Mija 74. rocznica Tragedii Górnośląskiej

Sowieci kazali Agnieszce iść sprzątać Gliwice. Wyszła bez bagaży. Zawieźli ją aż nad chińską granicę. Podobnie jak ok. 45 tys. innych Górnoślązaków.

Przemysław Kucharczak Przemysław Kucharczak

|

GOSC.PL

dodane 30.01.2019 12:07
0

– Pamiętam ojca z 17-letnią córką, Niemką z Wrocławia. I ta córka mu w pociągu zmarła. Tako szwarno dziołcha... Tęskniła za mamą, opowiadała nam o niej. Wynieśli jej ciało pod górka i tam zostawili – wspomina.

W Kazachstanie na szczęście już zaczynała się wiosna. W obozie Agnieszka spotkała ludzi z Rybnika, spod Opola, z Gliwic.

Miała szczęście – trafiła do pracy w piekarni. „Muszymy chlyb szykować do naszych chopów!” – powiedziała Marysi, która jeszcze wtedy żyła.

Zeskrobywały więc kawałki ciasta, które wyciekało z foremek, i przemycały na zewnątrz. Mężczyźni byli skrajnie niedożywieni i wyniszczeni ciężką pracą. Chleba dostawali zaledwie 50 gramów dziennie (lub 40 gramów, jeśli nie pracowali).

– Raz na 14 dni mężczyźni dostawali też łyżkę cukru. Był jeden taki starszy pan Wilscher z naszej Wójtowej Wsi, który koniecznie chciał się za ratowanie go tym chlebem odwdzięczyć i przynosił nam swoją łyżkę cukru... Mężczyzn tam bardzo dużo umarło. Kobiet z naszej grupy chyba tylko około 15. Po powrocie do Polski spotykałam w Knurowie jednego z naszych, który wywoził w Kazachstanie furmanką ciała. Pytam, ile ich wywiózł, a on: „Dziołcha, jo nawet nie wiym wiela” – wspomina.

2 / 3
oceń artykuł Pobieranie..