30 listów z Wehrmachtu, napisanych po śląsku do rodziców przez 20-letniego żołnierza, znalazł pasjonat z Rybnika, który odnawiał stary mebel. Okazało się, że autor tych listów żyje.
To mój tata
Adam Pietryga oderwał się od tej pasjonującej lektury z myślą, że być może w Mszanie żyją dzieci autora. – Mój dziadek zginął w 1939 r., rozstrzelany przez Niemców w Radzionkowie. Pomyślałem, że gdyby ktoś mi dał listy dziadka, zrobiłby mi wielką przyjemność. Postanowiłem więc odszukać krewnych Józefa Kanafka – wspomina.
Poszukiwania trwały długo, bo rodzina Kanafków nie mieszkała już pod adresem z czasów wojny. Po wielu miesiącach, dzięki pomocy Ośrodka Kultury z Mszany, Adam zdobył trzy telefony. – Pod dwoma pierwszymi numerami nikt nic nie wiedział. Wykręcam trzeci numer telefonu i znowu słyszę: „Ni, to nas raczej nie dotyczy... Ale poczekej pan, bo mąż przyszedł”. Opowiadam od początku o panu Józefie i nagle słyszę w słuchawce: „To jest mój tata”.
Adam Pietryga powiedział, że chce przekazać listy synowi pana Józefa. Na to usłyszał w słuchawce: „Ale tata żyje!”.
Zaskoczony pan Adam pojechał do Mszany. Józef Kanafek, wysoki, szczupły mężczyzna, okazał się otwarty i sympatyczny. – Pan Józef mnie pyta: „Coś to przyniós, synek?”. Ja na to: „Przyniósżech listy, coście pisali bez wojna”. Pan Józef je bierze, czyta i płacze – wspomina Adam Pietryga.
Na koniec pan Józef skomentował: „Synek, jako tyś mi niespodzianka zrobił przed śmiercią!”. – My przy tym stole wszyscy płakali – wspomina pan Adam.
Bomby i grzyby
Listy, napisane przez młodego Józefa, zaczynają się od pozdrowień imieniem Jezus. Wzruszające jest, jak chłopak prosi mamę i tatę, żeby mu nie przysyłali więcej paczek, ale sami sobie kupili coś do jedzenia. Argumentuje, że paczki mogą nie dojść, bo koleje są już „sczaskane” przez naloty. Przekonuje, że on ma w wojsku aż za dużo kiełbasy i słoniny. „Dziśo my dostali taki obiot że go nieszło zjeści na roz i pudink. (...) Jo nie wiym czego śe chycić” – twierdzi.
W zapale uspokajania rodziców chyba jednak przesadził, bo nie uwierzyli. W następnym liście chłopak przekomarzał się z nimi: „Piszecie mie rze jo was cygania że jo tu niedostoł masła krynci śpyrki. (...) Abo mi tam wieżycie abo ni to mie to jest jedno bo gdo nie wieży nie będzie zbawiony. Tak wom nie mam co pisaci”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się