego, jak przygotować sobie drogę odwrotu po wysadzeniu mostu, wreszcie specjalistycznej wiedzy saperskiej. „Jak się robi rtęć piorunującą i do czego się jej używa?”; „Jak należy poznać psucie się piroksyliny i dynamitu?” – brzmiały kolejne lekcje.
Pieniędzy i materiałów wybuchowych dostarczało w tajemnicy Wojsko Polskie, a same szkolenia odbywały się w Sosnowcu.
Mosty w powietrzu
Elementem szkolenia były „ćwiczenia z odwagi”, czyli rzuty puszkami z ekrazytem – materiałem wybuchowym. Tadeusz Puszczyński zawsze w nich uczestniczył.
Na początku marca 1921 r. dołączył do swoich żołnierzy trenujących nad stawem. „Gdy zapaliłem zapalnik trzeciej puszki i skostniałymi rękami rzuciłem ją przed siebie, zdziwiło mnie, że na powierzchni stawu nie mogłem dojrzeć kręgów wodnych, jakie zwykle powstają po wrzuceniu jakiegoś przedmiotu” – wspominał.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się