Nowy numer 38/2023 Archiwum

Wielka woda

200 metrów od stojących pod garażem Krzyżoków i Siodmoków nagle... pękł wał na Odrze. Masy wody zaczęły z szumem, w szalonym tempie, zalewać Buków w gminie Lubomia.

Tak wyglądał początek jednego z pierwszych aktów tragedii, jaka w 1997 roku zwaliła się na Polskę. Z brzegów wystąpiła wtedy najpierw Odra, a później Wisła oraz wiele ich dopływów. Zanim pod wodą znalazły się wielkie miasta, jak Opole i Wrocław, żywioł spustoszył śląskie wsie, leżące nad Olzą i Odrą na południe od Raciborza, na terenie archidiecezji katowickiej. Przerażające masy wody wdarły się do nich 20 lat temu: 7 lipca 1997 roku.

Deszcz jak z wiader

Najpierw lało przez trzy doby. Mieszkańcy wsi takich jak Nieboczowy, Buków, Odra czy Olza czuli, że pachnie powodzią. – Ktoś powiedział, że Odra przybiera. Mieliśmy pole nad samą rzeką, więc poszliśmy tam ocalić choć trochę kartofli – wspomina Rita Krzyżok z Bukowa. – Nakopaliśmy tylko pół worka. Deszcz padał tak, jakby ktoś lał z wiader. I jeszcze wiatr wiał ku górom, od północy. W takich warunkach to pewne, że będzie powódź – wspomina.

W Bukowie i okolicznych wsiach ludzie wiedzą wiele o powodziach, bo przeżywali je średnio co dziesięć lat. Wiedzieli, jak się na nie przygotować. Kto miał na podwórku deski albo inne materiały, które mogłaby porwać woda, spinał je łańcuchami. Mieszkańcy zaparkowali też samochody u sąsiadów, do których nigdy wcześniej woda nie dotarła – m.in. u Krzyżoków. To jednak nie wystarczyło. W najgorszych snach nikt bowiem nie przypuszczał, że powódź przybierze tak katastrofalne rozmiary. – W czasie „normalnej” powodzi Odrą koło nas płynie 800–1200 metrów sześciennych na sekundę. Tymczasem wtedy, nie zapomnę tego, płynęło 3200 metrów sześciennych! – mówi Henryk Czorny, który wtedy był sołtysem Bukowa i członkiem zarządu gminy Lubomia.

Chlast, wał przerwało

W poniedziałek 7 lipca o poranku poziom Odry był już tak wysoki, że mieszkańcy Bukowa widzieli ją z okien swoich domów. Płynęła przy samej koronie wałów. Na wodowskazach w niedalekim Raciborzu zabrakło miejsca. Woda całkiem je przykryła i płynęła nad nimi. Rita Krzyżok z mężem, córką, zięciem i sąsiadem Sławkiem rozmawiali przed swoim garażem. Było około 8.30. – Naroz: chlast, wał przerwało, na naszych oczach. Rozskoczyliśmy się do domów – mówi Rita. Jak wspomina Wiesia Siodmok, córka pani Rity, dziś sołtys Bukowa, wał obsunął się pod naporem Odry jakby trzema rzutami. Przez wyrwę zaczęły wlewać się masy wody. Rita zawołała do swojego zięcia: „Marek, uciekej z tym autym, bo go zaleje! Nie bydzie ani auta, ani piyniyndzy na naprawa!”. Marek Siodmok wskoczył więc do samochodu, wcisnął gaz i pognał do położonej wyżej wsi Syrynia. I choć wrócił dość szybko, musiał już brnąć przez wodę, żeby dotrzeć do domu. – W ciągu dwóch godzin, do 10.30, cały Buków był zalany – wspomina Rita Krzyżok. Przez następne dni wody, zamiast ubyć, jeszcze przybyło. Przekonali się o tym znajomi Krzyżoków, Marta i Albin, którzy zasnęli w suchym mieszkaniu. – Rano wstają – i szpluch do wody – mówi Rita Krzyżok.

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast