Ks. Henryk Bolczyk był przy górnikach w tragicznych dniach grudnia '81. Kazimierz Kutz uczynił go jednym z głównych bohaterów filmu "Śmierć jak kromka chleba", opowiadającego o krwawej pacyfikacji kopalni.
Wśród zabitych górników był jeden parafianin ks. Bolczyka. Józef Czekalski. - Przyszła do mnie wdowa z dzieckiem. To było niewyobrażalnie realne. I bolesne. Ten człowiek właśnie skończył urlop! Mówili mu: "Nie idź, jest strajk". Ale on był zbyt uczciwy, solidny. Poszedł do roboty i już nie wrócił. A tu wieczorem słyszę w "Dzienniku" o wichrzycielach, którzy podnieśli rękę na władzę ludową. Krew się we mnie gotowała!
Ale miałem już świadomość agonii systemu, gnicia od środka. Czułem to, kiedy szliśmy z pogrzebem tego górnika. Pełno esbeków. A w nich tyle strachu, niepewności. Ci, którzy zastraszają, sami są zastraszeni. Tym razem jednak miarka się przebrała. Po Wujku ’81 wielu rzucało legitymacje partyjne. Zrozumieli, że system jest niereformowalny, nie ma socjalizmu z ludzką twarzą.
Ks. Henryk Bolczyk obecnie jest na emeryturze i mieszka w Carlsbergu - ostatnim miejscu pobytu sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Pracuje w Międzynarodowym Centrum Ewangelizacji Światło-Życie. W tym roku skończył 80 lat. W 2010 roku obronił doktorat z teologii pastoralnej.
Przed rokiem został odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Oficerskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi we wspieraniu przemian demokratycznych w Polsce, za niesienie posługi duszpasterskiej osobom represjonowanym i więzionym w czasie stanu wojennego.
Więcej o kapelanie z "Wujka" w najnowszym numerze katowickiego "Gościa Niedzielnego".