Na temat oazy krążyły różne mity. A to, że jest tylko dla dziewczyn. A to, że jest sekciarska. A to, że oazowicze tacy ugrzecznieni i nieżyciowi. I w dodatku nudziarze. Czyżby?
Oaza niech się uciszy
Ta myśl była też bliska św. Janowi Pawłowi II. Nie był na „trójce”. Nie ukończył też kursu animatora. Ale oazę i jej założyciela znał jak mało kto. W sierpniu 2002 roku odwiedził Polskę po raz ostatni. Podczas wizyty towarzyszyli mu także oazowicze. Gdy na krakowskich Błoniach po modlitwie „Anioł Pański” rozentuzjazmowany tłum młodzieży zaczął śpiewać „Barkę”, do mikrofonu podszedł jeden z księży prowadzących spotkanie i stanowczo powiedział: „oaza niech się uciszy”. Nie podziałało. „Oaza niech się uciszy” – powtórzył. Wtedy głos zabrał Jan Paweł II: „Chcę powiedzieć, że właśnie ta oazowa pieśń wyprowadziła mnie z ojczyzny przed dwudziestu trzema laty. Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe. Z tą oazową pieśnią nie rozstawałem się przez wszystkie te lata”.
Oaza się nie uciszyła. Ta "pieśń" cały czas brzmi, nawet jeśli podmieniliśmy słowa i nuty. Bo z hymnem Światowych Dni Młodzieży "Błogosławieni miłosierni" trudno nam się rozstać. I dobrze. Dopowiedzmy jeszcze, że bez Jana Pawła II modlitewne spotkanie młodych z całego świata nie byłoby możliwe. To on dostrzegł potencjał oazowych dni wspólnoty. A potem zlecił zorganizowanie podobnych dla młodzieży całego świata. Wielu stukało się w głowę. Byli pewni, że młodzi nie dopiszą. Że wiara ich już nie interesuje. Na szczęście, pomylili się. Taka jest właśnie moc oazy. I taka jest geneza ŚDM. To trzeba po prostu wiedzieć.