Nowy numer 23/2023 Archiwum

Trzy lata ze zbrodniarzem

Piotr Bura przeprowadził się do Bytomia w dniu pogrzebu Stalina, 9 marca 1953 roku – wtedy, gdy Katowice przemianowano na Stalinogród. Wkrótce pani w szkole zapytała go, gdzie się urodził.

Od razu jej odpowiedziałem, że w Stalinogrodzie, ponieważ już wiedziałem, że miasto zmieniło nazwę. Gdy to usłyszała, spojrzała na mnie i powiedziała: „Ty biedoku, coś ty musiał się wycierpieć w tym Stalingradzie!”. I zaczęła mnie do siebie tulić – wspomina P. Bura. Jego opowieść trafiła na wystawę „Kiedy Katowice były Stalinogrodem... 1953–1956”.

Śmiech z kata

Ta wystawa powstała dzięki akcji „Byłem mieszkańcem miasta Stalina”. Prawie 60 osób podzieliło się z historykami wspomnieniami, zdjęciami i innymi pamiątkami związanymi ze Stalinogrodem. Tę niechlubną nazwę Katowice otrzymały wskutek decyzji komunistycznych władz. Formalny wniosek w tej sprawie przedstawił w Sejmie znakomity pisarz Gustaw Morcinek, grzebiąc w ten sposób swoje dobre imię wśród Ślązaków.

Katowiczanie próbowali jednak tę przykrą sytuację oswoić śmiechem. I to pomimo ryzyka, bo za opowiadanie „politycznych” kawałów można było trafić do więzienia, jeśli wśród słuchaczy znalazł się kapuś.

– Ludzie, którzy do nas się zgłosili, opowiadali popularny wtedy dowcip o tym, dlaczego na miasto Stalina wybrano akurat Katowice. Odpowiedź brzmi: „Bo to jedyne miasto, które ma w przedrostku słowo »kat«” – mówi Aleksandra Korol-Chudy, jeden z kuratorów wystawy.

Przypomina też inną ówczesną anegdotę. – Ponoć innym kandydatem do nazwy Stalinogród była Częstochowa. Ktoś z władz przytomnie jednak zauważył: „Ale jak to, do kogo teraz będą się modlić Polacy? Do Matki Boskiej Stalinogrodzkiej?” – opowiada.

Trzy nastolatki

Większość wspomnień katowiczan wiąże się z opryskliwymi odpowiedziami kasjerów czy konduktorów na prośbę o bilet do Katowic. Jedna z pań mówiła, że na dworcu kolejowym w Krakowie, na prośbę o bilet do Katowic, kasjerka z wielką pewnością siebie odpowiedziała, że to miasto już nie istnieje. „Byłyśmy z siostrą przerażone, co mogło się stać z Katowicami... Dopiero po kilku chwilach uświadomiłyśmy sobie, że należało powiedzieć: »Poproszę bilet do Stalinogrodu«” – czytamy na wystawie.

Na protest przeciw zmianie nazwy odważyły się w 1953 r. tylko trzy licealistki – przyjaciółki Natalia Piekarska, Zofia Klimonda i Barbara Galas. Nie pogodziły się z tym, że ich ukochane Katowice noszą imię komunistycznego zbrodniarza. Wymykały się z domów nad ranem, żeby pisać białą farbą na murach „Precz ze Stalinogrodem!” i „Komuna to zaraza”. Rozrzucały też ulotki o tej treści. W ręce Urzędu Bezpieczeństwa wpadły po przeszło tygodniu. Przeszły straszne śledztwo, były bite. Niepokorna 16-letnia Natalia spędziła wtedy dobę w karcerze ze szczurami, w śmierdzącej wodzie do kolan. Ubek o nazwisku Serkowski uderzył ją kiedyś w twarz zrolowanymi skryptami do nauki angielskiego, które bezpieka znalazła w jej pokoju. „My ci wybijemy te angielskie!” – powiedział dziewczynie.

Natalia i Barbara w 2004 r. doczekały uhonorowania przez miasto Katowice, Zofia zmarła nieco wcześniej. Ich odważny protest został teraz opisany na tej wystawie. Jest tam też zdjęcie młodej Natalii Piekarskiej-Ponety – patrzy z niego jasnowłosa nastolatka z warkoczykami. Wystawę zorganizowały katowicki IPN oraz Katowice Miasto Ogrodów – Instytucja Kultury im. Krystyny Bochenek przy współpracy Muzeum Historii Katowic. Można ją oglądać do 4 lutego w Galerii Miasta Ogrodów na drugim piętrze Centrum Kultury im. K. Bochenek przy pl. Sejmu Śląskiego 2, czyli w popularnym „Dezember Palast”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast