Tylko o Bielszowicach, dzielnicy Rudy Śląskiej, mówił „dom”. Wrócił z emigracji w Niemczech, by umrzeć wśród swoich.
Zawsze podkreślał, że chce spocząć na cmentarzu obok mamy i brata. – W październiku tego roku bardzo podupadł na zdrowiu. Większość dnia spędzał w swoim ulubionym fotelu. Niewiele mówił, ale w jego oczach dalej widać było ogromną miłość i troskę. Odszedł spokojnie, w swoim domu – wspomina Małgorzata Czeleń, bratanica ks. Ernesta Müllera. – Zostały po nim bogata biblioteczka i płytoteka – od Bacha do Starego Dobrego Małżeństwa – dodaje. – Był oczytany, bardzo starannie przygotowywał homilie. Chętnie służył radą wszystkim potrzebującym i wiele czasu spędzał w konfesjonale – wspomina ks. prał. Stanisław Puchała, który ks. Müllera poznał jako wikary w parafii Świętego Krzyża w Siemianowicach Śląskich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.