– Razem z żoną trafiliśmy tam dzięki moim rodzicom. Ich małżeństwo zaczęło się sypać. Zaczęli mówić o rozwodzie. Dali sobie ostatnią szansę. Wstąpili do Ruchu Equipes Notre Dame (END). To był przełom – mówi Michał Bienek z Rybnika.
W Ruchu razem z żoną Danusią są już prawie 10 lat. – Pamiętam, jak po ślubie natrafiłem na dane statystyczne, z których wyczytałem, że w niektórych miejscowościach w Polsce aż 50 proc. par się rozwodzi. Pobiegłem z tym od razu do niej i powiedziałem: Słuchaj, wiesz, że mamy 50 proc. szans na to, że się nie rozejdziemy? Popatrz, ja jestem zwykłym mężczyzną, ty zwykłą kobietą. To my jesteśmy w tej średniej statystycznej. Musimy coś z tym zrobić. Zgodnie stwierdziliśmy, że musimy się gdzieś zaangażować – opowiada Michał.
Skąd oni to mają?
Początki obecności Ruchu w Polsce sięgają mniej więcej 2000 roku. Na Śląsku jedną z pierwszych par, które do niego trafiły, byli Bernadeta i Piotr Dylowie z Rybnika. Jak do tego doszło? W 12. roku małżeństwa pojechali na tzw. wakacje z Bogiem. W praktyce były to rekolekcje oazowe. – Po trzech dniach chciałem stamtąd uciec, bo było tam za dużo „rzykania”. Godom żonie: „To nie jest miejsce dla mnie” – wspomina ze śmiechem Piotr. Na szczęście jakoś przetrwał. Wytrzymał. – Na tych rekolekcjach poznaliśmy jedną parę małżeńską, która była inna niż wszystkie. Wyjątkowa. Zainspirowała nas do poszukiwania w naszym małżeństwie tego „czegoś”.
Wtedy nie umieliśmy tego jeszcze zdefiniować. I wciąż pytaliśmy siebie: czemu oni tacy są? Skąd oni to mają? Fascynował nas ich sposób odnoszenia się do siebie – wspomina Bernadeta. Wkrótce i oni zaangażowali się Domowy Kościół. – Jeździliśmy na rekolekcje oazowe, prowadziliśmy turnusy, m.in. w diecezjach częstochowskiej, drohiczyńskiej. Ale podświadomie ciągle za tym „czymś” tęskniliśmy – wyjaśnia dalej Bernadeta. Gdy w 1999 r. w ręce jej męża wpadła książka „Ekipy Notre Dame. Pedagogika i mistyka”, w ich małżeństwie nastąpił jakiś przełom. – Mówię do żony: „To jest to. Myśmy tego szukali”– opowiada z błyskiem w oku Piotr. W ten sposób powstała jedna z pierwszych ekip na Śląsku. Druga mniej więcej w tym samym czasie narodziła się w Żorach. W END małżonkowie uczą się budowania jedności i duchowości małżeńskiej. – To jest wiedza i umiejętność uświęcenia siebie w małżeństwie i poza małżeństwem. Życie w małżeństwie polega na miłości Boga i bliźniego. A przecież pierwszym moim bliźnim jest żona. Jak mam ją miłować? Rozumem powinienem rozeznać, co jest dla niej dobre, i aktem woli to wypełniać – przekonuje Piotr. – To są lata długiej, wzajemnej współpracy – dopowiada Bernadeta, spoglądając z uśmiechem na męża.
Miłość bez blichtru
– Ja przez wiele lat nie umiałam zrozumieć, na czym polega ta duchowość małżeńska – mówi Maria, ich córka. Razem z Krzysztofem są małżeństwem od 11 lat. Mają troje dzieci. – Tu nie chodzi o jakąś ucieczkę od świata, ale o świadome przeżywanie swojej codzienności. Tej małżeńskiej, rodzinnej. Ile radości naszym dzieciom daje na przykład wspólna modlitwa. Zgłaszają się do niej bardzo chętnie, podając intencje. To takie naturalne – dodaje. Także ich zachwycili kiedyś małżonkowie należący do END.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się