Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Taka piękna śmierć

Kolejne stacjonarne hospicjum powstaje na terenie metropolii – w Sosnowcu.

Pierwszych pacjentów Hospicyjne Centrum Opiekuńcze przyjmie jeszcze w tym roku. W rozbudowanym budynku dawnej szkoły w Sosnowcu-Porąbce znajdzie się 25 łóżek i dodatkowo 25 miejsc przeznaczonych do dziennego pobytu pacjentów.

W ten sposób Hospicjum Sosnowieckie im. św. Tomasza Apostoła rozwinie swoją działalność. Do tej pory opiekowało się chorymi w ich domach. A powstało dokładnie 20 lat temu w... parafii św. Tomasza w Sosnowcu, z inicjatywy ks. Jana Szkoca.

Medycy i ksiądz

Jest co wspominać. – Nawet niektórzy medycy mówią: „Pani Gosiu, ale pani ma smutną pracę”. A to nieprawda! Ogromną satysfakcję daje to, że człowiek w najtrudniejszym okresie życia, czyli u jego schyłku, może spokojnie odejść! – mówi z pasją Małgorzata Baran, pielęgniarka koordynująca.

To hospicjum opiekowało się m.in. samotną matką, która weszła w ostatnią fazę choroby nowotworowej, gdy jej córka kończyła podstawówkę. – Proszę sobie wyobrazić, że doczekała matury swojego dziecka. Zmarła, kiedy córka była już na studiach – wspomina Małgorzata Baran.

Zastrzega, że rolą hospicjum nie jest przedłużanie życia pacjenta, ale poprawa komfortu ostatniego jego etapu. Chodzi o łagodzenie objawów, duszności, bólu. – Jeśli te objawy złagodzimy u pacjenta, który widzi przed sobą cel, to czasem okazuje się, że życie chorego też się wydłuża – wyjaśnia.

Przed trzema miesiącami zdawało się, że 80-letnia pani Franciszka już umiera. Zgodziła się wtedy na wizytę księdza kapelana, co wcześniej odrzucała. Po przyjęciu sakramentów świętych, ku ogólnemu zdumieniu otoczenia, polepszył się także jej stan... fizyczny. Kochające córki zaczęły ją nawet zabierać w wózku, w szykownym kapeluszu, na spacery przed blok.

Czasem pomóc jest trudniej. Hospicyjny psycholog Małgorzata Jabłońska zaobserwowała, że w domach, w których rodzina zastrzega, by nie poruszać tematu choroby, pacjenci mówią gościom z hospicjum o temacie... „oszustwa”. Zwykle nie dotyczy to rodziny, tylko choćby tego, że kiedyś ktoś ich okłamał. – Ich wypowiedzi oscylują wokół tematu nieprawdy – zauważa.

– To dlatego, że choroba i śmierć są tematem tabu – mówi Małgorzata Baran. – Chory miał tylu przyjaciół! Tymczasem po diagnozie „choroba onkologiczna” te kontakty zaczynają się rozluźniać. W końcu zostaje przy nim tylko rodzina. Ludzie boją się rozmawiać o chorobie i śmierci, bo ich nikt do tego nie przygotowuje. Najbardziej boli, kiedy o śmierci boją się rozmawiać medycy. Tymczasem chorego nie wolno okłamywać! W ten sposób traci się jego zaufanie. Gorzka prawda, ale szczera; chyba, że chory nie chce. Przy czym tę prawdę choremu się dawkuje – wyjaśnia.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy