Bóg przyszedł do mnie przez Dagmarę. Kogo posyła tobie?
Mówili: „Zaciśnij zęby i idź”; „Nie narzekaj, inni mają gorzej”; „Przecież masz kochających rodziców i niezły start w życiu”. Dlaczego pomimo tego, że wszystko wydawało się być OK, w środku czułem, że nic nie gra, że jestem sam? Dręczyła mnie myśl, że inni przecież jakoś sobie radzą. „To tylko ja mam problem i tylko mnie nie wychodzi?!”. Wmówiono mi, że od ludzi wierzących Bóg wymaga więcej. Wierzący w Boga ma obowiązek być przykładnym i nieomylnym. Pytałem, czy Bóg naprawdę mnie kocha. Pojawił się potężny kryzys, ciemność, grzech, błoto, skończyły się relacje. To były dni, tygodnie, miesiące na rozstaju dróg. W takich chwilach wszystko przygniatało. I widok radosnych ludzi, i tych, którym się nie udało. I ciągłe pytania o to, jak się czuję, i brak tych pytań. Zwykłe obowiązki stały się górą nie do pokonania. To było chyba coś bliskiego depresji.
Chciałem wrócić i kontrolować wszystko, tak jak wcześniej, ale już się nie dało. W momencie, kiedy nie rozumiałem, dlaczego wszystko się wali, przyszedł miłosierny Bóg. Najpierw musiałem doświadczyć upokorzenia. Rozpaczliwie szukałem relacji, które zaspokajały mnie tylko na chwilę. Tworzyłem je z ludźmi, którzy mnie nie rozumieli i jeszcze bardziej ranili. Wszedłem w grzech. Wiedziałem, że to się Bogu nie podoba. Miałem ogromne wyrzuty sumienia. Poczucie winy. Jednak nie mogłem oszukać serca. Racjonalne argumenty już nie działały. Bóg był strasznie daleko. Wydawał się nieobecny, zimny, nieczuły. Choć spotkałem Go w swoim życiu, nie czułem się przez Niego kochany osobiście i wyjątkowo. Największa ciemność przyszła w momencie, gdy licząc na osoby, które wydawały mi się bliskie, zrozumiałem, że jestem sam. Nie miałem nikogo. Zawsze dawałem siebie innym, ciągle byłem „dla”. Kiedy sam potrzebowałem wsparcia, odpowiedziała mi pustka… Dopiero Dagmara zmieniła wszystko. Ona pierwsza dostrzegła, że dzieje się coś złego. Zapytała, była przy mnie. Umiałem się przed nią otworzyć i wygadać. Nie oceniała mnie. Poświęciła swój czas. Wiem, że kosztem czegoś innego, kosztem czasu dla swoich bliskich, ale poczułem się dla niej wyjątkowy i kochany. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że i ja mogę tak kochać. Kogoś bardziej, kogoś mniej, i nie muszę się z tej miłości lub jej braku tłumaczyć. Zacząłem czuć się wyjątkowy w oczach Boga. Dostrzegłem swoje zalety, które Dagmara przede mną odkryła. Zdobyłem się na odwagę spowiedzi generalnej i znalazłem spowiednika.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się