To była jedna z pierwszych łaźni łańcuszkowych na Śląsku. Ten ponadstuletni budynek właśnie został uratowany. Odnowiło go Muzeum Śląskie. Już można go zwiedzać.
W środku muzeum będzie urządzać m.in. wystawy czasowe. Pierwsza jest już gotowa i w pewien sposób, choć dość odległy, też jest związana z węglem. A to dlatego, że dotyczy roli… roślin w życiu człowieka. Gdyby drzewa, które rosły na terenie Katowic 300 mln lat temu, nie runęły w bagno i nie zamieniły się z czasem w węgiel kamienny, historia naszego regionu wyglądałaby zupełnie inaczej…
Wystawa nazywa się „Zaczęło się od ziarna”. – Górny Śląsk kojarzy się przede wszystkim z przemysłem. Tymczasem to stąd pochodzą jedne z najwcześniejszych stanowisk archeologicznych na ziemiach polskich, dotyczących neolitu i udomowienia roślin! – tłumaczy Alicja Knast, dyrektor Muzeum Śląskiego. I przypomina, że to muzeum już przed wojną miało dział przyrody ożywionej i nieożywionej.
Kobiety i kolory
Gmach dawnej łaźni łańcuszkowej kopalni „Katowice” był już w opłakanym stanie. Budowlańcy zachowali w nim – poza ścianami zewnętrznymi – tylko kilka nośnych ścian wewnętrznych oraz stalową konstrukcję dachu.
Do łaźni przeniosły się muzealne działy Historii, Archeologii i Etnologii, które dotąd mieściły się w starej siedzibie przy alei Korfantego. Jest też już zagospodarowane otoczenie ze stolikami do gry w szachy i parkingiem dla autokarów.
Kiedy teraz wchodzisz do odnowionej łaźni, znajdujesz się nagle na wystawie udającej las. Przed opuszczonym, lichym szałasem leży sterta orzechów laskowych i łupin. Dalej widać miejsce po wygasłym ognisku i walające się ogryzione kości. Tak, to opuszczone obozowisko ludzi, którzy żyli na Śląsku przed neolitem, czyli przed wynalezieniem rolnictwa. – Istnieje teoria, według której kobiety lepiej rozróżniają odcienie kolorów, bo to głównie one zajmowały się wtedy zbieractwem. Musiały rozpoznać, która jagoda już jest dojrzała… – mówi Agata Sady, kurator wystawy. – A panowie lepiej orientują się w przestrzeni, bo musieli biegać po lesie za zwierzętami – dodaje.
Kilka metrów dalej na wystawie robi się jaśniej, bo wychodzimy z lasu na otwartą przestrzeń. Przeszło 7 tys. lat temu uzyskali ją na Śląsku pierwsi rolnicy. Jak? Zwyczajnie: spalili kawałek lasu i wykarczowali go kamiennymi motykami… Replika takiej prymitywnej motyki wisi obok.
A gdzie na ziemiach polskich najwcześniej zażółciły się pola? Oczywiście, że u nas… Pierwsi rolnicy dotarli na Śląsk od południa, wchodząc tu przez wygodne obniżenie między górami: Bramę Morawską. Pod Raciborzem i na Płaskowyżu Głubczyckim archeolodzy znaleźli wiele szczątków roślin, które ci przybysze uprawiali.
Co to było? Otóż przede wszystkim trawy z dużym i pożywnym ziarnem: pszenica samopsza i pszenica płaskurka. Dopiero później, dzięki mutacjom genetycznym, pojawiła się i pszenica zwyczajna. Ta miała wielką zaletę: dało się ją wymłócić, czyli oddzielić ziarno od plew.
Ówczesne ziarna były jednak o wiele mniejsze niż dzisiejsze. Można je zobaczyć na tej wystawie. Obok leżą oryginalne, krzemienne noże znalezione pod Raciborzem. – Ten ma tzw. wyświecenia żniwne. To znaczy, że na pewno były nim ścinane zboża! – tłumaczy Agata Sady.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się