Fascynujące materiały znaleziono w iglicy kościoła św. Jerzego w Rydułtowach. Najstarsze mają 121 lat.
A wszystko dzięki orkanowi Grzegorz. Uderzył on w Śląsk 29 października z prędkością 110 kilometrów na godzinę. Zrywał dachy, przewracał drzewa.
Z wyciem wpadł i do Rydułtów koło Rybnika. Na pięknej, strzelistej wieży kościoła św. Jerzego, który stoi przy rynku, przekrzywił wysoki na blisko 4 metry krzyż.
Choć nadchodziła uroczystość Wszystkich Świętych, cóż było robić: zamknięto główne wejście do kościoła i dużą część placu kościelnego. – Było zagrożenie, że ten krzyż spadnie – wyjaśnia ks. Marek Gwioździk, proboszcz.
Dwa dni po Wszystkich Świętych do Rydułtów dotarła specjalistyczna zwyżka z ramieniem, które było w stanie dosięgnąć szczytu wysokiej na 57 metrów wieży. Fachowcy w trzy godziny zdemontowali krzyż. W iglicy wieży przy okazji znaleźli coś bardzo intrygującego: szczelnie zalutowaną tubę. Było jasne, że to kapsuła czasu.
Biskup Berlina otruty?
Ksiądz Gwioździk porozumiał się z Archiwum Archidiecezjalnym w Katowicach. Ustalił z jego dyrektor, dr hab. Haliną Dudałą, że razem otworzą kapsułę w pracowni konserwacji Archiwum Państwowego w Katowicach.
Dlaczego tam? Bo po tylu latach na papierach w kapsule mogły rozwinąć się szkodliwe dla zdrowia grzyby. Archiwiści wiedzą, jak z takimi dokumentami się obchodzić. Ta pracownia jest też wyposażona w specjalną komorę dezynfekcyjną do odgrzybiania papieru.
21 listopada kapsuła została więc rozcięta. Archiwiści i ks. Gwioździk znaleźli w środku materiały z trzech okresów: sprzed 121 lat, sprzed 82 lat i sprzed 72 lat. – Najstarsze były w takiej szklanej, zalakowanej „krauzie”. Kolejne pochodziły z czasów remontów w latach 1935 i 1945 – zdradza proboszcz.
W 1935 r. ówczesny proboszcz dołożył do kapsuły czasu m.in. gazetę o oryginalnej nazwie „Siedem groszy”. Żeby było śmieszniej, z napisu przy winiecie gazety wynika, że kosztowała... 8 groszy. Cóż, pewnie inflacja... – Widzi pan, że tutaj pojawił się nam po raz pierwszy kolor? Na pierwszej stronie jest tu taki sensacyjny, czerwony nagłówek: „Biskup Berlina otruty?”. Czyli widzimy, że gazety podobne do dzisiejszych tabloidów były już ponad 80 lat temu. Też operowały sensacyjnymi, choć nie do końca sprawdzonymi wiadomościami – śmieje się ks. Gwioździk.
Langrzik umar w maju
Okazją do uzupełnienia kapsuły była zmiana poszycia na wieży w lipcu 1935 roku. „Wieża dawniej pokryta łupkiem została obita blachą przez firmę Albert Langrzik Rydułtowy w bieżącym miesiącu” – zapisał na jednym z dokumentów odnalezionych w tubie mistrz blacharski, właściciel firmy.
Jak wynika z tego tekstu, Albert Langrzik urodził się 30 marca 1870 r. w Żorach, a w 1935 r., jak się dowiadujemy, „osobiście kieruje pokryciem dachu”. Bezpośrednio na wieży pracowali Alfons Langrzik, urodzony w 1905 r. w Rydułtowach, Jorgen Gerhard i Jan Tront.
Ten dokument został uzupełniony ciekawym dopiskiem w 1945 roku, gdy ponownie otwarto kapsułę. Komuś widać przypomniało się wtedy, że przed 10 laty zapomniano w tym piśmie wymienić jeszcze jednego rzemieślnika pracującego na wieży. Ktoś uwiecznił więc jego imię, dopisując ołówkiem pod spodem: „Langrzik Wojciech umar w maju 1944 roku”.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się