Powstał film o śląskim księdzu, któremu w czasie rzezi wołyńskiej bojowniczka UPA wyrwała serce. W zdjęciach w Radzionkowie i Chorzowie wzięło udział ponad 40 aktorów i statystów.
W filmie sceny ze Wschodu zostały nakręcone w skansenie w Chorzowie, wśród słomianych strzech i w drewnianym kościółku. W roli dorosłego Ludwika wystąpił już inny aktor: Bartłomiej Ziaja, student politologii rodem z diecezji tarnowskiej. Teraz studiuje w Krakowie, wcześniej uczył się w Katowicach. – Jest moim byłym studentem, to człowiek wierzący. Często nas pytano: „Gdzie wy znaleźliście aktora tak podobnego do ojca Ludwika?” – mówi Maciej Marmola, który wraz z Kamilem Niesłonym napisał scenariusz i wyreżyserował film.
Z misją na Wschód
W 1939 r. Okopy zajęli Sowieci. W 1941 r. zastąpili ich Niemcy. Ci ostatni dwa razy chcieli spalić wieś, którą podejrzewali o sprzyjanie partyzantom. – Jako Ślązak Ludwik dobrze znał niemiecki, więc z Niemcami pertraktował i w obu przypadkach ocalił wieś – mówi ks. Kieras.
Mimo dramatu, jaki przyniosła wojna, ojciec Ludwik dostrzegł wielką okazję do... ewangelizacji. Wiosną 1942 r. ruszył z wyprawą misyjną na Wschód – na tereny, które przez 20 lat leżały w Związku Sowieckim i były poddane strasznej ateizacji. Dotarł do Żytomierza i aż po Kijów. Szedł przez dwa miesiące.
– Po drodze ujek chrzcił, zaopatrywał na śmierć. Kilkuset ludzi przygotował do Pierwszej Komunii Świętej i udzielał jej. Był w tej wyprawie w stronę Kijowa jak święty Jacek – mówi jego siostrzeniec. – Mieszkańcy Okopów po wojnie osiedlili się w różnych regionach Polski, m.in. na Warmii i Mazurach, a także w Katowicach. Rozmawiałem z jednym panem, który szedł z ujkiem na tej wyprawie jako ministrant – dodaje.
Bilans tej wyprawy misyjnej to kilka tysięcy ochrzczonych, zaopatrzenie 500 chorych, mnóstwo nawróceń. Katolicy zza wschodniej części przedwojennej granicy schodzili się też do kościoła w Okopach. W czasie odpustu 24 czerwca 1943 r. sześć tysięcy osób, przede wszystkim ze Wschodu, przyjęło tam sakrament bierzmowania.
– Ojciec Ludwik dotarł tam, gdzie my teraz pracujemy, gdzie po 60 latach przyszli misjonarze oblaci i założyli 18 parafii. Jego krew stała się nasieniem dla wielu innych chrześcijan – komentuje w filmie o. dr Paweł Wyszkowski, superior Delegatury Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów na Ukrainie i w Rosji.
Żyd organistą
Ojciec Ludwik leczył okolicznych mieszkańców. – W promieniu 20 km nie było lekarza, a on znał się na ziołach i na maściach. Leczył ludzi chorych na czerwonkę, na tyfus, cierpiących na różne bóle – mówi ks. Ludwik Kieras.
Jeden z jego dawnych parafian opisywał to tak: „Ksiądz Wrodarczyk to był bardzo dobry, nadzwyczajny człowiek. On przyjmował wszystkich ludzi. Nie robił różnicy, że ten Polak, tamten Ukrainiec. Wszystkich traktował jednakowo. Zawsze mówił: »Jest jeden Bóg dla wszystkich ludzi i musimy wszyscy żyć zgodnie«. Zachorował chłopiec jednego Ukraińca. O. Wrodarczyk poszedł pięć kilometrów, żeby go tam na miejscu odwiedzić i leczyć. Szedł te pięć kilometrów pieszo”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się