Co dobrego może wydarzyć się na ulicy? Na ulicy może powstać wspólnota. Wspólnota, w której siedzibie firanki wieszał… obecny arcybiskup.
To abp Wiktor Skworc „wychodził” nam to miejsce – uśmiecha się Krzysztof Derewecki, animator Wspólnoty Dobrego Pasterza w Katowicach, posługujący w punkcie misyjnym przy ul. Opolskiej 9. – Wtedy był on kanclerzem kurii. Zanim dostaliśmy klucze, razem z biskupem pomocniczym Januszem Zimniakiem (dziś biskupem seniorem diecezji bielsko-żywieckiej) wieszał nam firanki.
Heroina i koszmarne rany
Ćwierć wieku. Tak długo działa ta niezwykła grupa posługująca m.in. osobom ubogim, uzależnionym czy młodym, którzy nieco pogubili się w swoim życiu. – Nasza wspólnota narodziła się na ulicy. I dla mnie to jest cud. Bo co dobrego może zdarzyć się na ulicy? – pyta Wiola Iwanicka-Richter, od lat zaangażowana w Dobrym Pasterzu i prowadząca razem z mężem Markiem klub Wysoki Zamek. To knajpa na katowickim Załężu, gdzie nie kupisz ani alkoholu, ani papierosów.
W tym „zamku” swoje miejsce ma i Jezus. Znaleźć Go można w posługujących i przychodzących tu ludziach oraz w maleńkiej kaplicy zorganizowanej na piętrze budynku. To tam, przed Chrystusem obecnym w białym Chlebie, omadlane jest wszystko. Wspólnotę Dobrego Pasterza założył ojciec Ryszard Sierański, oblat Maryi Niepokalanej. Już w latach 80. ubiegłego wieku od swoich przełożonych otrzymał on zgodę, by o Jezusie mówić bezdomnym i narkomanom okupującym okolice katowickiego dworca. – Centrum miasta, dworzec, okolice Supersamu – to były miejsca, gdzie handlowało się narkotykami – wspomina Krzysztof, który do wspólnoty, jako pomoc medyczna, trafił w połowie lat 90. – Ludzie biorący heroinę mieli koszmarne rany – wspomina. – Miesiąc temu pożegnaliśmy naszego przyjaciela Piotrusia, który żył z nami kilkanaście lat – opowiada. – Poznałem go jeszcze jako heroinistę, mieszkającego na ulicach Katowic. Chłopak nie skończył żadnego ośrodka, bo ze wszystkich albo uciekł, albo wyleciał. Jedyna masowa ucieczka z oddziału detoksykacyjnego w Rybniku była zorganizowana właśnie przez niego. Piotruś wyleciał z ostatniego ośrodka, szedł autostradą i miał poważne pomysły, żeby skoczyć pod któregoś tira i tak rozwiązać problem swojego życia. I wtedy, nie wiedząc dlaczego, powiedział: „Panie Jezu, jeżeli istniejesz i jeśli jesteś taki, jak o Tobie mówią, to zrób coś z moim życiem. Ja sam już nic nie mogę”. Od tego czasu ani razu nie wziął żadnego narkotyku. Przeżył ponad 15 lat trzeźwego życia.
Zupa w Kato
Asystentem kościelnym wspólnoty jest oblat o. Sławomir Stawicki. Co tydzień w czwartek spotkać go można na katowickim śródmieściu. Razem z innymi członkami wspólnoty i wolontariuszami, w sutannie, rozdaje wtedy zupę bezdomnym.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się