Pracowity naukowiec i gorliwy kapłan. Tak o zmarłym 30 lipca księdzu mówią jego znajomi i przyjaciele.
Urodził się 21 lutego 1949 roku w Bronowie k. Bielska-Białej. Do liceum w Czechowicach-Dziedzicach uczęszczał razem z kard. Kazimierzem Nyczem. Chodzili nawet do tej samej klasy. – Zapamiętałem go jako człowieka niezwykle aktywnego i ambitnego. Już wtedy interesował się historią – tak o śp. ks. prof. Józefie Krętoszu mówi kard. Kazimierz Nycz.
Człowiek dialogu
Studia teologiczne ukończył w WŚSD w Krakowie. Często odwiedzał archiwa i biblioteki. – Rozwijał swoje historyczne zainteresowania, a Kraków dawał ku temu duże możliwości – dodaje metropolita warszawski.
Tytuły naukowe zdobywał kolejno na uczelniach w Krakowie i Lublinie. Doktorat z historii Kościoła zrobił na KUL-u, u wybitnego profesora ks. Bolesława Kumora.
Potem sam prowadził wykłady z historii Kościoła w afiliowanym do PAT Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie oraz w zamiejscowym Studium Teologicznym KUL w Katowicach. 1 września 2001 roku został profesorem nadzwyczajnym na Wydziale Teologicznym UŚ w Katowicach. Był też kierownikiem Zakładu Teologii Pastoralnej i Dziejów Duszpasterstwa.
Jego życie nie ograniczało się jednak do nauki. Był też gorliwym duszpasterzem. Przez długie lata rezydował w parafii św. Józefa w Katowicach-Załężu. – Miałem okazję obserwować to jego kapłańskie i naukowe życie. Gdybym miał go scharakteryzować w dwóch zdaniach, to powiedziałbym, że był przede wszystkim kapłanem dialogu. Ten dialog wyrażał się przede wszystkim w jego powołaniu. Bo to Pan powołuje, a człowiek odpowiada. A śp. ks. Józef odpowiadał Chrystusowi na wielu płaszczyznach: powołania kapłańskiego, naukowego i profesorskiego. Ale także ludzkiego. Był bardzo życzliwy, chętny do pomocy. Troszczył się też o biednych – mówi ks. prof. Władysław Basista.
Tylko krzyżyk
Niestety, długa i uciążliwa choroba uniemożliwiała mu dalszą działalność naukową i dydaktyczną. – Kiedy przeszedł na rentę i zamieszkał w Domu św. Józefa w Katowicach, często się spotykaliśmy. Dużo też rozmawialiśmy. Znaliśmy się z seminarium. Potem połączyły nas studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Ja studiowałem Pismo Święte, a on historię – wspomina zmarłego kapłana ks. prof. Józef Kozyra. – Starałem się mu towarzyszyć do końca. Pomagałem, gdy choroba postępowała i nie mógł już chodzić. Zabierałem go wtedy na wózku do mojego mieszkania. Czasem też obwoziłem po parku za domem – opowiada kapłan. – Gorzej było, kiedy przestał mówić. I nie było już z nim kontaktu. Wtedy wchodziłem jedynie do jego pokoju. Mówiłem do niego, nie wiedząc, czy mnie słyszy. Modliłem się i robiłem znak krzyża – dodaje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się