Nowy numer 23/2023 Archiwum

Mosty między sercami

Tylko o Bielszowicach, dzielnicy Rudy Śląskiej, mówił „dom”. Wrócił z emigracji w Niemczech, by umrzeć wśród swoich.

Zawsze podkreślał, że chce spocząć na cmentarzu obok mamy i brata. – W październiku tego roku bardzo podupadł na zdrowiu. Większość dnia spędzał w swoim ulubionym fotelu. Niewiele mówił, ale w jego oczach dalej widać było ogromną miłość i troskę. Odszedł spokojnie, w swoim domu – wspomina Małgorzata Czeleń, bratanica ks. Ernesta Müllera. – Zostały po nim bogata biblioteczka i płytoteka – od Bacha do Starego Dobrego Małżeństwa – dodaje. – Był oczytany, bardzo starannie przygotowywał homilie. Chętnie służył radą wszystkim potrzebującym i wiele czasu spędzał w konfesjonale – wspomina ks. prał. Stanisław Puchała, który ks. Müllera poznał jako wikary w parafii Świętego Krzyża w Siemianowicach Śląskich.

– Jego pierwsze lata kapłaństwa to czas tworzenia się ruchu oazowego. Stał mu się bliski. Świetnie rozumiał się z młodymi, oni do niego lgnęli. Imponował erudycją i znajomością teologii. Ksiądz Ernest znał ks. Franciszka Blachnickiego i utrzymywał z nim kontakt. Jego intensywna działalność duszpasterska nie umknęła uwadze PRL- owskich służb. W 1975 roku ks. Müller został administratorem w parafii Świętych Apostołów Jakuba i Filipa w Żorach. – Efektem jego intensywnej pracy duszpasterskiej było ożywienie wiary wśród parafian. Powstały nowe grupy, ludzie byli zachwyceni – wspomina ks. Puchała. – Niestety, jak nakazywało ówczesne prawo, po roku trzeba było zwrócić się do Wydziału ds. Wyznań o zgodę, by dany ksiądz mógł objąć funkcję proboszcza. Ks. Müller nie był lubiany przez komunistyczne władze, więc odpowiedź była odmowna – precyzuje. – Wtedy postanowiły wejść do akcji służby bezpieczeństwa. Zaczęły podburzać mieszkańców, mącić. Padło podejrzenie, że to sam ks. Ernest Müller stara się wywrzeć naciski w swojej sprawie. Ten zamęt doprowadził do opuszczenia przez niego parafii w Żorach. To nie oznaczało, że służby bezpieczeństwa przestały się nim interesować. Próbowano go wykorzystać przeciwko bp. Bednorzowi. Jednak ks. Ernest nie ulegał tym naciskom – podkreśla ks. Puchała. Efektem działalności UB i SB był także wypadek, któremu uległ kapłan. Podpiłowano mu drążki w kierownicy. Cudem skończyło się tylko na licznych złamaniach. – Pewnie dlatego, kiedy wyjechał do Niemiec do rodziny, po przemyśleniu wszystkich wydarzeń postanowił nie wracać – mówi ks. Puchała.

W nowym środowisku ks. Ernest starał się jak najlepiej odnaleźć. Intensywnie uczył się języka, poznawał zwyczaje i praktyki Kościoła w Niemczech. Początkowo pełnił posługę rektora parafii Fröndenberg przez 4 lata, a potem przez 30 lat był proboszczem parafii św. Jana Chrzciciela w Warstein Allagen. I znowu zasługą ks. Müllera stało się ożywienie parafii. – Organizował pomoc m.in. dla krajów Trzeciego Świata. Natomiast w czasie stanu wojennego zbierał adresy ludzi, którym było szczególnie trudno, i przekazywał je swoim parafianom. I tak pomoc zamieniła się w mosty pomiędzy sercami. Z czasem te rodziny się zaprzyjażniły. To był taki prototyp pomysłu Rodzina Rodzinie, wykorzystany w ostatnim czasie przez Caritas w związku z sytuacją w Syrii – mówi ks. Puchała.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast